W wyjeździe towarzyszyli mu komendanci Państwowej Straży Pożarnej, w tym główny - gen. Leszek Suski i wojewódzki - st. bryg. Tomasz Komoszyński.
Sam dojazd na miejsce od drogi krajowej nr 22 zajął konwojowi ok. dziesięciu minut - tak trudne są tam teraz warunki. A dziś droga jest już przecież przejezdna. Minister Mariusz Błaszczak dotarł do miejsca, gdzie dalej już przejść się nie dało - tam pracują nadal strażacy. By do nich dojść, trzeba było przedrzeć się bokiem - lasem przez chaszcze, powalone drzewa i błota. Można było więc sobie wyobrazić, jak wielkiego zadania podjęli się ratownicy, którzy feralnej nocy - w ciemności i błocie zmierzali do zniszczonego przez nawałnicę harcerskiego obozowiska.
Czytaj także: Piekło trwało trzydzieści minut. Teraz ranny strażak potrzebuje pomocy!
Komendanci zdali ministrowi dokładny meldunek, jak przebiegała akcja. Na miejsce dojechał wówczas także komendant wojewódzki - st. bryg. Tomasz Komoszyński. Minister zapytał, czy na miejscu są strażacy, którzy wówczas uczestniczyli w akcji. Okazało się, że nie było, nie mógł więc im osobiście podziękować. Ale dziękował wszystkim tym, którzy teraz dużym zaangażowaniem pracują i usuwają skutki kataklizmu. M.in. strażakom ze specjalnej jednostki wysokościowej. To strażacy z Gdańska, którzy są wyspecjalizowani w pracy na wysokościach.
Jak usłyszał minister, owa jednostka była wezwana wówczas do akcji, ale nie udało się jej dotrzeć na miejsce. Już w trakcie dojazdu, zostali wycofani. Było wiadomo, że ich pomoc w tamtych warunkach była wręcz niemożliwa.
Komendant główny Państwowej Straży Pożarnej informował także, że do akcji poderwane były śmigłowce, ale nie doleciały. Warunki pogodowe były ku temu niesprzyjające.
W sobotę w Suszku o wzywaniu wojska nikt nie wspomniał, choć podobno do Regionalnego Centrum Kryzysowego zgłoszono taką sugestię.
INFO Z POLSKI 17.08.2017 - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju