Najpierw prezydent nie pozwolił mi spotykać się z ludźmi w szkołach, a teraz kazał zdjąć moje plakaty - twierdzi Elżbieta Krzyżanowska.
Kontrowersyjne reklamy Elżbiety Krzyżanowskiej, w których określa Konstantego Dombrowicza „nieudacznikiem”, zniknęły z bydgoskich ulic. To zasługa obecnie urzędującego prezydenta - twierdzi E. Krzyżanowska.
<!** reklama left>- Takie zachowanie wymuszono na Zarządzie Dróg. Pytałam dyrektora Kowalczyka o przyczyny zdjęcia plakatów. Powiedział, że „ratusz dostał piany”. Było mu głupio i mnie za to przepraszał - wspomina Krzyżanowska.
W piśmie skierowanym do firmy AMS, która dysponuje powierzchnią reklamową na bydgoskich przystankach autobusowych, dyrektor Marek Kowalczyk pisze, że na plakatach „są teksty naruszające dobre obyczaje poprzez używanie w stosunku do adresatów słów powszechnie uznawanych za obraźliwe”. Wezwał też do usunięcia plakatów. Wspomniał również, że „tego typu działania zmuszą nas do zweryfikowania zasad współpracy”.
- To nie żadna cenzura - oburza się dyrektor Kowalczyk. Zaprzecza też, aby w rozmowie z Elżbietą Krzyżanowską twierdził, że to z polecenia ratusza wysłał pismo. - Jestem odpowiedzialny za porządek w pasie drogowym i staram się z tego obowiązku wywiązywać. Sam nie chciałbym, żeby mnie tak nazywano. Nie było nacisków ze strony prezydenta.
- Czy słowo „nieudacznik” jest obraźliwe? - zapytaliśmy Ernesta Pieniaka, dyrektora regionalnego firmy AMS. - Moim zdaniem nie. Jednak dostaliśmy pismo z ZDMiKP i zdjęliśmy plakaty.
Beata Kokoszczyńska, rzeczniczka prezydenta przekazała nam, że ratusz nie zajmuje się sprawą plakatów, a Konstanty Dombrowicz nie będzie komentował wypowiedzi swojej konkurentki.
Tymczasem Państwowa Komisja Wyborcza zajmie się bydgoskim przypadkiem w poniedziałek i stwierdzi, czy plakaty były elementem przedwczesnej kampanii wyborczej.