https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krwotok wliczony w koszta

Jacek Kiełpiński
Ośmioboczna klatka rządzi się swoimi prawami. Zawodnicy nie znajdą ucieczki przed serią ciosów przeciwnika. Muszą walczyć do końca, a towarzyszyć im będzie wrzask publiczności.

Ośmioboczna klatka rządzi się swoimi prawami. Zawodnicy nie znajdą ucieczki przed serią ciosów przeciwnika. Muszą walczyć do końca, a towarzyszyć im będzie wrzask publiczności.

<!** Image 2 align=left alt="Image 18912" >- Z bani! Daj mu z bani! - co chwilę wykrzykuje jeden z widzów. Dobra rada, jego zdaniem, recepta na wszelkie okoliczności, które mogą spotkać człowieka w bliskim spotkaniu z bliźnim, pozostaje bez echa. W MMA po prostu nie wolno uderzać głową. Choć starcie wygląda na pozbawione wszelkich zasad, w klatce nie wolno robić wielu rzeczy, które, co zadziwia, nasuwają się wręcz widzom.

Jeszcze kilka lat temu o walkach w klatkach krążyły w Polsce legendy. Choć na świecie rozgrywano już regularnie turnieje, z których nagrania wideo robiły furorę w kręgach zapaleńców, w Polsce klatki działały w podziemiu. Dziś nikt już w kraju nie pyta, czy sport ten jest legalny, czy nie, ale nadal na sygnał „klatka” kibice reagują bardzo emocjonalnie. W polskich warunkach to ciągle egzotyka.

W Toruniu klatka stanęła po raz pierwszy w minioną niedzielę. Do klubu „Blue Velvet” (w dawnym zborze na Rynku Nowomiejskim), ściągnęły tłumy. Przeważali silnie zbudowani młodzi ludzie. Niektórzy w towarzystwie wystrojonych jak na dyskotekę dziewczyn. Ale zdarzały się też osoby w mocno średnim wieku, a także całe rodziny, nawet z małymi dziećmi.

Ekstremalna klatka

Z widokiem krwi wszyscy mieli okazję się oswoić od samego wstępu. Pierwsza walka pomiędzy torunianinem Pawłem Klimkiewiczem i pochodzącym z Łodzi Maciejem Łuczakiem pokazała, czym jest Mixed Martial Arts.

<!** Image 3 align=right alt="Image 18913" >Utytułowany Łuczak kilkakrotnie sprowadzał Klimkiewicza do parteru. Ten jednak skutecznie się bronił. Kopanie leżącego toruniaka łodzianinowi niewiele dawało. Okazuje się, że nawet w pozycji leżącej dobrze wyćwiczony zawodnik vale tudo może się obronić nogami.

Finał walki zrobił na widzach piorunujące wrażenie. Podczas kolejnej próby sprowadzenia do parteru Łuczak, rzucając się do nóg Klimkiewicza, zbyt wcześnie się odsłonił. Torunianin uderzył go celnie kolanem w twarz. Po chwili walkę trzeba było przerwać. Łodzianin miał złamany nos. W krwi umazani byli obaj zawodnicy. Paweł Klimkiewicz stanął przed publicznością w pozycji gladiatora, jego klatka piersiowa była czerwona. - Maciej Łuczak to znany i utytułowany zawodnik. Wiedziałem, że pojedynek nie będzie łatwy - przyznał po walce Klimkiewicz. - Czekałem na moment, w którym się odsłoni. Udało się.

Obaj panowie w szatni wpadli sobie w ramiona. Nikt do nikogo nie miał pretensji, przecież ewentualne krwotoki wliczone są w koszta tej zabawy. Za to lekarz miał sporo roboty. Po nastawieniu nosa i wstępnym powstrzymaniu lejącej się krwi łodzianin został odwieziony do szpitala.

Toruński turniej zorganizowany przez Akademię Walk „No Limits” nosił nazwę „Extreme Cage”. „Ekstremalna klatka” ma wejść na stałe do kalendarza toruńskich imprez. Nadal będą zapraszani zawodnicy MMA z całej Polski. Podczas pierwszej edycji przed toruńską publicznością, poza zawodnikami z Torunia, prezentowali się także wojownicy z Bydgoszczy, Warszawy, Olsztyna i Lublina. - Lubię walkę - wydyszał po zwycięskim pojedynku Łukasz Rambalski z Bydgoszczy, który walczył w formule K-1, czyli odmianie kick-boxingu, gdzie używa się rękawic i nie stosuje chwytów w parterze. - Mam 23 lata. Ćwiczyłem brazylijskie jiu-jitsu, tajski boks w Londynie, teraz trenuję w toruńskim „Dragonie” - dojeżdżam tu przynajmniej 3 razy w tygodniu. To była moja 50. walka, ale pierwsza w klatce. Stamtąd nie widać publiczności, za to słychać ją doskonale. Przed startem zastanawiałem się, czy polecą gwizdy, gdy widzowie usłyszą, że jestem z Bydgoszczy.

Gwizdów nie było. Publiczność oklaskiwała bydgoszczanina tak jak każdego innego zawodnika, który swą walką zyskał jej sympatię.

Chyba mało kto na widowni przed rozpoczęciem walk przypuszczał, że niewysoki, dość krępy chłopak z Warszawy, Michał Wyszyński, też wejdzie do klatki. Jednak to on po pasjonującej walce pokonał wyższego od siebie, zwinnego Wojciecha Czaplińskiego z Lublina, który pękł po serii ciosów na twarz. Z trudem wyszedł z klatki i... padł.

- MMA ćwiczę od roku. Wcześniej trenowałem judo - Michał Wyszyński zaczął rozmowę wyjmując z ust ochraniacz. - To była moja pierwsza walka w klatce. Podoba mi się to. Skoncentruję się na MMA.

22-letniego zawodnika przyjechało dopingować aż 12 kolegów z Warszawy. Tuż po walce zasiedli wszyscy razem do pierwszego piwa.

W przerwie między podstawowymi walkami zaprezentowano techniki czystego BJJ (brazylijskiego jiu-jitsu). Zawodnicy z toruńskiej sekcji „Gracie Barra” w kolorowych kimonach wykonywali rzuty i techniki w parterze ze zwinnością kotów. - Chciałbym mieć to na filmie i oglądać w zwolnionym tempie - usłyszeliśmy z ust fana tej dyscypliny. - Przecież wiadomo, że jak przyjdzie co do czego, to BJJ bije wszystkich.

Publiczności szczególnie podobała się walka Andrzeja Koseckiego z Łodzi i Mameda Khalidova z Olsztyna. Śniady Czeczeniec na początku sprawiał wrażenie chłopca do bicia. Kilkukrotnie powalony na ziemię przeżył tak zwany okład, gdy przeciwnik, siedząc na nim okrakiem, uderzał gdzie popadło. Jednak finał należał do Mameda. Zastosował duszenie - trójkąt nogami - na szyję. Łodzianin, choć sytuacja nie wyglądała groźnie, musiał się poddać klepiąc przeciwnika w udo.

Jeszcze raz potwierdziła się stara prawda, że techniki pochodzące z brazylijskiego jiu-jitsu są w klatkach najskuteczniejsze. Nie trzeba natrzaskać po gębie, wystarczy umiejętnie przydusić, a ochota do walki odchodzi każdemu. Po prostu dociera wówczas, że chwilę później straci się przytomność i lęk pierwotny każe poddać walkę.

- Z Czeczenii przyjechałem do Polski 8 lat temu, na studia. No i zostałem na stałe - mówi Mamed po walce. Jego nos też wymaga lekarskiej diagnozy. - Od 2 lat ćwiczę BJJ. Ale w klatkach mam już spore doświadczenie. To była moja 10 walka, 7 wygrałem, 3 przegrałem. Ciągle się uczę. W przyszłości chciałbym reprezentować Polskę na świecie. Wierzę, że walki w klatkach mają przyszłość, Warto to robić. Może nawet z tego żyć?

Czeczeńcy, którzy przyjechali z Mamedem, wparowali za nim do szatni. - To nasza duma! - podkreślali. - Jest w nim duch Kaukazu.

Spokojny człowiek jestem

Publiczność ochoczo oklaskiwała młodzików z toruńskiego klubu „Ring Wolny”. W bokserskim pojedynku Daniel Stolarczyk pokonał Dawida Kadatza. Widzom mniej do gustu przypadł tylko pokaz grapplingu, czyli zapasów - walczono w przerwie między pojedynkami MMA. Kilku widzów nie rozumiało, że ten sport nie dopuszcza uderzeń. - Wal go, k..., bo ja tam wejdę! - wydzierał się ktoś z sali. Grappling łagodniej wygląda, ale jest bez wątpienia skuteczny. Zawodnicy MMA wiedzą o tym doskonale i grappling ćwiczą często na treningach.

<!** Image 4 align=left alt="Image 18914" >W ostatniej walce Tomasz Łuczkiewicz z lubelskiego klubu „Cyklon” sprawiał wrażenie bardziej pasywnego. Momentami zdecydowanie przeważał Michał Ratajczak z toruńskiego „No Limits”. Jednak pasywność okazała się dobrze przemyślaną taktyką. Zdecydowały techniki w parterze. - Ja spokojny człowiek jestem. Bić ludzi ogólnie nie lubię - żartował po zwycięskiej walce. - Od 5 lat ćwiczę BJJ. Ostatnio także luta livre. To była moja pierwsza walka w klatce, jestem szczęśliwy, że udało się wygrać.

Zawodnik z Lublina był najstarszym w gronie walczących. - Mam 31 lat na karku, ale dobrze się trzymam. A tak w ogóle to bluesa lubię i gram na gitarze. Ostatnio rzadziej, bo walkę stawiam na pierwszym miejscu. Podczas mego wejścia do klatki chciałem usłyszeć jakiś kawałek AC/DC czy Metalliki, to by mnie dobrze nastroiło. Ale tu tego nie mają. No i puścili tę techno-sieczkę... Ale na szczęście z rytmu mnie to nie wybiło.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski