<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Trwa nieustające pasmo sukcesów letnich. Rockowych, oczywiście. Lato to przecież koncertowe żniwa - choć jakby w tym roku cieńsze nieco niż drzewiej bywało, bo kryzys pogonił sponsorów. Z jednej strony, po kraju krążą jednak różne muzyczne widma, obskakujące festyny i imprezy darmowe, z drugiej - mamy festiwale światowych gwiazd naprawdę wielkich, do których przytulają się i nasze maluchy. Jednego możemy być w każdym razie pewni: w to lato żadna polska gwiazda rocka nam się nie narodzi. Nie tylko dlatego, że starzy trzymają się aż tak mocno.
<!** reklama>Wystarczy zresztą spojrzeć na polskie gwiazdy festiwali, które trafiają na główną scenę, a nie do upchanego w jakimś namiocie działu „młode talenty”. Znacie je? A jakże! Wasi rodzice też je znają! Polski rock w wersji maksi wciąż tkwi po kolana w latach 80. i początku 90. ubiegłego stulecia, swoim najlepszym okresie, kiedy to utwory rockowe znaczyły sporo, a rockowe grupy stawały się gwiazdami w amerykańskim tempie. Oczywiście, na ówczesną, polską miarę, bo przecież nigdy nie dorobiliśmy się idoli żyjących z zadęciem światowych celebrities. I co najwyżej po latach możemy wysłuchać opowieści o wódczanych ekscesach w hotelu w Kutnie, a nie o lądowaniach helikopterem na stadionach podczas megatras. A polskie rockowe autorytety od paru dekad - jak Kazik, Jenerka, Waglewski i Muniek - pewnie padłyby ze śmiechu, pytane o finansowy aspekt tego, że ustawiały myślenie w głowach setek tysięcy młodych Polaków.
Cóż, żyjemy dziś w czasach jednocześnie dobrych i złych dla rocka. Wielcy dyktatorzy gustów - jak RMF - kreowanie rockmenów mają w poważaniu wielkim, a na festiwalach gwiazdami są zespoły światowe. Nasi to tak naprawdę wypełniacze. Polski rock został z polskiej popkultury skutecznie wyczesany, ewentualnie funkcjonuje w wersji utrefionej. Trafił do niszy, undergroundu i tam ma się całkiem nieźle. Kiedy posłucha się krążących po sieci muzycznych plików, to naprawdę nie wygląda to tak źle. Dalej ta muzyka ma zęby i wcale nie zgłupiała, jak chcieliby dziadkowie polskiego rocka. Nie jest tak, że rock się skiepścił, przestał walczyć z Babilonem i jest mięciutki jak Feelo-Wilki. Poza tym ciągle się go gra po piwnicach i garażach. W samej redakcji mamy trzech muzykantów z trzech różnych zespołów.
Tyle że na niszy się zaczyna i na niszy kończy. Nie ma tak naprawdę żadnych kanałów kreacji rockowych gwiazd. Kiedy za dwa lata o nie spytamy, to znowu będą to Kazik (choćby Kult nie nagrywał płyt), Muniek i Maciej Maleńczuk, którego zabawy z kiczem poszły już zdecydowanie za daleko. No, najwyżej ktoś znowu ułoży kolejną listę młodych talentów.
To ciekawe, że choć kultura popularna w globalnej wiosce infantylnieje szokująco szybko, to w tej dziedzinie zrobiło się tak klasycznie. Choć niektórzy mówią, że dla rocka nisza zawsze jest lepsza. Mniej pieniędzy to mniej kompromisów.