- Jańcia pokazała moim dziewczynom, na czym polega koszykówka. Trafiała za 3 punkty, biegała do szybkiego ataku. Nie mogliśmy jej zatrzymać - nie krył uznania dla płockiej niskiej skrzydłowej trener gości Piotr Kulpeksza.
[break]
Rzecz w tym, że Ilona Jasnowska (panieńskie nazwiska Janiak) 15 sierpnia ubiegłego roku skończyła... 44 lata. Od lat już na stałe mieszka w Toruniu. Jako ciekawostkę dodajmy, że w pierwszej piątce bydgoskiej ekipy pojawiła się Klaudia Niedźwiedzka, która 24 grudnia ukończyła... lat 15.
Jasnowska pierwsze lata swojej kariery spędziła w Bydgoszczy, w BKS-ie.
- To, że trafiłam do basketu, to był jeden wielki przypadek. Wcześniej trenowałam bowiem piłkę ręczną, brałam udział w rozgrywkach szkolnych. Jednak w tej dyscyplinie w Bydgoszczy nie było możliwości dalszego rozwoju. Pewnego dnia z koleżanką poszłam na mecz koszykówki. Tam mnie wypatrzył znany trener, pracujący głównie z młodzieżą, Edward Malinowski. I to on mnie zachęcił do basketu i był moim pierwszym szkoleniowcem w Budowlanym Klubie Sportowym. Potem przeszłam pod opiekę Czesława Woźniaka.
BKS na przełomie lat 80. i 90. był takim II-ligowym (drugi stopień rozgrywek) mocnym średniakiem. W tamtej drużynie grały między innymi Katarzyna Żakowicz, Wiesława Połom, Magdalena Feter.
- Z niektórymi dziewczyna spotykam się do dziś. Gramy w Toruniu w lidze amatorskiej w jednej drużynie, którą założyliśmy ze znajomymi - powiedział Jasnowska.
W 1992 roku popularna Jańcia przeniosła się do Torunia. 29 sierpnia na świat przyszły bliźniaki - Monika i Daniel. Ale o nich za chwilę.
Skąd wziął się pomysł na miasto Kopernika?
- Toruń był najbliższym miastem z zespołem ekstraligowym. A już wcześniej namawiał mnie trener Piotr Błajet. I tam ostatecznie wylądowałam - mówi.
Dodajmy, że wspólnie z mężem Zbigniewem, byłym koszykarzem Astorii, a potem trenerem - m.in. BKS.
Kariera Jańci potoczyła się bardzo obiecująco. Grała w silnych w poprzednich dekadach polskich klubach - AZS Quay Poznań, Color Cap Rybnik, Odra Brzeg, CCC Polkowice. Wraz z rozwojem kariery rosły dzieci. Mama koszykarka, tata koszykarz. Pociechy nie mogły wybrać innej dyscypliny? Czy same się na to zdecydowały, czy to był wybór rodziców?
- Nie, oczywiście nie było żadnego przymusu. Jak tylko zaczęły chodzić były zabierane na treningi. Choć przez jakiś czas uczestniczyły w zajęciach kółka... szachowego. Poza tym Daniel trenował piłkę nożną, a Monika szermierkę. Ale jednak to koszykówka była chyba im najbliższa i na nią się zdecydowali.
Monika reprezentuje obecnie barwy I-ligowej Ślęzy Wrocław (grupa B) i jest jedną z kluczowych zawodniczek tej ekipy. Ma za sobą występy w reprezentacjach Polski oczywiście w kategoriach młodzieżowych. Z kolei Daniel pozostał w Toruniu i występuje w II-ligowym AZS UMK, choć na razie nie gra za dużo.
W sezonie 2007/2008 doszło do wydarzenia bez precedensu w historii polskiego kobiecego basketu, bowiem matka zagrała przeciwko córce. I to na poziomie ekstraklasy. Ilona Jasnowska występowała wówczas w CCC Polkowice, a Monika w SMS PZKosz. Do tego pojedynku doszło w Łomiankach. I to był jedyny raz, kiedy obie panie stanęły przeciwko sobie. Ponieważ obie grają na pozycji niskiej skrzydłowej, mama poprosiła trenera, by nie musiała kryć swojej córki, która i tak była wystarczająco przerażona, bo przecież była dopiero w trzeciej klasie gimnazjum.
- Do tego doszedł szum medialny wokół tego wydarzenia, wywiady w telewizji itp. W trakcie meczu doszło jednak do sytuacji, gdy wyszłam na zmianę i przez chwilę ją kryłam. Gdy miała piłkę w ręku krzyknęłam do niej „rzucaj”, ale ona była tak zestresowana, że nawet nie patrzyła na kosz - wspomina ze śmiechem tamtą sytuację Jasnowska seniorka.
Z Polkowic Ilona Jasnowska w 2008 roku już u schyłku kariery wróciła do Torunia. Oficjalnie przestała grać w Enerdze z końcem sezonu 2009/2010, choć później jeszcze kilka razy znalazła się w składzie, na parkiet już nie wyszła, ograniczając się roli asystentki trenera Elmedina Omanicia.
I po trzech latach rozbratu z koszykówką przed sezonem 2013/2014 znalazła się w składzie Mon-Polu Płock (I liga).
- Trochę była taka śmieszna sytuacja. Bardzo dobrze znam się trenerem Irkiem Jasińskim, który poszukiwał doświadczonej zawodniczki do prowadzonego przez siebie zespołu. Ja zapytałam, czy chodzi o rozgrywająca, a on odpowiedział, że chodzi mu o mnie. W pierwszej chwili odpowiedziałam, że nie ma takiej opcji. Ja prawie nie trenuję, jedynie jak w Enerdze na zajęciach nie ma dziesięciu zawodniczek, to wychodzę na boisko. On jednak namawiał mnie usilnie i ostatecznie się zdecydowałam. Pomysł był taki, żeby dziewczyny podbudowały się mentalnie, żeby widziały, że w składzie jest koszykarka z takim dorobkiem. Ja z kolei miałam im pokazać co nieco z tego basketballowego rzemiosła.
Umowa jest taka, że Ilona Jasnowska nie uczestniczy w zajęciach Mon-Polu, a dojeżdża tylko na mecze swojej drużyny.
- Tyle, ile mogę, tyle pomagam - mówi.
I wygląda to całkiem nieźle. Jańca rozegrała już 7. meczów, na boisku średnio przebywała 19 minut i zdobywała śr. 7 punktów.
- Na początku było trzynaście minut, a teraz się robi już blisko trzydzieści - śmieje się Jasnowska.