Ogród bydgoszczan zajmuje powierzchnię około 2200 m kw. W pełnej okazałości możemy podziwiać go po przejściu przez szpaler iglaków posadzonych za trawnikiem, na którym znajduje się miniplac zabaw. W dół prowadzi nas kamienna ścieżka przywodząca na myśl górskie szlaki, opadająca kaskadowo, bo ogród położony jest na skarpie. W pierwszej kolejności ujrzymy w oddali lśniącą wstęgę wody - w tym właśnie miejscu, w Brdyujściu, łączą się dwie rzeki - Wisła i Brda. To jednak jedynie namiastka tego, co znajdziemy w ogrodzie. Ten mieni się różnymi odcieniami zieleni - od szmaragdu, przez seledyn, miętę, oliwkę, po morską zieleń. To za sprawą ponad stu iglaków, które zdobią to miejsce, zachwycając rozmaitością kształtów i rozmiarów. Znajdziemy tu liczne cyprysiki, cisy, gatunki świerków, sosny i tuje - wszystkie przycięte w różnego rodzaju spirale, kule, stożki, inne rozczapierzone, jeszcze inne płaskie... Obrazu dopełniają posadzone przez państwa Grduszaków drzewa liściaste - różne gatunki wierzby, buki, derenie czy jałowiec. Niebawem ogród nabierze jeszcze więcej kolorów, bo i kwiatów tu nie brakuje. Już teraz w nielicznych miejscach zaczęły pokazywać się hiacynty, a zaraz przyjdzie też pora na tulipany, forsycje, róże...
W centralnej części ogrodu znajduje się wyłożony łupkiem granitowym placyk, a pośrodku niego - palenisko. Przestrzeń otoczona jest częściowo murem z czerwonej cegły - pozostałości z czasów, kiedy teren należał jeszcze do poprzednich właścicieli. Państwo Sylwia i Dariusz postanowili bowiem nie niszczyć elementów dawnej zabudowy, a wręcz przeciwnie - całość przystosowali tak, by naturalnie komponowały się one z tym miejscem. Z placu niewielka kładka prowadzi do altany w stylu marynistycznym.
Zielony zakątek w Bydgoszczy. Trudne początki i cichy bohater ogrodu
Na co dzień pan Dariusz pracuje jako lekarz medycyny ratunkowej, a pani Sylwia jest ratownikiem medycznym. Do tego miejsca wprowadzili się jedenaście lat temu.
- Zawsze chcieliśmy mieć ogród, bo ten towarzyszył nam już od najmłodszych lat. Marzeniem męża było też, żeby ogród był położony nad wodą - opowiada pani Sylwia. - W pewnym momencie mąż znalazł ofertę. To było zimą, wszędzie mnóstwo śniegu. Dom spodobał nam się od razu, a kiedy przeszliśmy na dół, klimat tego ogrodu zupełnie nas zauroczył. Spodobała nam się ta kaskadowa forma, nieregularna przestrzeń. I nie wiem czy to był zbieg okoliczności... ale po prostu zakochaliśmy się w tym miejscu i postanowiliśmy zostać.
Jak wspominają nasi rozmówcy, początki nie były łatwe.
- Nasza córka Natasza miała wtedy trzy lata, kolejne dziecko w drodze. A pracy było mnóstwo. W pierwszej kolejności wymieniliśmy ścieżki, zrobiliśmy oczko wodne, zwoziliśmy materiały: łącznie około 60 ton kamieni i 20 ton łupka - mówi pan Dariusz.
Obecny kształt ogród przybrał około 6 lat temu. To jednak zasługa nie tylko państwa Grduszaków, ale i - jak podkreślają oboje - "cichego bohatera ogrodu", czyli Piotra Bukowskiego, który nie tylko doradza małżeństwu w doborze roślin, ale też zajmuje się np. formowaniem iglaków.
- Trzeba niebywałych umiejętności, żeby to wszystko uformować - i to w taki sposób. Wszystkie formy, które tu widzimy, wyszły właśnie spod ręki pana Piotra. Wymagają przycinania nawet pięć razy w roku. A trzeba zauważyć, że każdy z iglaków ma inny kształt. To właśnie dzięki genialnemu ogrodnikowi udało nam się doprowadzić ogród do takiej formy, jaką sobie wymarzyliśmy - dodają pani Sylwia i pan Dariusz.
Także małżeństwo na brak pracy nie narzeka, bo tej jest mnóstwo - właściwie przez cały rok poza okresem zimowym. To nawożenie, podlewanie, usuwanie chwastów, szkodników, uzupełnianie rabat (o 100 worków kory rocznie!) czy prace renowacyjne.
Mali pomocnicy ogrodu i niezapowiedziane odwiedziny
W ogrodzie rodzina Grduszaków spędza czas właściwie od wiosny do jesieni. To dla nich miejsce spotkań z bliskimi i przyjaciółmi, odpoczynku - które daje wytchnienie, pozwala złapać oddech i oderwać się od codziennych obowiązków. Wielką radość sprawia też Nataszy i Krzysiowi, dzieciom pani Sylwii i pana Dariusza, które nie tylko korzystają z uroków tego miejsca, ale i chętnie pomagają.
- Jeszcze przed tą rozmową córka nam powiedziała, żebyśmy koniecznie wspomnieli, że ona też z nami pieli... - śmieje się pani Sylwia.
Czas spędzony w ogrodzie umilają rodzinie odwiedziny zwierząt - regularnie pojawia się tu jeżyk, na starym orzechu zamieszkały wiewiórki, a czasami podchodzą też sarny. Nie brakuje też wodnego ptactwa. Najwięcej jest kormoranów i kaczek, a zdarzyło się, że podpłynął czarny łabędź. Wieczorami zaś mieszkańcy mogą wsłuchać się w koncerty żab i kaczek. W sezonie na sporty wodne z kolei oglądają przepływające żaglówki czy kajaki, bo w tym miejscu rzeki przebiega tor regatowy.
- Mamy też w garażu sprzęt wodny. Teraz planujemy zrobić bezpieczną ścieżkę, która prowadziłaby od ogrodzenia do linii rzeki. A jak już uda nam się z tym zejściem, przyjdzie czas na kajaki. Choć marzy mi się też motorówka... - mówi pan Dariusz.
