O rzeczywistym stanie budownictwa absolutnie nie wolno było mówić. Oficjalne media na okrągło odtrąbiały jedynie sukcesy w postaci rekordów w układaniu cegieł czy stawiania stropów, szczelnie opuszczając kurtynę na wszelkie braki i niedoróbki. Ci, którzy mieli to „szczęście” otrzymać w tym czasie mieszkanie w bloku, mieli prawdziwy „krzyż pański” z jego doprowadzeniem do ładu i normalnym korzystaniem z tak upragnionego lokum.
Opisał stan mieszkania
Pierwszym, który przerwał tę zmowę milczenia, był… inżynier budownictwa z Bydgoszczy podpisujący się inicjałami St. G. Ponieważ wiosną 1955 roku odebrał klucze do mieszkania w bloku nr 26 I na osiedlu Leśnym i zetknął się dosłownie z miejscowymi realiami budownictwa, postanowił interweniować „u najwyższych czynników” - we władzach lokalnych PZPR i w Prezydium MRN. Udał się również do redakcji „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, gdzie opisał fachowo i w szczegółach stan swojego mieszkania. Redakcja nieśmiało, w oględnych słowach, opis ten opublikowała, co stało się przyczynkiem do wielkiej dyskusji nt. stanu polskiego budownictwa.
Odpadający tynk i pęcherze
Jak z informacji złożonej przez inż. St. G. wynikało, w mieszkaniu miał m.in. krzywą ścianę, która za dotknięciem ręki chwiała się na wszystkie strony, jakby miała się rozlecieć. Z sufitu stopniowo odpadał tynk, a na ścianach powstawały podtynkowe pęcherze. Drzwi do łazienki wypadały przy każdym użyciu z futryn, w mniejszym pokoju parkiet tworzył na środku sporych rozmiarów pagórek, a okna były w znacznym stopniu nieszczelnie osadzone.
Z sufitu stopniowo odpadał tynk, a na ścianach powstawały podtynkowe pęcherze. Drzwi do łazienki wypadały przy każdym użyciu z futryn.
Afera, którą wszczął bydgoski inżynier, spowodowała zainteresowanie odpowiednich „czynników” i zaangażowanie specjalnej ekipy do dokonania poprawek w tym bloku, w którym praktycznie w każdym mieszkaniu znajdowały się jakieś braki.
