Początek drugiej części sezonu nie był dla Legii wymarzony. Spore kłopoty przy Łazienkowskiej sprawił drużynie Aleksandara Vukovicia ŁKS Łódź (ostatecznie skończyło się na 3:1), a drugi z Beniaminków, Raków Częstochowa, urwał im punkt w Bełchatowie (2:2). Potknięcie to wykorzystała Cracovia, która zrównała się punktami z liderem tabeli.
W sobotnim meczu z Jagiellonią Wojskowi nie mogli sobie pozwolić na kolejne potknięcie. Tym bardziej, że rywale i tym razem nie należeli do mocarzy. Po objęciu drużyny przez Iwajłę Petewa zespół z Podlasia nie zdobył jeszcze bramki (0:3 z Wisłą Kraków i 0:0 z Koroną Kielce).
- W tej lidze o każdy punkt trzeba mocno walczyć. Siedem punktów po trzech meczach uznałbym za dobry początek. Doceniamy rywala. Jagiellonia to klub, który w ostatnich latach potrafił walczyć o mistrzostwo. Trochę się tam zmieniło, ale w drużynie wciąż zostało wiele jakości. Na pewno stać ich na więcej niż pokazali w dwóch poprzednich meczach - podkreślał przed meczem Vuković.
Komplementowani przez Serba goście na początku sobotniego meczu nie pokazali jednak wiele. Rzadko wydostawali się z piłką poza własną połowę, grali bez widocznego pomysłu i dokładności. Ich sytuacji nie ułatwiło też to, że już od siódmej minuty przegrywali. Po dośrodkowaniu w pole karne wybita piłka trafiła pod nogi Marko Vesovicia, ten zdecydował się na strzał i (po rykoszecie, który zmylił bramkarza) pokonał Dejana Iliewa.
Dominacja Legii trwała w najlepsze, a potwierdził ją gol Jose Kante w 30. minucie. Z prawej strony dośrodkował Arvydas Novikovas, a Gwinejczyk urwał się obrońcom i nie dał szans Iliewowi strzałem głową. Strata drugiej bramki nieco zmobilizowała gości - niedługo później udało im się oddać pierwszy strzał na bramkę rywali. Poszybował jednak wysoko nad poprzeczką.
Po bardzo słabej pierwszej części gry trener Jagiellonii w przerwie dokonał dwóch zmian. Na boisku pojawili się Juan Camara oraz były zawodnik Legii Ariel Borysiuk. Goście zaczęli grać odważniej i pojawiać się w okolicach pola karnego Wojskowych. Przewagę wciąż mieli jednak legioniści. Szybko strzelili też gola na 3:0 po tym, jak w ogromnym zamieszaniu w polu bramkowym najlepiej odnalazł się niezawodny Kante.
Niespełna 20 minut przed końcem regulaminowego czasu gry Kante zdobył kolejną bramkę, sędzia dopatrzył się jednak pozycji spalonej. Chwilę później Gwinejczyk zszedł z murawy, a zastąpił go debiutujący w Legii Tomas Pekhart [wywiad z czeskim napastnikiem znajdziesz >> TUTAJ <<]. 30-latek szybko pokazał się kibicom z dobrej strony. Wykorzystał już pierwszą dogodną sytuację i w 90. minucie ustalił wynik na 4:0.
Legia pewnie zdobyła trzy punkty i może czekać na wynik niedzielnego meczu Cracovii, którą czeka trudny wyjazd do Gliwic. W następnej kolejce kibiców czeka mecz na szczycie - w sobotę 29 lutego "Pasy" przyjadą na Łazienkowską.
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
ZOBACZ TEŻ:
- Antolić: W Chorwacji bywają łatwe mecze, w Polsce nigdy
- Tomas Pekhart: Polski futbol będzie mi pasował [WYWIAD]
- Radomiak strzelił trzy gole drużynie z Ligi Mistrzów!
- Jacek Bąk: Nasza liga jest słaba. Trzeba stawiać na młodzież
- Legia zareagowała na skandaliczne transparenty kibiców
- Snajperzy i niewypały - napastnicy Legii ostatniej dekady
