O traumatycznych wydarzeniach sprzed tygodnia ministrowi Błaszczakowi opowiadali Błażej Chamier-Gliszczyński z PSP Chojnice oraz Tomasz Komoszyński, komendant wojewódzki straży pożarnej w Gdańsku.
- Ci ludzie z ciężkim sprzętem, na piechotę próbowali dotrzeć do harcerzy potrzebujących wsparcia - mówił minister Błaszczak.
- Aby ominąć półtorakilometrowy odcinek drogi na której znajdowały się powalone drzewa, dotarliśmy na skraj jeziora - opowiadał komendant Komoszyński. - Znaleźliśmy jakieś stare łódki rybackie, zapakowaliśmy na nie sprzęt. Z jakiegoś znaku, z desek, konarów drzew i łopaty zrobiliśmy sobie prowizoryczne wiosła. W ten sposób dotarliśmy na brzeg. Samo pokonanie odcinka 200 metrów z brzegu, do obozu zajęło nam około 15 minut. Warunki były bardzo trudne. Dzięki temu, że mieszkańcy zrobili przesieki przez las, byliśmy w stanie przetransportować dzieci do Lotynia. Tam czekały namioty, koce...
W lesie, gdzie pojawił się minister Błaszczak, oprócz strażaków z województwa pomorskiego byli również ich koledzy z grupy wysokościowej z Tarnowa.