Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kronika zabijanego miasta

Redakcja
Najlepiej pamięta się tego wysokiego, uśmiechniętego bruneta w apaszce. Ot, taki typ ponadczasowego przystojniaka, za jakim dziś szaleją agencje reklamowe jak świat długi i szeroki.

Tyle, że chłopak w brudnych dłoniach ściska karabin...W końcu jest jednym z tych tysięcy normalnych ludzi, którzy w sierpniu'44 znaleźli się w kompletnie nienormalnej sytuacji. I w sporej części polegli w zabijanym przez Niemców mieście.

Niby wiedzieliśmy, czego się spodziewać. O "Powstaniu warszawskim" było przecież głośno od dłuższego czasu. Powstańcze kroniki pieczołowicie odrestaurowano, zmontowano, pokolorowano i - co ciekawe - udźwiękowiono. I to nie tylko jeśli chodzi o dodanie odgłosów walczącego miasta - odczytano też z ruchu ust, co mówią ludzie na filmach i podłożono głos. To zresztą jeden z tych elementów, które robią największe wrażenie... Bo bohaterowie powstania nie wygłaszają płomiennych deklaracji. Mówią o tym, że zupa jest dobra, że głupio tak filmować rannych... Bardzo się bałem, że ta cała operacja z powstańczymi kronikami nie wypali, że dostaniemy jakieś monidło, które odbierze powstaniu cały majestat. Na szczęście stało się odwrotnie. Kapitalna robota techników sprawiła, że powstanie wyrwało się ze starych, czarno-białych filmów, odbieranych dziś trochę tak, jak patriotyczne ryciny z XIX wieku. Powstanie ożyło, jakbyśmy oglądali dotykający nas boleśnie współczesny dramat, który teraz świadkowie filmowaliby komórkami. Widzimy więc początek powstania. Już są dramaty, ale jeszcze jest entuzjazm, a my podglądamy, jak na tym skraweczku wolności ludzie próbują cieszyć się normalnym życiem. Jak piorą, jedzą, pieką chleb, żenią się. Potem tonacja się zmienia i oglądamy jak zabijane jest miasto.

Pięknych, młodych bohaterów zastępują ci, którzy w oczach mają już jedynie determinację. W końcu na ekranie są już tylko ruiny. Część pierwsza na pewno jest znakomita poznawczo, ale to część druga jest naprawdę przejmująca.

Ale żeby nie było tak słodko... Film osnuto na fabularnym motywie dwóch braci, realizujących kroniki na zlecenie dowództwa i rozmawiających poza kadrem. I długi czas irytują nas te ich rozmówki jak z filmu przygodowego - za bardzo to młodziankowie z grzecznej opowieści... Trochę za mało tu też osadzenia całej historii w miejscu i czasie, nie wiemy ani kiedy coś się dzieje, ani gdzie, ani po co. Choć jasne, że trudno byłoby to zmajstrować w takiej formule i jednocześnie uniknąć sztuczności.

No ale to szczególiki. I tak po zakończeniu filmie lud nie rzuca się natychmiast do drzwi, tylko "wysiaduje" emocje. A to zawsze dla mnie najlepsza rekomendacja. Bo emocje są duże, może dlatego, że nie ma w tym filmie ani grama jakiegoś ideolo... Za to na pewno zapamiętamy z "Powstania warszawskiego" wiele kadrów. Jak choćby niezwykłą scenę krótkiego rozejmu, który negocjują ze sobą na środku ulicy niemiecki i polski dowódca. Zapamiętamy piękną montażystkę, dzieciaka targającego płytę chodnikową na barykadę, stos ciał warszawiaków, przejętego pana młodego z ręką na temblaku, młodziutkiego wówczas profesora Kieżuna, który właśnie zdobył ckm... No i oczywiście tego przystojniaka w apaszce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!