<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Co powiedzieli sobie wczoraj panowie Krzysztof Sikora i Piotr Całbecki za zamkniętymi drzwiami? Po piętnastu minutach obrad wyszli odmienieni. Szczególnie przewodniczący sejmiku. Dopiero co przyznawał rację radnym, pytającym o obiecane przez Zarząd Województwa dokumenty. „Obietnica to obietnica” - mówił. Zgadzał się z tym, że nad tak poważną sprawą, jak powołanie spółki województwa, która obracać będzie setkami milionów złotych, trzeba dyskutować merytorycznie, z konkretami na papierze.
<!** reklama>Po wyjściu z pokoju stwierdził, że wycofuje wniosek o przełożenie dyskusji. Nagle odkrył, że obietnice jednak można łamać, a dyskusja merytoryczna nie jest potrzebna? Był przeciw, a nawet za? Wielki kredyt zaufania dało wczoraj 22 radnych marszałkowi i jego współpracownikom. Głosując „za” powołaniem spółki bez podstawowych informacji na jej temat, dało dowód (do wyboru): 1. solidarności partyjnego układu koalicyjnego, 2. beztroski. 3. wielkiej troski o przyszłość szpitali i finanse regionu. Ostatnia opcja brzmi może pokrętnie w odniesieniu do opisywanej sytuacji, ale teoretycznie jest możliwa. Dotyczy ewentualności, w której radni posiadają ponadprzeciętne zdolności prognozowania. Nie wiedzą, jak funkcjonować będzie spółka, ale oczyma duszy widzą już szpitale i kasę województwa za 10, 20 lat.
Szpitale są pełne nowoczesnego sprzętu, a kasa - pełna. Jedno, po wczorajszej sesji, jest dla mnie jasne. Nie ma dla radnych obietnic, których można nie złamać. I nie ma uchwał, których nie da się przegłosować. Aha, i najważniejsze: kwadrans wystarczy, by przewodniczący wypadł z roli.