Kto odczuje podwyżkę

Smród się ciągnie za tą ustawą nieziemski. Po pierwsze, miało być lepiej, bo miało być mniej śmieci i w ogóle czyściej. Czy tak będzie, to się dopiero okaże, kiedy niektórzy zaczną się migać od płacenia za pogniecione puszki po piwie i pudła z niedojedzoną pizzą. Po drugie, wiele miast uznało, że te nowe przepisy śmieciowe biją w ich interesy i interesy spółek komunalnych, które do tej pory wywoziły odpady. No bo teraz, gdy będą przetargi, to te wszystkie miejskie spółki przegrają z potentatami na rynku.

Najważniejsze jest jednak to, że nikt oficjalnie nie chce w Bydgoszczy powiedzieć, ile to wszystko ma kosztować. A kosztować na pewno będzie. Bo skoro właścicielem śmieci ma być gmina i to ona ma odpowiadać za wywóz odpadów, to po pierwsze musi mieć ona jakieś narzędzia do sprawdzania, kto ile śmieci produkuje. Tym narzędziem będzie urzędnik i jego kajet. Ponieważ w Bydgoszczy nigdy takich urzędników nie było, to trzeba ich będzie zatrudnić. Po drugie - ktoś musi sprawdzać to, co urzędnik potem w kajecie zapisze. I temu komuś też trzeba będzie zapłacić. Oczywiście Urząd Miasta nie zapłaci ze swoich pieniędzy, ponieważ własnych nie ma. Bo żyje z nas.

Tak dochodzimy do momentu, w którym trzeba sobie jasno powiedzieć, że od 1 lipca przyszłego roku zapłacimy za wywóz śmieci o wiele więcej. Ile - oficjalnie ratusz jeszcze nie powie. A nie powie, bo to niezbyt polityczne dołować bydgoszczan kolejną podwyżką, która wchodzi w życie na podstawie przepisów ustalanych przez Grażynę Ciemniak, kiedyś posłankę, a teraz zastępcę prezydenta miasta.

Ona podwyżki pewnie nie odczuje.