<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Nie da się ukryć, że kiedy pryskają nam złudzenia, to miło nie jest. Ba, czasami nawet robi się wstrętnie i nieprzyjemnie. No, a kiedy takim pryskającym złudzeniem okazuje się całe nasze dotychczasowe życie? Cała ta stabilizacja, którą mozolnie sobie kleciliśmy? To już, niestety, boli niemiłosiernie. Tak jak bohatera całkiem udanej komedii „Kocha, lubi, szanuje”.
No, bo w końcu sytuacja, w którą nagle władował się nasz bohater, to przecież nic wydumanego. Podglądamy to każdego dnia u bliższych i dalszych bliźnich. Chłopina ożenił się młodo, poświęcił się rodzinie, a po latach okazało się, że cały ten jego dorobek waży niewiele. Że rutyna zabiła namiętność, a kryzys wieku średniego dotyka również naszych własnych żon... Do tego trudno zaczynać od nowa, bo gdzieś tam zgubił dawną werwę i dopadło go poczucie, że to, co najlepsze, już za nim. Że przegapił życie. Zostaje mu zgryzota niemiłosierna i zanudzanie bliźnich smędzeniem o przeżywanym cierpieniu.
Cóż, mówiąc szczerze „Kocha, lubi, szanuje” to spora niespodzianka. Nie będę czarował, spodziewałem się kolejnej komedyjki romantycznej na koniec wakacji, z dowcipasami bardziej słonymi niż kiedyś, bo przecież teraz taka moda. A tu dostajemy całkiem zabawny film, nie uciekający w toaletowo-seksualne kawały, do tego momentami ocierający się o niezłą satyrę. Żeby było jasne - nie jest to żadne arcydzieło, do tego na zakończenie przesłodzono je sentymentalnym zadęciem, niemniej fajnie wreszcie pośmiać się z nas samych i nie mieć potem wyrzutów sumienia, że był to raczej zwykły rechot. Bo refleksja nad jegomościem prorodzinnym, któremu zawalił się świat, to tylko jeden z motywów, sporo tu też żarcików choćby z ról społ ecznych, w jakie wpadają mężczyźni i kobiety (tym razem raczej mężczyźni). Wsłuchujemy się na przykład w porcję dobrych rad dla porzuconego męża, mających z baranka nie tylko zmienić go w wilka, ale również nauczyć, jak skutecznie pogryźć inne wilki. Obserwujemy seksualne łowy, na jakie wypuszczają się panie i panowie, oglądamy wszystkie chwyty, stosowane przez wszystkich na wszystkich. I co tu dużo gadać, zabawne to, ale i, niestety, mocno gorzkie.
<!** reklama>Tak więc główny bohater filmu pewnego dnia zaskoczony zostaje przez żonę żądaniem rozwodu i informacją, że przespała się z firmowym księgowym. Facetowi wali się świat, bo żonę poznał jeszcze w szkole, więc teraz, jako gość w wieku średnim, ma problem z rozpoczynaniem nowego życia. Jego mentorem zostaje pewien przystojniak, który naucza go jak zostać wielkim łowcą. Do tego dookoła szaleje miłość w różnych odmianach. Ot, choćby w naszym ojcu rodziny kocha się opiekunka małoletniego syna, syn kocha się w niej, a w synu na razie nikt.
W sukcesie tej komedii spora zasługa aktorów. Nie tylko Ryana Goslinga, wdzięcznie odgrywającego supermena, który nie dość, że wygląda jak z Photoshopa, to jeszcze wie, jak przekonać kobietę, że to on jest samcem alfa. Zaskoczył za to Steve Carell, dla mnie dotąd gwiazdor z przypadku. Tym razem poza piskliwym głosem pokazuje nam nieco talentu.