Cel nadrzędny pisma - odejście
z urzędu prezydenta Dombrowicza został osiągnięty, więc undergroundowy „Anty-Kurier Ratuszowy” kończy działalność.
<!** Image 2 align=none alt="Image 163209" sub="Konstanty Domborowicz
fot. archiwum">
Pisemko, choć wydawane w formie gorszej niż solidarnościowa bibuła sprzed 30 lat, mające zaledwie jedną stronę formatu A-4, stało się jednak drukiem często cytowanym, a jego najnowsze numery od dwóch lat pilnie śledzono w bydgoskim światku politycznym.
Atak na prezydenta
„Anty-Kurier Ratuszowy” zasłynął bezpardonowymi, brutalnymi atakami na ekipę prezydenta Dombrowicza i jego samego. Piętnował powiązania biznesowo-polityczne bydgoskich urzędników, wytykał manipulacje, nieprawidłowości, chybione inwestycje i realizacje. Doczekał się nawet swojej podróbki, która miała skompromitować „Anty-Kuriera” oraz kilku klonów, które po kilku numerach jednak znikały.
Ostre słowa
W posłowiu do 50. numeru redakcja pisze, że „Anty-Kuriery” „zdały egzamin, obnażając kłamstwo i dętą propagandę „Kuriera Ratuszowego”, z którego Konstanty Dombrowicz zrobił prywatną gazetkę swojej wątpliwej, bo dmuchanej chwały. Czasopismo nasze, pisząc prawdę o kulisach władzy „kacyka” (tak określano prezydenta Dombrowicza) przysłużyło się jego klęsce, mierzonej zarówno 20 procentami porażki wyborczej jak i negatywną opinią, przeradzającą się w wielu przypadkach w odrazę, a nawet nienawiść do byłego prezydenta Bydgoszczy.(...) O tym, że mieliśmy do czynienia z patologią władzy świadczy to, że „kacyk” winą za swa klęskę obarcza media i nierozumiejące go masy, a nie swój podły charakter i głupotę. Człowiek ten po prostu nie nadawał się na to stanowisko”.
Do dziś nie wiadomo, kto stał za ukazującym się niemal dwa lata „Anty-Kurierem”. Mówiono o radnym Stefanie Pastuszewskim, otoczeniu Kosmy Złotowskiego, a nawet bydgoskich dziennikarzach niechętnych władzy Konstantego Dombrowicza.
<!** reklama>
Zachodnie zwyczaje
- Nie jestem autorem tego pisma, ale parę razy wpadło mi w ręce. Uważam, że część informacji jest prawdziwa, o części nie miałem pojęcia, są to zakulisowe sprawy ratusza - uważa radny Stefan Pastuszewski. - Takie „podpodłogowe” wydawnictwa to nie nasza specyfika, często o charakterze polityczno-moralnym na Zachodzie są cały czas normą.