Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Kowalewski w Bydgoszczy: - Brak rozumu jest dla aktora najgorszy [relacja ze spotkania]

Joanna Pluta
Joanna Pluta
Krzysztof Kowalewski w Bydgoszczy.
Krzysztof Kowalewski w Bydgoszczy. Tomasz Czachorowski
Wybitny polski aktor w poniedziałek spotkał się z bydgoską publicznością. Przyjechał na festiwal Animocje.

Mówi, że został aktorem, bo nie miał na siebie żadnego pomysłu. Krzysztof Kowalewski w poniedziałek po południu odebrał w Bydgoszczy nagrodę Animocji za szczególne osiągnięcia w dziedzinie dubbingu.

W filmie debiutował w wieku 23 lat, w „Krzyżakach” Aleksandra Forda. - Debiut to chyba za dużo powiedziane. Wiecie kogo tam grałem? Jednego z łuczników angielskich. Czy mnie tam widać? W pewnym sensie tak. Jest scena, gdy nagle łucznicy w tumanach bitewnego kurzu wypuszczają z łuków strzały. No i jak się tak przyjrzycie, to czwarta od góry jest moja - żartował Krzysztof Kowalewski. - Na planie spędziłem 1,5 miesiąca, z czego dni zdjęciowych miałem chyba ze dwa.

Jeden z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych, filmowych i dubbingowych przyjechał do Bydgoszczy na 8. edycję Międzynarodowego Festiwalu Filmów Animowanych Animocje i odebrał nagrodę za szczególne osiągnięcia w dziedzinie dubbingu - jedyne takie wyróżnienie w Polsce. Publiczności opowiadał między innymi o swoich początkach w zawodzie.

- Przed maturą tkwiłem w takim towarzyskim tyglu - mówił. - Nie w głowie mi było myśleć o przyszłości. Szybko jednak się okazało, że wszyscy moi koledzy mają już plan na siebie, a ja w końcu zostałem sam. I wtedy pomyślałem, że skoro moja mama jest aktorką [Elżbieta Kowalewska - przyp. red.], to i ja w to pójdę. Odradzała, mówiła, jaki to niewdzięczny zawód, ale ja nie posłuchałem. Oczywiście nie żałuję, ale zawód to w istocie niewdzięczny i poniekąd niewolniczy, bo tak naprawdę cały czas trzeba w nim realizować czyjeś widzimisię.

W pierwszej próbie nie dostał się do szkoły aktorskiej. Zwrócił jednak na siebie uwagę - brwiami. - Pewnego razu zostałem wywołany na zajęciach przez prof. Mariana Wyrzykowskiego. Kazał mi stanąć na środku i coś recytować. Powiedziałem, co było trzeba, a gdy skończyłem zapadła cisza. Pomyślałem sobie "nie jest źle". Wtedy prof. Wyrzykowski powiedział: "Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że gdy pan mówi, to każde słowo podkreśla ruchem brwi? To niesłychane, fenomenalne" - opowiadał.

Przed kolejnym startem do szkoły teatralnej, odradzał mu to jeden z profesorów. - I tak mnie rozwścieczył, że pomyślałem „ja wam wszystkim pokażę” i się dostałem - opowiadał. - Początki miałem jednak kiepskie, po pierwszym semestrze chciałem rzucać studia. Aż w końcu zacząłem rozumieć, o co w tym aktorstwie chodzi i poczułem, że to nawet fajne. Tak mi zostało do dzisiaj.

Czytaj również: KRZYSZTOF KOWALEWSKI W BYDGOSZCZY: ZOSTAŁEM AKTOREM, BO NIE MIAŁEM NA SIEBIE POMYSŁU [ZDJĘCIA]

Kowalewski opowiadał też o swojej współpracy ze Stanisławem Bareją - zagrał w jego „Brunecie wieczorową porą”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” i w kultowym „Misiu”. - Byłem bardzo zadowolony z tych propozycji, bo przemawiał do mnie ten konkretny rodzaj żartu, który był w scenariuszach Stanisława Tyma - mówił.

Rolę gospodarza Stanisława Anioła w „Alternatywy 4” jednak odrzucił. - Nie podobał mi się ten scenariusz, nie czułem tam polotu. Nie żałuję - mówił.

Wiele osób zna go doskonale z roli w słuchowisku radiowym „Kocham pana, panie Sułku”. Razem z Martą Lipińską wykreowali w nim niezapomniane postaci. Czy było tam miejsce na improwizację? - Żadnego, w dużej mierze dlatego, że scenariusz był bardzo precyzyjnie napisany, a żarty opierały się często na szyku słów - opowiadał.

Z publiczności padło też pytanie o współczesne aktorstwo. - W gruncie rzeczy ten zawód został sprofanowany - odpowiedział Kowalewski. - Najgorsza jest ta masa serialowa - to prawie masa krytyczna, strasznie marna. A swoje dokładają jeszcze fatalne scenariusze. Do tego brak odpowiedniego wykształcenia i - co najgorsze dla aktora - brak rozumu. Oczywiście nie można wszystkich wrzucać do tego worka - są wybitni młodzi aktorzy, są też wybitne seriale, polskich jednak nie oglądam - nie daję rady. Za to polskie kino jest coraz lepsze.

Krzysztof Kowalewski, wybitny polski aktor na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Animowanych Animocje w Bydgoszczy.Wybitny polski aktor w poniedziałek po południu odebrał w Bydgoszczy nagrodę za szczególne osiągnięcia w dziedzinie dubbingu. Wyróżnienie przyznawane przez festiwal Animocje to jedyna taka nagroda w Polsce.Filmy"Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?", "Brunet wieczorową porą", "Miś", słuchowisko radiowe "Kocham pana, panie Sułku" i mnóstwo filmów, w których udzielał się dubbingowo (m.in. "Auta", "Ratatuj", "Rio" i ”Siedmiu krasnoludków ratuje Śpiącą Królewnę”) - z ról w tych produkcjach znamy Krzysztofa Kowalewskiego. W poniedziałek po południu przyjechał do Bydgoszczy, by na festiwalu Animocje odebrać nagrodę za szczególne osiągnięcia w dziedzinie dubbingu. Opowiadał o początkach swojej kariery, współpracy ze Stanisławem Bareją i o tym, co myśli o współczesnym aktorstwie.

Krzysztof Kowalewski w Bydgoszczy: Zostałem aktorem, bo nie ...

Co go zachwyciło ostatnio? - "Cicha noc" Piotra Domalewskiego - odpowiedział. - W tym filmie wszystko jest wyjątkowe, łącznie z tym, ze reżyser jest debiutantem.

Mam Pytanie - rozmowa z Magdaleną Mateją o Smoleńsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Krzysztof Kowalewski w Bydgoszczy: - Brak rozumu jest dla aktora najgorszy [relacja ze spotkania] - Gazeta Pomorska