Za czasów PRL była handlową potegą. Do spółdzielni spożywców należały tysiące sklepów w całej Polsce. Sama BSS „Społem” liczyła ponad 38 tysięcy członków. Miała 528 sklepów i zatrudniała ponad 3 tysiące ludzi. To już przeszłość...
<!** Image 2 align=none alt="Image 173034" sub="Prezes Kazimierz Piszczek kieruje Bydgoską Spółdzielnią Spożywców od 30 lat. Był jej założycielem i orędownikiem samodzielności. Przedstawicielom znanych sieci handlowych, które łakomią się na sklepy BSS, mówi: „Nie!”. Fot. Tadeusz Pawłowski">„Rywal”, „Rywalka”, „Partner” oraz jedyny wieżowiec przy ul. Gdańskiej to ślady dawnej potęgi bydgoskiej spółdzielni „Społem”. Liczba jej sklepów skurczyła się do 70, a członków spółdzielni z 38183 w 1987 r. zostało 391. Bydgoskiej Spółdzielni Spożywców daleko jednak do biedy czy bankructwa. Jej majątek oblicza się na kilkadziesiąt milionów, a spółdzielnia radzi sobie bez bankowych kredytów. Handluje, czerpie profity z wynajmu spółdzielczych lokali i co roku wypłaca udziałowcom dywidendy. Pracownicy (jest ich ponad 500) mogą liczyć na comiesięczne nagrody. Niewielkie, ale za to regularne.
- Nie jest źle - słyszymy w sklepach BSS. Spółdzielcze lokale nie są piękne ani nowoczesne, a personel to kobiety z wieloletnim stażem. - Młodzi za takie pieniądze pracować nie chcą, a dla nas jest ważne to, że płaca jest na czas i mamy gdzie dotrwać do emerytury - mówią sprzedawczynie. Pamiętają czasy pustych półek i wielkich kolejek. Dziś muszą zabiegać o klienta, bo konkurencja rośnie, a ich zarobek zależy od prowizji. - Są sklepy, których załoga przejawia inwencję i zarabia po 3 tys. zł brutto oraz takie, gdzie musimy dopłacać do minimalnego wynagrodzenia, bo sprzedawca woli by jego ręce i nogi miały spokój - tłumaczy
<!** reklama>
Kazimierz Piszczek, prezes BSS.
Rządzi tą spółdzielnią od 30 lat. Oderwał ją od macierzy, czyli od Wojewodzkiego Związku Spółdzielni „Społem” miesiąc przed stanem wojennym, zarejestrował jako samodzielną BSS i został potraktowany jak odszczepieniec. - Gdy ogłoszono stan wojenny, to w WSS „Społem” cieszyli się, że wszystko będzie unieważnione i dalej będą nami rządzić - wspomina Piszczek. Generał Jaruzelski nie zawetował wcześniejszych reform i BSS przetrwała. W jej statucie nadal widniał cel: „Udział w budowie gospodarki socjalistycznej, opartej na społecznej własności środków produkcji”, a na zgromadzenia przedstawicieli BSS „Społem” w latach 80. regularnie przychodzili sekretarze KM i KW PZPR. Chwalono się wynikami, wręczano dyplomy „przodującym działaczom ruchu spółdzielczego”, losowano bony zakupowe.
<!** Image 3 align=none alt="Image 173035" sub="Większość pawilonów BSS „Społem”
na osiedlach tak właśnie wygląda Fot. Tadeusz Pawłowski">„Udział alkoholu w naszej sprzedaży jest najniższy w kraju i wynosi 12,07 proc.” - chwalił się w 1985 r. prezes Piszczek przed I sekretarzem PZPR Ryszardem Bandoszkiem. - Był wtedy odgórny nakaz, by nie rozpijać narodu - śmieje się dziś z tego szef bydgoskich spożywców. Dziesięć lat później handel alkoholem stanowił już jedną czwartą sprzedaży BSS i przynosił niezłe dochody. - Teraz mamy tylko 10 proc. udział alkoholu w ogólnej sprzedaży, bo rośnie nam konkurencja. Powstają obok nas małe sklepiki z całodobową sprzedażą alkoholu, a stacje benzynowe sprzedają alkohol nawet w święta - wyjaśnia prezes.
Początek lat 90. i transformacja ustrojowa były dla BSS bolesne. Do centrali „Społem” wszedł likwidator, a cały spółdzielczy majątek podzielono między okręgowe spółdzielnie, powstałe w miejsce WSS „Społem”. - My, jako jedyni, nie byliśmy zrzeszeni w okręgu, więc uznano, że nic ze wspólnie wypracowanego majątku nam się nie należy - wspomina Piszczek. Przydała mu się wtedy prawnicza wiedza (ma uprawnienia radcowskie). Dowiódł, że podział majątku nastąpił
z pokrzywdzeniem
<!** Image 4 align=none alt="Image 173035" sub="W sklepach BSS pracują kobiety z długim stażem, a ich pensje zależą od prowizji. Część z nich miała udziały w spółdzielni, ale je sprzedała. Fot. Tadeusz Pawłowski">
członków BSS i uchwała centrali jest nieważna. Osiągnął tyle, że zwrócono jego spółdzielni 4 piętra biurowca (pozostałe piętra BSS musiała odkupić od spółdzielni „Merkury”). - Ustawa prywatyzacyjna też drogo nas kosztowała, bo z 570 sklepów, które mieliśmy, kazano nam oddać - właścicielom lub skarbowi państwa - aż 440 placówek - wylicza prezes.
Kolejne lata to walka o uregulowanie prawa własności lokali i gruntów. -
Centrala i WSS „Społem” zaniedbały wpisy do ksiąg wieczystych i drogo
nas to teraz kosztuje - wyjaśnia Kazimierz Piszczek. Sześć lat walczył o
halę targową przy Magdzińskiego. - Budynek jest już naszą własnością, a
teren pod nim możemy użytkować przez 99 lat - mówi z satysfakcją.
<!** Image 5 align=none alt="Image 173035" sub="Dom Handlowy „Tęcza” należał niegdyś do WPHW, potem do Otexu, dziś BSS prowadzi tu sklep spożywczy Fot. Tadeusz Pawłowski">
Chętnych na boksy w hali za dużo nie ma. - Stawki są za wysokie - żalą się dzierżawcy, a spółdzielnia kusi ich upustami za wynajęcie kolejnego boksu.
BSS ma poważny problem z lokalami handlowymi w spółdzielniach mieszkaniowych. Chce je przejąć od SM „Zjednoczeni” i SM „Budowlani”, walczy o to w sądzie. - Jeden z procesów trwa już 10 lat - żali się prezes Piszczek. Twierdzi, że sporne sklepy BSS się należą: - Spłaciliśmy za spółdzielnie mieszkaniowe kredyt zaciągnięty na budowę handlowych lokali, rezygnując z wypłaty nagród naszym pracownikom. Uchroniliśmy „Zjednoczonych” i „ Budowlanych przed odsetkami sięgającymi kilkuset procent. To było za Balcerowicza i jego słynnej reformy pieniężnej.
Prezes twierdzi, że BSS szukała ugody. Chciała oddać spółdzielniom dwie trzecie użytkowanych sklepów, ale z ich strony
nie było zgody.
<!** Image 6 align=none alt="Image 173035" sub="Jedyny wieżowiec przy Gdańskiej należy do BSS. Część pomieszczeń spółdzielnia najmuje,
w części ma swoje biura.
13 tysięcy metrów kwadratowych gruntu
w centrum miasta to znakomita lokata. Fot. Tadeusz Pawłowski">
Sądowa ugoda z SM „Zjednoczeni” z 2004 r. też zakończyła się porażką. - Mieliśmy jej przez 20 lat płacić za sklepy tak jak za spółdzielcze lokale własnościowe, a ona zerwała umowę i podniosła nam czynsz o 200 procent - ubolewa Kazimierz Piszczek. BSS chce wykupić grunt pod tymi sklepami i wystąpić o ich uwłaszczenie. - Niedawno wydano ustawę, która zobowiązuje nas do wykupu wszystkich gruntów, przekazanych w tzw. użytkowanie wieczyste i to po cenach rynkowych - przypomina prezes i nie ukrywa, że BSS czekają ogromne wydatki. Nie powiodła się próba sprzedaży pawilonu i gruntu przy Modrakowej. Spółdzielnia liczyła, że zarobi na tym 1,7 mln zł. Ma też problem z wynajmem lokali, nawet tych w centrum miasta. Niegdyś kilka pięter w biurowcu i sąsiednim obiekcie wynajmował „Prokom”, a lokal na parterze przez 10 lat dzierżawiła „Terranowa”, sieć z włoską odzieżą, związana z piosenkarką Stenią Kozłowską. Jej miejsce zajął bank. W „Rywalu” są teraz Chińczycy i firmy meblowe. Przeniósł się tu też z „Rywalki” lubiany przez bydgoszczan spółdzielczy sklep AGD. Miejsce po nim wynajęto lokalnemu kupcowi.
- Od kupowania w sklepach BSS odstręcza to, że nie można w nich płacić kartą - skarżą się klienci. Razi ich też szpetota niektórych pawilonów handlowych na osiedlach. - Nie możemy w nie inwestować, bo nie jest uregulowany ich stan prawny - wyjaśnia prezes Piszczek.
<!** Image 7 align=none alt="Image 173035" sub="Dawniej BSS „Społem” sprowadzała towar bezpośrednio
od producenta, dziś bywa z tym różnie Fot. Tadeusz Pawłowski">
Kiepski stan spółdzielczych placówek nie brzydzi przedstawicieli wielkich sieci handlowych. Od lat ostrzą sobie zęby na
przejęcie BSS-owskich dóbr.
Podchody pod BSS robiła firma Eurocash - największa samoobsługowa sieć hurtowni, stworzona przez Mariusza Świtalskiego (16 miejsce na liście najbogatszych Polaków), twórcę Elekromisu, sieci sklepów „Żabka” i „Biedronka” oraz najnowszej handlowej sieci pod wdzięcznym szyldem „Czerwona Torebka”.
- Firma Eurocash nie oddała nam długów po upadłym „Elektromisie”. Zapłaćcie, to będziemy rozmawiać, powiedziałem - wspomina Kazimierz Piszczek.
Chrapkę na kilkadziesiąt spółdzielczych sklepów w Bydgoszczy ma też grupa handlowa Emperia, dysponująca siecią marketów: „Delima”, „Stokrotka”, „Groszek”, „Milea” i „Lewiatan”. Udało się jej przejąć „Społem” w Tychach, a teraz przymierza się do stworzenia sieci sklepów „Gama” , wspólnie z 54 spółdzielniami „Społem” z całej Polski. Prezes Piszczek nie ma wątpliwości, że to próba przejęcia społemowskiej sieci przez dominujące na naszym rynku firmy z tej branży. Martwi go informacja, że Eurocash przejmuje hurt od Emperii i staje się monopolistą na rynku żywności, alkoholi i papierosów.
Kiedyś BSS mogła być dla innych placówek handlowych konkurencyjna, bo sprowadzała towar bezpośrednio od producenta. Dziś wielkie hurtownie przejmują towar dużo taniej i kierują go do swoich sieci. Ostatnio prezes
przejechał się na cukrze.
- Krajowa Spółka Cukrownicza chciała nam go sprzedawać za 5,67 zł brutto. Wysłałem skargę do ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. Napisałem, że nie do przyjęcia jest to, by polska spółka oferowała korzystniejsze warunki zagranicznym firmom, a ceny cukru w ich sklepach były o 20 proc. niższe - pokazuje pismo. List prezesa Piszczka przesłano do ministerstwa rolnictwa i nic z tego nie wynika. BSS musi sprzedawać drogo kupiony cukier po 4,99 zł za kilogram, a w supermarketach kosztuje on złotówkę taniej.
„Społem” zza między, czyli z Torunia takich problemów nie ma. Jest udziałowcem POLOmarketu i właścicielem „Bresse Pol” - spółki z o.o. (w 2007 r. majątek PSS „Społem” w Toruniu wniesiono aportem do „Bresse Pol”). Konsekwencją uwłaszczenia się części spółdzielców jest bunt tych, którzy zbyt wcześnie i tanio sprzedali swoje udziały. Czują się teraz pokrzywdzeni i walczą o sprawiedliwość w sądzie.
POLOmarket podchodził trzykrotnie do BSS. - Nie jesteśmy na sprzedaż - odpowiadał mu prezes Piszczek. W bydgoskiej spółdzielni, która w 1985 roku liczyła 395685 członków, zostało ich zaledwie 391. W 1995 roku liczba członków BBS zmniejszyła się do 1300, potem było ich coraz mniej. Wykreślano tych, którzy wyprowadzali się z Bydgoszczy lub przestawali pracować w spółdzielni. Niektórzy sami wypłacali udziały, bo przycisnęła ich bieda lub bali się, że BSS padnie. Nabardziej wystraszyła ich zapowiedź rychłego opodatkowania wypłacanych pieniędzy, w myśl nowego prawa.
BSS co roku sprzedaje lub wydzierżawia kolejne sklepy. W ciągu ostatnich lat jej zasoby lokalowe zmniejszyły się o połowę. Spółdzielnia ma na to zgodę zgromadzenia przedstawicieli. W sprawozdaniu finansowym, złożonym w sądzie rejestrowym, można przeczytać, że kapitał trwały spółdzielni przekroczył w 2009 r. 35,5 mln zł i co roku BSS osiąga od miliona do dwóch czystego zysku. Statut BSS stanowi, że majątek spółdzielni jest prywatną własnością członków. Czy to oznacza, że udziałowcy
mogą się podzielić
spółdzielczym bogactwem? Niekoniecznie. Ten, kto ze spółdzielni odchodzi, dostaje tylko wypłatę za swój udział o nominalnej wartości (BSS co roku przeznacza kilkaset tysięcy złotych z zysku na dopisy do członkowskich udziałów). Podział majątku między udziałowców jest możliwy tylko po likwidacji spółdzielni, ale na to w BSS się na razie nie zanosi. Nie przyjmuje się za to nowych członków. Dlaczego?
- Uzgodniliśmy, że wstrzymamy się z rekrutacją do czasu ustanowienia nowego prawa spółdzielczego. Był projekt, który zakładał, że w przypadku likwidacji spółdzielni majątek przechodzi na cele ogólnospołeczne. Miał on zapobiec pokusie uwłaszczenia, ale upadł przy pierwszym czytaniu w Sejmie. Pojawiły się też pomysły zakładające, że spółdzielnie przekształcą się w spółki - przypomina prezes i stawia diagnozę: - W Polsce jest zła atmosfera wokół spółdzielczości. Trudno to zrozumieć, bo ruch spółdzielczy w USA, Francji i Japonii kwitnie, przysparzając korzyści gospodarce. A Polacy próbują go zniszczyć.
Fakty
BSS bez szyldu
Krajowy Związek Rewizyjny Spółdzielni Spożywców „Społem” z siedzibą w Warszawie zrzeszał do niedawna 300 spółdzielni, które miały 4820 sklepów, 150 tys. członków i zatrudniały około 50 tys. ludzi. Część spółdzielni znalazła inwestorów i zawiązała spółki, zamieniając stary szyld sklepowy na logo znanych sieci handlowych. Bydgoska Spółdzielnia Spożywców do KZRSS nie wstąpiła, więc kazano jej płacić za szyld „Społem”, do którego nowa spółdzielcza centrala nabyła prawa. - To był powód, dla którego ograniczyliśmy naszą nazwę do BSS - wyjaśnia prezes Kazimierz Piszczek.
W PRL o tym, gdzie stanie państwowy lokal handlowy i kto go będzie prowadził, decydowały Wojewódzkie Związki Budownictwa Mieszkaniowego oraz komisje planowania gospodarczego w komitetach wojewódzkich partii. To one nakazywały bankom zawieranie umów na kredytowanie tych inwestycji. Dobro było wspólne, socjalistyczne, nikt nie przywiązywał wagi do wpisów w księgach wieczystych, więc po ustawie uwłaszczeniowej zrobił się bałagan i zaczęły się procesy o prawo do handlowych lokali. BSS straciła wtedy większość z ponad 500 sklepów i zaczęła się procesować, m.in., ze spółdzielniami mieszkaniowymi.
Dziś BSS posiada 70 sklepów, 291 udziałowców i ponad 500 pracowników. W 2009 r. jej przychody ze sprzedaży sięgały 96 mln zł, a zysk brutto 2,3 mln zł. Z tytułu najmu i usług BSS miała ponad 5,5 mln zł, a dywidenda wypłacona udziałowcom wyniosła 568 tys. zł. Spółdzielnią od 30 lat kieruje dwuosobowy zarząd (prezes K. Piszczek i wiceprezes St. Michałowski). Rada Nadzorcza liczy 13 osób, a uchwały podejmuje zgromadzenie przedstawicieli BSS.
