Oficjalnie opozycja podkreśla, że wprowadzenie zakazu startu w wyborach przez samorządowców, którzy sprawowali swe funkcje przez dwie kadencje, jest niezgodne z konstytucją i bezprawne. Na wszelki wypadek tworzy jednak listę polityków, którzy mogliby stanąć w wyborcze samorządowe szranki w przypadku, gdyby dotychczasowi prezydenci (duże miasta i wojewódzkie samorządy to bastion PO) w wyborach wystartować nie mogli.
Zapisz się na bezpłatne szkolenie
Kto miałby zastąpić Rafała Bruskiego, gdyby ten został wyeliminowany z wyborów prawnymi zabiegami? Wczoraj podano, że mógłby być to poseł Paweł Olszewski, który ma już spore doświadczenie samorządowe, poselskie, pełnił też funkcję ministra. To z jednej strony zaleta, ale z drugiej - przeszkoda, bo start w wyborach samorządowych oznaczałby dla posła polityczny krok w tył.

Podobnie sytuacja ma się w Toruniu, gdzie do wzięcia udziału w wyborach namawiany jest marszałek Piotr Całbecki. Dla niego ewentualny start byłby raczej degradacją, bo w toruńskim ratuszu marszałek też już zasiadał. Dlatego na ewentualne propozycje marszałek ma gotową odpowiedź. - Zamierzam kontynuować swoją misję, którą sprawuję z woli wyborców, i nadal pracować na rzecz mieszkańców województwa - deklaruje Piotr Całbecki.
Quiz: Co wiesz o nominowanych do Oscara w 2017?
Marszałek może mieć jednak inny problem, bo coraz częściej mówi się o likwidacji urzędów marszałkowskich w ogóle.
- Docelowo mam nadzieję, że po ostatniej perspektywie unijnej przyjdzie czas na poważną reformę administracyjną, likwidację sztucznych dużych województw i odtworzenie województwa bydgoskiego - zapowiada poseł Piotr Król (PiS).
Prezydent Bydgoszczy w ogóle na temat wyborów wypowiadać się nie chciał. Wiadomo, że planuje kolejną kadencję. Ale jest też - w przeciwieństwie do prezydenta Torunia - członkiem Platformy Obywatelskiej. Jeśli partia zdecyduje, że wystawi innego kandydata, będzie się musiał z tym pogodzić. Na razie jednak się na to nie zanosi.
Przypomnijmy, Prawo i Sprawiedliwość chce sprawdzić, czy możliwe jest wprowadzenie zakazu kandydowania na fotele wójtów, burmistrzów i prezydentów w sytuacji, gdy ci sprawowali już urząd przez dwie kadencje. PiS uzasadnia pomysł koniecznością rozbicia lokalnych klik, których uczestnicy sprawują władzę w gminach niejednokrotnie przez kilkanaście lat i więcej.
Posłowie opozycji nie palą się do startu w wyborach samorządowych i mają nadzieję, że pomysł dwukadencyjności zostanie uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z polskim prawem.
Przeczytaj: Ministerstwo ma nowe priorytery, więc uważa, że może odebrać bydgoskiemu teatrowi kasę
Wśród nazwisk polityków, którzy mieliby zastąpić samorządowców w wyborach, są politycy powszechnie znani. Na przykład w Gdańsku prezydenta Pawła Adamowicza miałby zastąpić poseł Jarosław Wałęsa, syn Lecha Wałęsy. W szczecinie mógłby być to Sławomir Nitras, a w Warszawie Andrzej Halicki albo były minister spraw zagranicznych Rafał Trzaskowski. W Grudziądzu Roberta Malinowskiego mógłby zmienić poseł Tomasz Szymański, a w Bydgoszczy prezydenta Rafała Bruskiego poseł Paweł Olszewski.
Co na to poseł Paweł Olszewski? Jak się okazuje, pomysł ten niespecjalnie przypadł mu do gustu.
- Nie wiem, skąd ten pomysł, nikt się do mnie w tej sprawie nie zwracał, a ja się na to stanowisko specjalnie nie pcham - studzi emocje poseł.

Podobnie jest ze skarbnikiem miasta Piotrem Tomaszewskim, który również wskazywany był jako ten, który mógłby powalczyć o fotel prezydenta miasta w nadchodzących wyborach samorządowych (te odbędą się na jesieni przyszłego roku).
- Nie należę do żadnej partii. Mam swoje zadania do wypełnienia, a moja praca sprawia mi ogrom satysfakcji. Nie zamierzam starać się o to stanowisko - twierdzi Piotr Tomaszewski.
Przeczytaj też: Czy bydgoski szpital straci na rządowej reformie?
Są jednak tacy, którzy wskazują, że PiS - blokując możliwość ponownego startu wielu samorządowcom - strzelać będzie do własnej bramki. Bo ta armia ludzi, wśród których spotkać można działaczy zbierających w wyborach ponad 70 procent poparcia, zdecyduje się zapewne na udział w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Może się więc okazać, że posłowie, którzy zakazali im pracy samorządowej, będą musieli zmierzyć się z nimi w walce o poselskie fotele, a w starciu takim wcale nie muszą być na wygranej pozycji.
Kwestię dwukadencyjności w samorządach będzie musiał prawdopodobnie rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny. Politycy podkreślają, że nawet jeśli wprowadzać takie zasady, to nie mogą one obowiązywać wstecz.
