Czy człowieka, z którym całymi latami mieszka się pod jednym dachem, można zabić na zimno, z pełnym wyrachowaniem? Taki dylemat mieli sędziowie, orzekający wyrok w procesie Feliksa W.
<!** Image 2 align=none alt="Image 180260" sub="Typowa zabudowa starego Fordonu /fot. Tadeusz Pawłowski">31 lipca 1959 roku listonosz, jak zwykle koło południa, zapukał do drzwi typowego małego parterowego domku w podbydgoskim Fordonie, gdzie mieszkało małżeństwo W. Ponieważ zastał otwarte drzwi i nikt w środku nie reagował na jego głos, wszedł do środka i pozostawił korespondencję w pokoju na stole, jak zwykł to czynić od czasu do czasu. Do sypialni nie zaglądał. Zajrzała tam z kolei kilka godzin później sąsiadka z domku obok, zaniepokojona dłuższą nieobecnością Stanisławy W., która bardzo rzadko wychodziła na dłużej z domu.
<!** reklama>
Zastany widok poruszył sąsiadkę do głębi. Stanisława leżała na łóżku, na jej ciele widniały liczne ślady uderzeń, zadanych tępym narzędziem. Na szyi wyraźnie dostrzegalne były zsinienia jakby od duszenia, wokół ciała na pościeli było pełno zeschniętej krwi.
Sąsiadka niezwłocznie wezwała milicję. Ustaliła ona, że bezpośrednią przyczyną zgonu Stanisławy W. było uduszenie. Z mieszkania nic nie zginęło, choć otwarte były szafy z odzieżą, a ich zawartość wyrzucono na podłogę. Założono, że była to raczej próba upozorowania włamania.
Podejrzenie padło na męża ofiary, 49-letniego Feliksa, który niebawem pojawił się w mieszkaniu. Okazało się, że miał na ciele liczne zadrapania. Wyjaśniał, że stało się tak rano za sprawą trzepoczących się kur, które małżeństwo trzymało w kurniku na podwórzu domu. Jak twierdził, wyszedł z domu wcześnie rano, kiedy żona jeszcze spała.
Milicja przekazała Feliksa lekarzom, by ci przeprowadzili oględziny i wykazali, że zadrapania dokonane zostały ręką ludzką, najprawdopodobniej podczas walki. Ustalono, że kobieta zmarła w środku nocy.
Przyznał się
Tego samego dnia Feliks W. został aresztowany. Do zabójstwa szybko się przyznał. Jak wyznał w śledztwie, uczynił to w obronie własnej, chcąc powstrzymać agresywne zachowanie żony. Twierdził, że leżało to w jej charakterze i w przeszłości wielokrotnie uderzyła męża, który rzekomo bał się kobiety i na wszelki wypadek, miał zawsze pod ręką... młotek. Tak też miało być i tym razem. W czasie nocnej awantury, zaatakowany przez żonę Feliks, w obawie o własne życie, uderzył kilkakrotnie Stanisławę młotkiem, który trzymał zawsze w... nocnym stoliku. Nie wiedział - twierdził - czy żona żyje, czy też nie, nie sprawdzał. Rano wyszedł z domu, myśląc, że małżonka zwyczajnie śpi.
Fakty jednak tym wyjaśnieniom zdecydowanie przeczyły. Jak ustalono, Feliks najpierw udusił żonę, a potem, dla pewności, uderzył ją jeszcze kilka razy młotkiem w głowę. Z ustaleń śledztwa wynikało też, że motywem zabójstwa była ta trzecia, z którą W. chciał się związać. Tak przynajmniej wskazywali sąsiedzi i znajomi Stanisławy, którzy byli zorientowani w sytuacji małżeństwa W. W grę wchodziły również sprawy majątkowe, będące przyczynami wielokrotnych scysji między małżonkami. O świcie, po dokonaniu zabójstwa, Feliks W. upozorował włamanie do mieszkania, a następnie udał się, jakby nic się nie stało, do pracy. Po powrocie zamierzał znaleźć zwłoki żony.
Salomonowe rozstrzygnięcie
14 grudnia Feliks W. stanął przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy, oskarżony o dokonanie zbrodni z premedytacją. Proces trwał tylko trzy dni. Świadkowie zeznawali na niekorzyść oskarżonego. Prokurator Piotrowski domagał się uznania, że morderstwo zostało popełnione z pełnym wyrachowaniem i zażądał dla Feliksa W. kary śmierci. Obrońcy z kolei sugerowali, że była to typowa zbrodnia w afekcie i domagali się tylko kary pozbawienia wolności.
16 grudnia sąd, któremu przewodniczył sędzia Henryk Mróz, skazał Feliksa W. na karę dożywotniego więzienia i utratę na zawsze praw obywatelskich i honorowych.
W uzasadnieniu wyroku podkreślono wyrachowanie obliczone na usunięcie „niewygodnej” kobiety, o czym świadczyło zachowanie Feliksa W. po zabójstwie, a w szczególności próba upozorowania włamania do mieszkania.
Feliks W. na wolność już nigdy nie wyszedł. Zmarł w zakładzie karnym.