https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiemlicze szydzą z sądu i komornika

Radosław Rzeszotek
Franciszek Kowalski ma dość życia, chce się zabić. Jeśli to zrobi, osieroci pięcioro dzieci. Cztery lata temu sąsiad zaorał jedyną prowadzącą do gospodarstwa Kowalskiego drogę.

Franciszek Kowalski ma dość życia, chce się zabić. Jeśli to zrobi, osieroci pięcioro dzieci. Cztery lata temu sąsiad zaorał jedyną prowadzącą do gospodarstwa Kowalskiego drogę.

<!** Image 3 align=right alt="Image 71006" sub="Franciszek Kowalski obawia się, że sąd wytyczy nową drogę do jego posesji przez pobliskie łąki torfowe /Fot. Radosław Rzeszotek">Siedmioosobowa rodzina znalazła się na skraju nędzy, choć sąd uznał, że drogę trzeba przywrócić.

O sprawie nasza gazeta napisała pierwsza - już w 2005 roku. Od tego czasu dramat rodziny Kowalskich z Dulska pod Golubiem-Dobrzyniem opisywały także gazety ogólnopolskie, sprawą zajęło się Radio Pomorza i Kujaw. Rzadko bowiem zdarzają przypadki tak jawnych kpin z wyroków sądowych.

Oczywista sprawa?

Przed sądem sprawa wydawała się oczywista. Droga ujęta jest we wszystkich planach - od geodezyjnych po topograficzne mapy wojskowe. Na korzyść rodziny Kowalskich przed sądem zeznawali sąsiedzi oraz wójt gminy Radomin. Sporna droga ujęta jest w akcie notarialnym z 1910 roku.

Sąd Okręgowy w Toruniu przyznał rację rodzinie Kowalskich oraz prawomocnym wyrokiem potwierdził prawo do korzystania z drogi. Sprawa trafiła do komornika, który miał wyegzekwować wyrok. Choć próbowano wytyczyć drogę w asyście policji i władz gminy, uciążliwi sąsiedzi zastawili wjazd na pole własnymi samochodami. Formalnie odstąpiono od egzekucji z powodu „niemożności jej wykonania”.

<!** reklama>- W pewnym momencie przestało im chodzić o drogę, zaczęli dybać na nasze życie - mówi Franciszek Kowalski. - Kilka razy podjeżdżali ciężkim ciągnikiem pod naszą bramę i czekali, aż któreś dziecko za nią wyjdzie, żeby je przejechać. Prosto w oczy powiedzieli mi, że chcą nas wszystkich wykończyć.

Uciążliwi sąsiedzi prowadzą kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo, które funkcjonuje bardzo dobrze. Dzięki temu mają pieniądze na coraz lepszych adwokatów. A Kowalscy otrzymują pisma, że „wykonanie wyroku zostało podważone w czynnościach”.

- To więcej niż bezsilność, jestem w rozpaczy - Franciszek Kowalski nie kryje łez. - Przez brak drogi nie jestem w stanie uprawiać ziemi. Nie mam jak dojechać ciągnikiem na pole. Żeby dostać się na podwórko, musimy chodzić po sąsiedzkiej miedzy i przez kładkę na strudze, która przepływa obok naszego domu. Paszę, siano, zakupy, dosłownie wszystko, muszę nosić na plecach albo wozić taczką kilkaset metrów. Jestem wykończony. Nie wiem jak przetrwamy tę zimę.

Zdechłe świnie

Przy płocie Kowalskich zaczęły pojawiać się zdechłe świnie. Kiedy matka Franciszka Kowalskiego wracała z kościoła, sąsiedzi poszczuli ją psami. Policja z Golubia-Dobrzynia musiała interweniować wiele razy.

- Zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa przyjmowaliśmy od obydwu stron - mówi podkomisarz Krzysztof Lewandowski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Golubiu-Dobrzyniu. - Sprawy dotyczyły różnych przestępstw i wykroczeń z naruszeniem nietykalności osobistej włącznie. Nie mnie oceniać, kto w tym sporze ma rację. Mamy w powiecie kilka spraw, w których wydawałoby się udział policji jest niepotrzebny, tymczasem jesteśmy regularnie wzywani.

Przed Sądem Okręgowym w Toruniu toczy się obecnie postępowanie w sprawie „wytyczenia drogi z konieczności”. Niewykluczone, że sąd wyznaczy drogę do posesji Kowalskich w zupełnie innym miejscu - przez torfowisko lub strugę. Jeśli tak się stanie, gmina będzie zmuszona ponieść wysokie koszty wybudowania nowej drogi.

- Nie wiem, dlaczego tych ludzi wszyscy się boją - dodaje Franciszek Kowalski. - Boją się ich prokuratorzy, komornik, policja... Czasem mam wrażenie, że niektórzy sędziowie, żeby nie mieć z nimi do czynienia, też chcą iść im na rękę. A im w to graj. Mogą bezkarnie pokazywać, że wyrokiem w imieniu Rzeczypospolitej podcierają sobie tyłki.

Uciążliwi sąsiedzi Kowalskich nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Przepędzają ich i wyzywają.

- To ich niejedyny konflikt sąsiedzki o ziemię - twierdzą mieszkańcy Dulska. - Z innym sąsiadem też tak próbowali. Ale on załatwił to po męsku, bez oglądania się na wyroki sądów. I od razu ustąpili.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski