Aby został błogosławionym, nie może być wątpliwości co do okoliczności jego śmierci. Tak mówi prawo kanoniczne. Wątpliwości jednak są. Pojawiły się w trakcie śledztwa, o którym wielu ludzi Kościoła mówi dziś niezwykle emocjonalnie, sugerując, że zło kierowało prokuratorem, który poszedł za daleko.
<!** Image 2 align=right alt="Image 67789" sub="Miejsce, gdzie wrzucono ciało księdza Jerzego Popiełuszki do Wisły, na zaporze we Włocławku. /Fot. Archiwum">- To wszystko rzeczy nieprawdziwe, wyssane z palca! Bzdury wierutne! Proces beatyfikacyjny przebiega, prace trwają w Kongregacji. Żadnych terminów wolałbym jednak nie podawać - ks. dr Tomasz Kaczmarek, postulator procesu beatyfikacyjnego księdza Jerzego Popiełuszki, nie kryje niechęci do dwóch osób związanych ściśle ze sprawą ks. Jerzego. Chodzi o prokuratora Andrzeja Witkowskiego, który z przerwami od 1990 r. zajmował się sprawą uprowadzenia i zamordowania kapłana, oraz dziennikarza, Wojciecha Sumlińskiego, który najważniejsze ustalenia śledztwa ujawnił w książce „Kto naprawdę Go zabił?”.
Nowi świadkowie
Przypomnijmy pokrótce najważniejsze wątki przerwanego niespodziewanie śledztwa z lat 2002-2004. Andrzej Witkowski wraz z zespołem - prokurator, 2 policjantów - dotarł do nowych świadków. Chodzi, m.in., o byłych pracowników spółdzielni rybackiej „Certa”, którzy w październiku 1984 r. łowili ryby, a dokładnie kłusowali i dlatego wcześniej nie chcieli zeznawać, pod tamą we Włocławku. Z zeznań dwóch z nich (trzeci już wtedy nie żył, ale jego relację dwaj pozostali dokładnie odtworzyli) wynika, że pakunek w kształcie ciała zrzucono z zapory na ich oczach. Miało to się dziać 25 października, a nie jak przyjęto podczas procesu w Toruniu, 19 października, czyli wieczorem w dniu porwania.
<!** reklama>Prokurator Witkowski przeprowadził szereg eksperymentów śledczych. Między innymi sprawdzono, czy możliwe jest przemieszczenie się samochodem od Górska do Włocławka w czasie podanym przez Piotrowskiego, Pękalę i Chmielewskiego, zakładając, że auto wielokrotnie zatrzymuje się wjeżdżając w las, gdzie otwierany jest bagażnik i sprawcy biją księdza. Okazało się to niemożliwe - ta podróż musiałaby trwać dłużej.
<!** Image 3 align=right alt="Image 67798" sub="Ks. Jerzy Popiełuszko, kapłan „Solidarności”">To w trakcie jego śledztwa przeprowadzono badanie materiału marynarki, którą miał na sobie 19.10. Waldemar Chrostowski, kierowca Popiełuszki. Dwóch niezależnych ekspertów doszło do jednoznacznego wniosku, że klapa i patka marynarki nie zostały wyrwane w momencie bohaterskiego skoku z samochodu, jak zeznawał Chrostowski, tylko wcześniej zostały odcięte ostrym narzędziem, najprawdopodobniej brzytwą. Witkowski dotarł do nowych świadków, z zeznań których wyłania się inny przebieg uprowadzenia kapłana. To, w połączeniu z relacjami kilkunastu innych osób oraz nieznanymi dotąd, opatrzonymi klauzulą tajności dokumentami, które wskazały na prawdopodobieństwo współpracy Chrostowskiego z SB, sprawiło, że wokół kierowcy ks. Jerzego pojawiły się wątpliwości. Ostatecznie w śledztwie Witkowskiego ustalono okoliczności dające podstawę do sformułowania zarzutów wobec niego.
Kto naprawdę Go zabił?
Z ustaleń śledztwa, które nagle Witkowskiemu odebrano, jawi się odmienny obraz uprowadzenia i zabójstwa księdza niż ten utrwalony w świadomości społecznej. Co działo się z księdzem lub już jego zwłokami między 19 a 25 października 1984 r.? A może Piotrowski, Pękala, Chmielewski, zatrzymani 23.10., byli porywaczami i oprawcami, którzy mieli za zadanie przekazać księdza innej grupie? Może tej, która wsławiła się swą brutalnością w czasie tzw. „porwań toruńskich”? Może pod toruńskim mostem drogowym księdza przekazano tym ludziom i tam świadomie upuścił różaniec - o którym piszemy na stronie obok - by zostawić jakiś ślad? A jeżeli tak, to kto zabił księdza Jerzego?
<!** Image 4 align=right alt="Image 67799" sub="Ostatnie zdjęcie księdza Jerzego Popiełuszki wykonane 19 października 1984 roku w Bydgoszczy podczas mszy świętej. /Fot. Archiwum">Wszystkie te nowe ustalenia wywołujące szereg wątpliwości zebrał w swej książce Wojciech Sumliński: - Przed jej opublikowaniem rozmawiałem z wieloma biskupami i ludźmi Kościoła. Dotarłem do ks. prymasa Józefa Glempa - wspomina. - Po 2 godzinach omawiania ustaleń Witkowskiego prymas był wzruszony i przejęty. Wspomniał Ojca Świętego, który miał mu kiedyś powiedzieć, że wszystko to musi być wyjaśnione, by ks. Jerzy mógł zostać beatyfikowany. Odebrałem to jednoznacznie - ci, którzy dążą do wyjaśnienia pojawiających się wątpliwości, działają w dobrej sprawie. I tego się trzymam. Zaskoczeniem była dla mnie oficjalna wypowiedź prymasa, którą usłyszałem jakiś czas potem, że beatyfikacja nastąpi już za rok. To był szok, jakbym słyszał dwóch różnych prymasów!
Książka Sumlińskiego wydana w 2005 r. emocje wzbudza do dziś, szczególnie wśród księży. Podczas niedawnego programu w telewizyjnej „Jedynce” na temat beatyfikacji ks. Jerzego absolutnie odmienne stanowiska o ustaleniach Witkowskiego, prezentowanych w książce Sumlińskiego, przedstawili ks. Stanisław Małkowski, przyjaciel Popiełuszki, i ks. prof. Jan Sochoń. Pierwszy chwalił autora za rzetelność, drugi odrzucał publikację w całości. Ksiądz Sochoń wspominał swoje rozmowy z G. Piotrowskim, w czasie których próbował ustalić ważny element dla procesu beatyfikacyjnego: czy ksiądz Jerzy prosił oprawców o darowanie życia? Piotrowski miał stwierdzić, że tylko raz wspomniał, by go nie zabijać. - Mówił wiarygodnie - zapewniał ks. Sochoń. W tym momencie dał wiarę porywaczowi kapłana „Solidarności”, a zarazem przyznał, że dzisiejszy Piotrowski, redaktor „Faktów i Mitów”, jest dla niego niewiarygodny.
- Spotkałem się z ważnymi ludźmi Kościoła, którzy prosili mnie, by sprawy już nie ruszać, bo to tylko może opóźnić proces beatyfikacji, a chyba wszystkim zależy, by nastąpiła ona jak najszybciej - dodaje W. Sumliński. - W ostatecznym wyjaśnieniu sprawy przeszkadza wspólny, pozapartyjny front ludzi z różnych środowisk. Są to: mordercy i armia tuszujących z dawnego MSW, niektórzy księża - pamiętajmy, że Piotrowskiemu podlegała cała kościelna agentura w północnej Polsce - a także zwykli szczerzy katolicy, którzy chcą mieć błogosławionego. A tak przy okazji, Witkowskiego zaatakował jeszcze w połowie lat 90. ks. Michał Czajkowski, który później okazał się agentem SB.
Zdaniem postulatora ks. Kaczmarka, domyślać się można sił stojących za nagłośnieniem burzących ustalony w 1985 r., podczas pamiętnego procesu toruńskiego, klarowny - jego zdaniem - obraz porwania i morderstwa: - W tę sprawę zaangażował się „Polsat” i „Wprost”, chyba nie muszę nic więcej dodawać...
I, niestety, nie dodał. Warto wspomnieć, że wcześniej w „Gazecie Wyborczej” pojawiła się oszczercza notatka autora anonima, że Witkowski i Sumliński działają na zlecenie... Piotrowskiego, by wybielić morderców. (W tej sprawie Witkowski skierował przeciwko GW zawiadomienie o przestępstwie znieważenia prokuratora). Potem pojawiła się jej łagodniejsza wersja, że obaj dali się złapać na esbeckie fałszywki.
Z uwagi na dobro śledztwa
Nadzieje na powrót Witkowskiego do rozgrzebanego śledztwa pojawiły się z nastaniem IV RP. W marcu tego roku w programie „30 minut”, emitowanym w TVP, koordynator ds. służb specjalnych, Z. Wassermann, wypowiadał się, że tylko prokurator Witkowski ma szansę zakończyć śledztwo, bo jest nie tylko rzetelny i uczciwy (w sądzie nie przegrał nigdy!), ale też zna najlepiej w Polsce tę konkretną sprawę. Jednocześnie jednak udziału Witkowskiemu w tym samym programie zabronił ówczesny prokurator krajowy J. Kaczmarek (!) reprezentując ministra Z. Ziobrę, który na początku kadencji deklarował gruntowne wyjaśnienie sprawy. Zgodnie z tym pismem, Witkowskiemu nie wolno się wypowiadać na temat śledztwa dotyczącego ks. Popiełuszki w żadnych okolicznościach.
- Zamyka się mu usta i próbuje jednocześnie zrobić z niego oszołoma. To prawdziwy skandal - ocenia Sumliński. - A sprawa się rozmywa w gąszczu innych, którymi zajmuje się zespół w warszawskiej Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu.
Prokurator Bogusław Czerwiński, naczelnik tej komisji, zaprzecza, jego wypowiedzi są ostrożne: - Pochylamy się z całą powagą nad ustaleniami prokuratora Witkowskiego. Jego prace kontynuują inni prokuratorzy. Prowadzone przez nas śledztwo dotyczy związku przestępczego w MSW i ma około 50 wątków, wśród których sprawa ks. Jerzego jest najważniejsza.
Prokurator podkreśla, że to nie on podejmował decyzję w sprawie odsunięcia Witkowskiego od śledztwa. Na podstawowe pytanie: czy ustalenia procesu toruńskiego należy uznać za rzetelne, tak jak sugerują zwolennicy szybkiej kanonizacji ks. Jerzego, wypowiada się dyplomatycznie: „Na obecnym etapie postępowania przedwczesne są wypowiedzi co do rzetelności i prawidłowości procesu toruńskiego, a z uwagi na dobro śledztwa przekazywanie informacji na ten temat nie jest obecnie możliwe”.
Prawda i wątpliwości
Prokurator stara się tu szczególnie uważać na słowa, bo jako fachowiec jest w niezręcznej sytuacji. Musi przecież zdawać sobie sprawę, że proces toruński był najbardziej sterowanym spektaklem w historii PRL, na co są liczne dowody. A skoro tak, to jakim cudem w kwestii winy 3 oskarżonych i okoliczności śmierci księdza prawda miała objawić się wówczas w całej pełni!? Jednak właśnie w ten cud chcą najwyraźniej wierzyć wszyscy odrzucający wątpliwości, które przyniosło śledztwo Witkowskiego.