https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kuternoga z darem od Boga

Katarzyna Kabacińska
O Krzysztofie „Komedzie” Trzcińskim mawia się z nabożeństwem „Chopin jazzu”. Jego żona, Zofia pozwalała sobie na żart: „Ryży i kuternoga, to przestroga od Boga”. Szukając złotego środka, dołóżmy do ułomności „Komedy” boski talent...

O Krzysztofie „Komedzie” Trzcińskim mawia się z nabożeństwem „Chopin jazzu”. Jego żona, Zofia pozwalała sobie na żart: „Ryży i kuternoga, to przestroga od Boga”. Szukając złotego środka, dołóżmy do ułomności „Komedy” boski talent...

<!** Image 2 align=right alt="Image 170351" sub="Krzysztof „Komeda”
Trzciński">Zofię Trzcińską, szaloną muzę artystów Polski lat 50. zapytano kiedyś, dlaczego spośród barwnej rzeszy przystojnych adoratorów wybrała niepozornego pianistę. Żachnęła się tylko, bo co tu tłumaczyć, że wśród talentów różnej maści, wyłuskała ten, jak diament? Gdy się poznali na Zaduszkach Jazzowych w Krakowie, ona już szefowała tamtejszemu Jazz Clubowi, on był lekarzem, który dzielił czas między jazz i pacjentów, myśląc, że da się to pogodzić.

Też dla ucha, tylko inaczej

I może by tak było, gdyby muzykę i medycynę miłością obdarzał jednakową. Tymczasem Trzciński po raz pierwszy usiadł do klawiatury jak miał cztery lata i przez następne, gdy kontynuował naukę, nie marzył już o niczym innym, tylko o karierze wirtuoza! Wojna pokrzyżowała te plany, a że w poznańskiej rodzinie zawód lekarza był szczególnie pożądany, stanęło na laryngologii. Też coś dla ucha, tylko inaczej! Żarty żartami, ale to laryngologii zawdzięczamy „Komedę”, bo taki pseudonim przybrał muzykujący lekarz, żeby ukryć nocne jazzowanie, które na początku lat 50. nie cieszyło się dobrą sławą. Nie wiadomo jednak , co by się stało, gdyby Trzciński wyjechał na proponowaną specjalizację. „Nie pozwoliłam mu na tę Pragę ze względu na koncerty” powie po latach w wywiadzie wdowa „Komedowa” i doda, że wyzwoliła go, przekonując, że może być tylko muzykiem.

<!** reklama>Stanowcza żona to jedno, jazzowe wybory - drugie. A te krystalizowały się u Trzcińskiego coraz wyraźniej. Nie chciał już grać muzyki dixielandowej, pociągał go modern jazz. To z tego pragnienia powstał Komeda Sextet, który triumfował w 1956 r. na I Jazz Festiwalu w Sopocie. „Graliśmy jazz nowoczesny i odtąd wiedziałem, że tylko to jest kierunek dla mnie.” powiedział „Komeda” jedenaście lat później w jedynym zachowanym wywiadzie radiowym.

<!** Image 3 align=none alt="Image 170351" sub="Wojciech Majewski">Kołysanka na pożegnanie

Krzysztof „Komeda” Trzciński otworzył Polskę na jazz i jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało, jest faktem. Niezwykle kreatywny, gromadził wokół siebie najzdolniejszych, to on (nie bez pomocy żony!) odkrył dla świata Tomasza Stańkę, Michała Urbaniaka, Urszulę Dudziak. I komponował, komponował... Nawet, gdy brzdąkał sobie na fortepianie, ot, tak od niechcenia, jak było z kołysanką do „Dwóch ludzi z szafą” Romana Polańskiego. A przecież to ona w 1957 r. rozpoczęła filmową karierę muzyki „Komedy”! -Nie zawsze to były utwory stricte jazzowe, jak ten do „Noża w wodzie”- powie Polskiemu Radiu, ale zaraz wyjaśni, że tylko przez jazz mógł się najlepiej wypowiedzieć. Flirt z X Muzą trwał, byli więc „Niewinni czarodzieje” Wajdy i „Do widzenia, do jutra” Morgensterna, a w 1960 r. pierwszy wyjazd do Skandynawii, gdzie potem Trzciński grywał i nagrywał wielokrotnie. Jazz Jamboree`62 zapisał się Etiudami baletowymi „Komedy”, o czym w kraju mało kto wiedział, odwrotnie, niż zagranicą i ta przywoływała go coraz częściej, aż w 1967 r. - za namową Polańskiego - wyjechał do Los Angeles. Pracował tam nad muzyką do jego filmu „Dziecko Rosemary”. „Krzysiu zaczął życie (filmowe -przyp. red.)od kołysanki i kołysanką skończył” podsumowała wdowa „Komedowa” w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, bo to wtedy jedna z pijanych eskapad z Markiem Hłaską przerwała genialna karierę Trzcińskiego.

<!** Image 4 align=none alt="Image 170351" sub="Quintet „Plays Komeda”">Inspiracje, interpretacje...

Nominowana do Złotych Globów kołysanka z „Dziecka Rosemary”, flagowe dzieło „Komedy”, ma ponad 100 interpretacji, w tym wokalizę Marianny Wróblewskiej i to ona towarzyszyła kompozytorowi w ostatniej drodze.

Nam muzyka Krzysztofa „Komedy” Trzcińskiego towarzyszy do dziś, pomimo że wkrótce mijają 42 lata od jego śmierci. Jednocześnie niedługo obchodzić będziemy 80. rocznicę urodzin „Komedy”, co dla kochających jego muzykę jazzmanów jest doskonałą okazją do specjalnego koncertu.

<!** Image 5 align=left alt="Image 170351" sub="Henryk Miśkiewicz">-Będąc niekwestionowanym autorytetem jazzowym, „Komeda” dla nas to przede wszystkim inspiracja - przyznaje Artur Lawrenz z zespołu Around Jazz Quintet, który swoje interpretacje kompozycji Trzcińskiego przedstawi 18 kwietnia o godz. 21.00 w „Węgliszku”. Oprócz lidera za perkusją, zagrają: Miłosz Gawryłkiewicz - trąbka, Szymon Łukowski - sax, Michał Gozdek - piano i Grzegorz Nadolny - bass.

Gratkę dla jazzfanów przygotowała Filharmonia Pomorska, która 29 kwietnia o godz. 19.00 zaprosi na koncert „Miśkiewicz/MajewskiQuintet Plays Komeda”. Myli się jednak ten, kto myśli, że oklaskiwać będziemy dwóch panów Henryków M: Miśkiewicza - wybitnego saksofinistę i Majewskiego - trębacza- ikonę polskiego jazzu. Pierwszy zagra i, owszem, ale rozszerzając rodzinny talent na perkusję, za którą siądzie syn - Michał. Henryka Majewskiego zaś godnie zastąpią dwaj synowie - Robert, który jest trębaczem jak ojciec i Wojciech, pianista z klasycznymi inklinacjami. Ale żeby nie było zbyt familiarnie, na kontrabasie zagra obcy, co nie znaczy nieznany, Jacek Niedziela.

Muzyka, jak wiadomo, łączy pokolenia i to ona trzy lata temu, w Roku Komedy połączyła jazzmanów grających utwory Krzysztofa Trzcińskiego w nowych aranżacjach pod wodzą guru saksofonu, Henryka Miśkiewicza. Teraz jest okazja, by te „Komedowe” inspiracje przypomnieć. A że jazz to wolność i improwizacja, nie ma obawy, żaden koncert się nie powtórzy!

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski