https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Końca tego konfliktu wciąż nie widać

Tomasz Keller
Wspólnota Mieszkaniowa „Tor” w Laskowicach skupia tylko jeden blok, ale problemów ma więcej niż niejedna wielkomiejska spółdzielnia. Czy uda się wreszcie wszystkich pogodzić?

Wspólnota Mieszkaniowa „Tor” w Laskowicach skupia tylko jeden blok, ale problemów ma więcej niż niejedna wielkomiejska spółdzielnia. Czy uda się wreszcie wszystkich pogodzić?

<!** Image 2 align=right alt="Image 57294" sub="Ryszard Karczewski i Marian Drajkopel pokazują przeciekające ściany na korytarzu klatki schodowej w bloku nr 2. /Fot. Tomasz Keller">Lokatorom bloku nr 2 musi być bardzo ciepło. W końcu płacą za dwie kotłownie. Nieważne, że korzystają z jednej. Wszystko przez to, że choć odłączyli się od pierwotnej wspólnoty, tworząc swój „Tor”, pozostały im w spadku udziały w kotłowni.

- Teraz musimy utrzymywać dwie na raz, a w budowę swojej włożyliśmy już ponad 70 tysięcy złotych - mówi Ryszard Karczewski.

Sąsiedniej wspólnoty to jednak nie interesuje i domaga się płacenia kosztów eksploatacji pierwszej kotłowni. Mieszkańcy bloku nr 2 przegrali już sprawę w sądzie.

- Będziemy się jednak odwoływać. Mamy na to 2 lata. Jestem dobrej myśli i po rozmowach z prawnikiem uważam, że pozbędziemy się wreszcie udziałów w pierwszej kotłowni - mówi Jerzy Golonka, prezes Wspólnoty Mieszkaniowej „Tor” w Laskowicach.

<!** reklama left>Mieszkańcy tymczasem nie wierzą w skuteczność swojego prezesa, obarczając go winą za zaistniałą sytuację. Nie podoba im się ponadto sposób zarządzania wspólnotą.

- Kto w ogóle powołał pana Golonkę na prezesa wspólnoty? To jakiś samozwaniec! Wziął pieczątki i sam się zrobił prezesem - mówi Marian Drajkopel.

- Prezes nas ignoruje. Nie interesuje go nasze zdanie, wszystko robi sam. Ustalaliśmy, że będziemy remontować dach, a on się wziął za klatki schodowe - dodaje Ryszard Karczewski.

Podobno nawet lokatorzy pozostałych bloków, którzy przecież sądzą się z „Torem” o pieniądze za utrzymanie kotłowni dziwią się postępowaniu prezesa.

- Oni się z nas śmieją - mówi Krzysztof Ziółkowski.

Jerzy Golonka nie rozumie zarzutów, choć przyznaje, że blok jest skonfliktowany.

- Nie chcę nikomu wyrządzić krzywdy. Zawsze działam dla dobra wspólnoty. Mieszkańcy, którzy mnie atakują są w mniejszości. Reszta się z nimi nie zgadza. Chyba rozdam wszystkim anonimowe ankiety, żeby się wypowiedzieli - broni się prezes. - Nie podejmuję sam decyzji, oprócz mnie jest również pięć osób w zarządzie. Dla mieszkańców zawsze moje drzwi są otwarte, mogą przyjść i pytać o wszystko - zapewnia Jerzy Golonka.

Lokatorzy twierdzą jednak co innego, zarzucając prezesowi arogancję. Dziwi ich także, że na rozliczeniach za czynsz, nie mają wyszczególnionych konkretnych pozycji, tylko podaną jedną zbiorczą kwotę.

- Jak pytałam prezesa, to powiedział, że będę płacić, tyle, ile ustali, a gdy będzie trzeba, to nawet jak za zboże. Mówił też, że jak chcemy konkretnych rozliczeń, to musi zatrudnić księgową, bo sam tego nie ogarnie - mówi jedna z lokatorek bloku nr 2.

Póki co, mieszkańcy nie chcą dymisji prezesa Golonki, żądając, by się z nimi rozliczył i uwolnił od nieszczęsnych udziałów w pierwszej kotłowni. Końca konfliktu nie widać.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski