Normalna, kochająca się rodzina z Włocławka. Mama, tata, córka i dwóch synów. Życie płynęło spokojnie jeszcze latem 2019 roku. Jesienią zaczął się koszmar. Tyle, że na jawie.
Krótko po powrocie z wakacji Łukasza zaczął pobolewać brzuch. Coraz mocniej. Chłopiec czekał na wizytę u specjalisty. W międzyczasie postanowił odwiedzić babcię. Chciał u niej zostać na noc. - Wtedy bardzo go rozbolał brzuch, jeździło mu w tym brzuchu - wspomina pani Irena, babcia. - Do tego było widać, że wnuk chudnie w oczach. Postanowiłam zadzwonić po pogotowie, nie czekając na umówioną wcześniej konsultację.
Karetka do szpitala
I dobrze zrobiła. Karetka od razu zawiozła Łukasza do szpitala we Włocławku. Tutejsi lekarze uznali, że lepszą pomoc pacjentowi są w stanie zapewnić medycy w Bydgoszczy. Wkrótce nastolatek trafił na oddział w bydgoskim „Juraszu”. Był październik. Gdyby tamtego feralnego jesiennego dnia mały włocławianin nie wylądował w szpitalu, po 5 czy 6 godzinach mógłby już nie żyć.
Okazało się, że w brzuchu Łukasza pojawiło się - jak określili lekarze - ciało obce. Olbrzymie, bo o pojemności 2,5 litra. To chłoniak burkitta, atakujący głównie dzieci. Wyjątkowo perfidny rak. Potrafi ujawnić się w ciągu paru dni od zaatakowania małego organizmu.
Operacja nie wchodziła w grę. Jedynie leczenie farmakologiczne. Dzięki lekarstwom udało się. Guz zniknął. Rodzina nie ma jednak powodu do radości. - Pokazały się przerzuty, które są odporne na leki - dodaje babcia Łukasza.
Szansa nr 1 i nr 2
Chłoniak burkitta może pojawić się prawie we wszystkich narządach dzieci i młodzieży. Tak też się stało w przypadku chłopca z Włocławka.
Pojawiła się szansa nr 1. To terapia farmakologiczna, stworzona przez niemieckich onkologów. Narodowy Fundusz Zdrowia kosztów, związanych z tym leczeniem, nie pokrywa. Rodzina pacjenta sama musi zdobyć pieniądze. Koszt miesięcznej kuracji: 30 tysięcy złotych. Rodzice Łukasza uzbierali tę kwotę.
Efekty leczenia nie są jednak zadowalające. Szansa nr 2 to lekarstwo, jedna tabletka, za którą trzeba zapłacić 40 tys. zł. Mama i tata Łukasza nie mają takich środków. Żadna przeciętna polska rodzina by nie miała.- To dlatego prosimy o pomoc - zaznacza pani Irena. - Wstępnie mówi się o 100 tys. zł, potrzebnych na leczenie, a potem rehabilitację wnuka.
Łukasz Narewski jest m.in. podopiecznym fundacji „Zdążyć z pomocą” (link do strony: https://dzieciom.pl/podopieczni/37059). Można znaleźć opis jego choroby, wpisując w wyszukiwarkę „Łukasz Narewski” oraz „Zdążyć z pomocą”. Można także kierować wpłaty na konto: Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”, Alior Bank S.A., nr rachunku: 42 2490 0005 0000 4600 7549 3994, tytułem - 37059 Narewski Łukasz darowizna na pomoc i ochronę zdrowia.
- Lekarze nie wybiegają w przyszłość - dodają krewni Łukasza. - Nie mówią nam, co może się stać. Skupiają się na teraźniejszości. Na tym, jak teraz ratować nasze dziecko.
Babcia kontynuuje: - Polska służba zdrowia jest krytykowana, ale na opiekę onkologiczną, biorąc pod uwagę przykład mojego wnuka, złego słowa nie powiem. Personel, aparatura, wyposażenie sal czy jedzenie - nie mam do nich zastrzeżeń.
2 mld zł solą w oku
Komentarz z internetu: - Byłoby lepiej, gdyby to nie rodziny pacjentów, ale państwo, płaciło za leczenie nie objęte refundacją NFZ. Gdyby 2 mld zł, które ma dostać Telewizja Polska, jednak przeznaczono na leczenie onkologiczne, rodziny chorych chociaż trochę by odetchnęły.
