Lawinowo rośnie liczba dzieci, młodych i starych, potrzebujących pomocy psychiatry. Tymczasem droga do lekarza bywa cierniowa, zaś w Bydgoszczy łamane są wszelkie standardy. Pora ogłosić alarm.
<!** Image 2 align=middle alt="Image 8007" >
W ciągu ostatnich kilku lat w Polsce liczba osób leczących się w szpitalach psychiatrycznych wzrosła o prawie 30 proc., o blisko 40 proc. zwiększyła się liczba leczonych z chorobami afektywnymi, objawiającymi się głównie obniżeniem nastroju. Jeszcze gorzej jest z tzw. zaburzeniami adaptacji i nerwicami, tu wzrost jest szokujący - sięga 235 procent!
- Trwa wyścig szczurów, słabsi coraz częściej wypadają z gry i lądują u psychiatry. Bieda, jeśli stan zdrowia chorego wymaga hospitalizacji - mówi prof. dr hab. n. med. Aleksander Araszkiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum UMK.
Problem narasta. Krążą listy. Są spotkania, konferencje, obietnice. I mur niemożności.
W 2000 roku profesor, konsultant wojewódzki w dziedzinie psychiatrii, alarmował marszałka województwa Waldemara Achramowicza, który jest również przewodniczącym Regionalnego Komitetu Sterującego ds. Ochrony Zdrowia:
„Dostępność leczenia psychiatrycznego i odwykowego, zarówno stacjonarnego, dziennego jak również ambulatoryjnego na terenie województwa jest zła. Najgorzej sytuacja przedstawia się w byłym województwie bydgoskim i włocławskim. Krytycznie jest w Bydgoszczy: tragiczny wskaźnik łóżek, niedostateczna opieka środowiskowa.
Choremu biada
Klinika Psychiatrii Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy: iasnota, standardy marne, tyle, ile dało się wycisnąć z dawnego hotelu pielęgniarek. 26 łóżek ogólnopsychiatrycznych, 24 dla pacjentów z zaburzeniami nerwicowymi (jedyny oddział w regionie). Termin przyjęć - wrzesień 2006 roku.
Na oddziale psychoz leczone są najtrudniejsze przypadki: schizofrenia i choroba afektywna jedno- i dwubiegunowa (dawniej określaną psychozą maniakalno-depresyjną). Ordynator dr n. med. Maria Linka mówi bez owijania w bawełnę:
- Wczoraj lekarz z Inowrocławia prosił o przyjęcie chorego, my nie mieliśmy gdzie go położyć, a Świecie błagało o nieprzysyłanie nikogo, bo zostało im jedno wolne łóżko! Horror! Czy dziewczynie, którą choroba dopadła na studiach, mamy kazać czekać rok? Przestawiamy, dostawiamy.
Iza, lat 22, studentka fizyki, stypendium naukowe. W lipcu przeszła załamanie nerwowe, najpierw oddział szpitala w Świeciu, teraz w klinice. Czuje się lepiej, marzy o powrocie na studia. - Przy lekach i współpracy powinna nieźle funkcjonować - mówi dr Linka.
Gorzej z 16-letnią licealistką. Dorota, należy do grupy tych pacjentów, którzy choroby nie przyjmują do wiadomości, więc trafi pewnie do kliniki nie raz i nie dwa. Gdzie, jeśli ekwilibrystyka z łóżkami nie wyjdzie? Majka, stolarz z zawodu, nie radzi sobie z życiem. Od kilku lat krąży między domem, przychodnią i kliniką, tu czuje się bezpieczna. Ze Zdzisławem, 25-letnim rolnikiem spod Lipna, „zgryz” mieli lekarze z powiatowego szpitala, skierowali go do kliniki. - Powinien być leczony w placówce dla osób z zaburzeniami osobowości, ale takich nie ma - wzdycha ordynator. On sam ciągle marzy o dziewczynie, która go zrozumie i żyć będą jak Pan Bóg przykazał.
W bydgoskiej klinice oddział dzienny dla dzieci i młodzieży to dwa pokoiki. Żeby powstał, zlikwidowano gabinet lekarza dyżurnego. W jednym uczą się gimnazjaliści i licealiści, którym potworny lęk uniemożliwia chodzenie do szkoły. Dziesięć osób, dla więcej nie ma miejsca, choć byłyby pieniądze.
Dramat dzieci
- Coraz więcej jest wśród dzieci i młodzieży zaburzeń psychicznych, najczęstsze to depresje, zaburzenia lękowe, fobie szkolne - mówi ordynator Małgorzata Dąbkowska. - Diagnozowanie jest trudniejsze niż w przypadku dorosłych, gdyż te same objawy mogą występować w przypadku różnych chorób. Bywa, że otoczenie dostrzega tylko kłopoty szkolne, a to już choroba psychiczna, którą trzeba leczyć jak serce, czy nerki.
Gdzie? W poradniach czas goni, na wizytę trzeba czekać. Dramat, gdy trzeba położyć dziecko na oddziale szpitalnym. W Bydgoszczy go nie ma. W województwie istnieją tylko dwa oddziały stacjonarne: dla dzieci w Świeciu i dla młodzieży w Toruniu. Według standardów pacjent (i mały, i duży) powinien mieć do najbliższego szpitala od 5 do 10 km! Tymczasem z Bydgoszczy do Świecia jest 50 km.
O dramatach małych pacjentów mówi się od lat i nic się nie zmienia. Podobnie jest w przypadku nowoczesnego oddziału leczenia domowego. Oddział to lekarka, trzy pielęgniarki, karetka i 20 chorych w domach. - To cudowna, tańsza niż szpital forma leczenia, pacjent unika stygmatyzacji, rodzina uczy się, jak mu pomagać - przekonuje szefowa oddziału (i przyklinicznej poradni), dr Ewa Chimiak-Drożdżewska. - Od 20 lat mówi się, że pomysł trzeba realizować w obu bydgoskich przychodniach.
Stan niemożności
W Bydgoszczy psychiatria zawsze spychana była na margines.
- Tu są różne grupy interesów - skarży się jeden z lekarzy. - Mógł powstać oddział dla dzieci, ale zabrakło nam siły przebicia. Inaczej było i jest w Toruniu, może dlatego że to miasto uniwersyteckie, a inteligencja ma większe zrozumienie dla problemu?
- Mamy wszystkie niezbędne formy leczenia dla dzieci, młodzieży i dorosłych, podporą dla lecznictwa jest system opieki środowiskowej, gdyby jeszcze zmienił się system finansowania! - mówi Mieczysław Janiszewski, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Lecznictwa Psychiatrycznego.
W programie docelowej sieci lecznictwa psychiatrycznego w województwie, utworzonej 10 lat temu zakładano, że Bydgoszcz będzie miała 200 łóżek. Toruń już dziś ma 170.
Walka o nowoczesny szpital w Bydgoszczy przypomina walkę z wiatrakami. W roku 2000 ówczesny rektor Akademii Medycznej wystąpił do ministra zdrowia o umieszczenie w planach budowy kliniki lub przejęcie resortowego szpitala MSWiA. Ten pomysł zgłosiła niezależna firma konsultingowa, analizująca sytuację służby zdrowia dla Regionalnego Komitetu Sterującego.
Ta druga propozycja wyskakuje co rusz jak królik z cylindra iluzjonisty, ale brakuje dobrej woli by go zrealizować. Władze miasta mówią, że „blokuje resort, szpital specjalistyczny to gestia marszałka województwa”. Marszałek Achramowicz w programie telewizyjnym (październik ub.r.) deklarował wsparcie dla utworzenia w resortowym szpitalu Centrum Zdrowia Psychicznego. I na deklaracji się skończyło (nie znalazł czasu, by porozmawiać z redakcją - dlaczego?). Obiecał przed wyborami pomoc wojewoda. - Ze mną nikt na temat restrukturacji szpitala nie rozmawiał - zapewnia dyrektor szpitala MSWiA, Ryszard Balcerzak.
Stan niemożności trwa.