<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Parę dni temu miało huknąć. I po tym huknięciu już wszystko w telewizorach miało być inne - prawie tak, jak w ubiegłym stuleciu po starcie pierwszego „Big Brothera”. Bo w upublicznianiu tego, co bardzo prywatne, polska wersja amerykańskiego superformatu „Moment prawdy” rzeczywiście idzie tak daleko, jak tylko dzisiaj można. Na razie pierwszy odcinek jednak nie wywołał wielkiej debaty. Ale parę smutnych refleksji - jak najbardziej.
Cóż, podglądactwo kwitnie w telewizji od dawna, podobnie jak i fascynacja najmocniejszymi elementami życia, jak seks czy przestępstwa. Do tego media, jak wiadomo, rządzą się prawem nakręcacza: w każdym sezonie musi być mocniej, soczyściej i bardziej wyraziście niż w poprzednim, bo inaczej oglądalność siądzie. Tacy jesteśmy, więc i „Moment prawdy” musiał nadejść. Mieliśmy już zresztą w telewizji - choćby u Ewy Drzyzgi - parady różnych delikwentów, którzy opowiadali o swoich dewiacjach i chorobach. Ale tym razem ludzie „tacy jak my” nie tylko opowiadają, ale do tego są natychmiast sprawdzani. Dzięki wykrywaczowi kłamstw wiemy, jak jest naprawdę. Oczywiście robią to za pieniądze, więc chętnych nie brakuje. Choć mam wrażenie, że uczestnicy nie bardzo zdają sobie sprawę, ile takie obnażanie się może kosztować.
<!** reklama>Program - najgorętsza nowinka tego przedwiośnia - konstrukcję ma bardzo prostą. Zygmunt Chajzer swoim optymistycznym głosem reklamiarza proszków do prania zadaje pytanie, delikwent odpowiada, wariograf sprawdza. Jeśli kłamstwo - to nici z wygranej. Proste, ale żeby były emocje, trzeba łamać tabu, czyli pytać o seks, małżeńskie zdrady, rodzinne tajemnice. Jasne, że program jest starannie wypieszczony - nie idzie na żywo, ale z „puszki”. Jednak mimo pieszczenia widać było w czwartkowy wieczór konsternację uczestników. Miało być prosto - zakładam, że przed takim programem mówi się przecież bliskim wszelkie tajemnice, żeby zaskoczeń nie było. Ale co innego mówić prywatnie, a co innego publicznie objawiać, że trzasnęło się dziecko w twarz, że teściowa była kiepską matką, że było się bitym, że ma się fantazje erotyczne na temat tej samej płci (dobrze, że tym razem chodziło o kobietę). Nie wiem, czy rodzina, która ostatecznie wygrała 75 tysięcy, do końca zdawała sobie sprawę, że będzie teraz miała tematy na rodzinne kłótnie na długie zimowe wieczory. Choć i tak najsmutniejszy był chłopak, z którego już przy pierwszym pytaniu wyszło, że w głębi duszy czuje, jak bardzo rodzice w niego nie wierzą - choć deklarował, że jest odwrotnie.
W „Momencie prawdy” będziemy mieli prawdę odpowiednio opakowaną i zmiękczoną (w końcu nie jesteśmy Holandią ani Kalifornią), ale pewnie coś tam się do nas przy okazji przesączy. I o tym, jakie tabu bolą nas najbardziej, i o tym, jak to jest z tymi naszymi polskimi obyczajami. I to pewnie będzie, poza paroma rozwodami, efekt tego programu.