https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec nie chciał umierać!

Anita Etter
Prokuratura wciąż bada okoliczności, w jakich w toruńskim Areszcie Śledczym stracił życie Maksymilian D. z Grudziądza. Sprawę komplikuje znaleziony w celi list, rzekomo napisany ręką ofiary. - Ojciec został zamordowany, ale nie wierzę, że mógł o to poprosić swojego oprawcę. Był silny i nie bał się więzienia - zapewnia syn grudziądzanina.

Prokuratura wciąż bada okoliczności, w jakich w toruńskim Areszcie Śledczym stracił życie Maksymilian D. z Grudziądza. Sprawę komplikuje znaleziony w celi list, rzekomo napisany ręką ofiary. - Ojciec został zamordowany, ale nie wierzę, że mógł o to poprosić swojego oprawcę. Był silny i nie bał się więzienia - zapewnia syn grudziądzanina.

<!** Image 2 align=none alt="Image 177837" sub="Podgrudziądzka piekarnia daje pracę około 20 osobom. Piecze się tu nie tylko chleb, ale
i sprowadza młodych ludzi na właściwą drogę życiową / Fot. Anita Etter">Gdyby Maksymilian D., znany w Grudziądzu jako Maks, nie pojechał za synem do domu jego dziewczyny, dzisiaj mógłby żyć. Sprzeczka z rękoczynami zakończyła się wyrokiem, ucieczką przed odsiadką, aresztem i śmiercią. Czy znany niegdyś grudziądzki watażka mógł poprosić kompana spod celi o eutanazję? Czego się bał człowiek, który kiedyś trząsł światkiem przestępczym w Grudziądzu i okolicy? - Nie był na tyle chory, by chciał ulżyć w ten sposób sobie w cierpieniu - zapewnia rodzina.<!** reklama>

Nieszczęśliwa miłość

W jednej z podgrudziądzkich wsi od prawie 20 lat Maksymilian D. miał piekarnię, którą prowadził wraz z żoną Mariolą. Z czasem, jego syn Patryk, gdy podrósł, zaczął powoli przejmować zakład. Dziś ma 25 lat i kieruje piekarnią. W tej samej wsi mieszkała dziewczyna Patryka, ale jej ojciec nie wyobrażał sobie związku córki z taką rodziną. Dziewczyna była - jak zapewnia Patryk - bita przez ojca.

<!** Image 3 align=none alt="Image 177841" sub="Podgrudziądzka piekarnia daje pracę około 20 osobom. Piecze się tu nie tylko chleb, ale
i sprowadza młodych ludzi na właściwą drogę życiową / Fot. Anita Etter">- To było 1 listopada 2009 roku, po tym jak moja dziewczyna ponownie została uderzona za to, że wróciła do domu po godz. 22 - przypomina swoją wersję zdarzeń Patryk D., syn Maksa. - Jej ojciec nie mieszkał z nią i jej matką, ale czasami po prostu wpadał i lał. Nie chciał, żeby ze mną się zadawała i czasami u mnie nocowała, chociaż była pełnoletnia. Pojechałem do niego pogadać jak facet z facetem, ale od razu się na mnie rzucił. Nie było szans na rozmowę.

Mój ojciec dowiedział się, dokąd poszedłem, wiedział też, że może być niebezpiecznie i zaraz przyjechał. Jak tylko pojawił się na podwórku, został uderzony drabiną i padł. Poszarpaliśmy się trochę, ale bez świadków. Dziwnym trafem po trzech miesiącach znalazł się świadek. Wyszło na to, że najechaliśmy sąsiada z kijami bejsbolowymi i laliśmy go po głowie przez dwie minuty. Na koniec on miał wstać i nas wypchnąć z domu. Sąd w to wszystko uwierzył, ale ojciec, który przecież już odsiedział jeden swój wyrok, nie mógł teraz pogodzić się z odsiadką za coś, czego nie zrobił.

<!** Image 4 align=none alt="Image 177837" sub="Michał S. nie przebywa już w toruńskim Areszcie Śledczym. Na rozprawy dowożony jest z Bydgoszczy / Fot. Archiwum policji">Po procesie Patryk D., który dotąd miał czystą kartotekę, został skazany za pobicie na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu. Maksymilian D., jako recydywista, na rok i cztery miesiące z odsiadką.

Miał swoje za uszami

O Maksymilianie D. głośno było w latach 90. ubiegłego wieku. Mówiło się, że najeżdża lokale, w tym agencje towarzyskie. Za wymuszenia i haracze stanął przed sądem w grupie 12 oskarżonych. Proces był głośny. Relacje z jego przebiegu pojawiały się na bieżąco w mediach. Maksymilian D. nie był zadowolony z tego, w jaki sposób Aleksandra Walczak, dziennikarka „Nowości”, opisuje jego działalność i zachowanie podczas procesu, kiedy to śmiał się i kpił z sędziego, za co zresztą został usunięty z sali rozpraw. Dzisiaj nie jest już tajemnicą, że Maks był brany pod uwagę podczas typowania domniemanych sprawców zaginięcia dziennikarki „Nowości” przed siedmioma laty.

<!** Image 5 align=right alt="Image 177837" sub="Na grobie Maksa znalazł się też wieniec z napisem „Maxowi od chłopaków” / Fot. Anita Etter">- Zaraz po tym zdarzeniu policja zainteresowała się ojcem - przyznaje Patryk D. - On jednak nie miał nic wspólnego z tą sprawą. Zresztą miał najlepsze alibi, bo odsiadywał wyrok.

Za wymuszenia i haracze sąd skazał Maksymiliana D. na osiem i pół roku więzienia. Już wtedy Maks narzekał na zdrowie, a szczególnie na kręgosłup. Z powodu choroby i koniecznej operacji skrócono mu odsiadkę o dwa lata.

- W więzieniu miał zaświadczenie, że nie może dźwigać nic, co waży więcej niż 1,5 kilograma. Oszczędzał się. Po operacji, gdy wrócił do domu, w piekarni tylko wydawał polecenia, niczego się nie tykał - tak go bolało. Czekał na kolejną operację - wspomina syn Maksa. - Wszystko za nim nosiliśmy, więc jak ktoś tak schorowany mógł wdawać się w bójkę z kijami bejsbolowymi?

Pomagał takim jak on

Maksymilian D. jak mało kto rozumiał młodych, którzy mieli już sporo na sumieniu i bywali na bakier z prawem. Takich ludzi nikt nie chciał zatrudniać. On myślał inaczej. W piekarni znalazło pracę wielu chłopaków, którzy pod silną ręką Maksa wyuczyli się fachu.

- O naszej piekarni mówiło się, że jest zakładem poprawczym. Nikt tu nie pił, nie ćpał i nie kradł. Wielu młodych wyszło na prostą właśnie dzięki niemu. Oni ojca szanowali - podkreśla Patryk D.

Maksymilian D. nie mógł pogodzić się z prawomocnym wyrokiem za pobicie niedoszłego teścia syna, który kierował go na kolejne lata do więzienia. Mówił, że nie da się ugotować i uciekł za granicę. W Niemczech ukrywał się przez rok, ale co jakiś czas przyjeżdżał do Torunia na leczenie. Podczas jednej z takich wizyt - pod koniec ubiegłego miesiąca - został rozpoznany i zatrzymany. Trafił do Aresztu Śledczego w Toruniu, do celi, w której na rozpoczęcie procesu w swojej sprawie czekał pochodzący z Więcborka 26-letni Michał S., oskarżony o zabójstwo małżonków Renaty i Ryszarda Sz. 30 lipca w tej właśnie celi znaleziono martwego Maksymiliana D.

Co jest w liście?

Początkowo kierownictwo aresztu mówiło o samobójstwie. Szybko jednak okazało się, że sprawcą śmierci Maksa jest współwięzień. Sekcja zwłok wykazała zadzierzgnięcie przy użyciu bandaża, co najczęściej jest wynikiem zbrodni. Dlaczego Maksymiliana D. posadzono z tak niebezpiecznym mordercą? Skąd wziął się bandaż w celi? Czy 62-letni grudziądzanin był na tyle chory, by mógł poprosić współwięźnia o pomoc w rozstaniu się z życiem? To pytania, które dręczą rodzinę Maksa, ale śledztwo wciąż nie daje na nie odpowiedzi. Wiadomo jednak, że przy zwłokach znaleziono list, który najprawdopodobniej został napisany przez Maksymiliana D. Dlaczego dotąd nie poproszono rodziny o identyfikację pisma i nie ujawniono najbliższym treści listu?

- Trwają czynności procesowe i na razie nie możemy niczego ujawniać - mówi Ewa Janczur, zastępca prokuratora rejonowego Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód. - Nie możemy też mówić, w jakich okolicznościach doszło do zdarzenia. List jest dowodem rzeczowym w sprawie, czekamy na opinię grafologa. Jeżeli będzie taka potrzeba, to przesłuchamy rodzinę.

Prokuratura postawiła Michałowi S. zarzut zabójstwa. Rodzina nie wierzy w to, że Maks mógł chcieć śmierci.

On by się nie załamał

- Tata był silnym człowiekiem - podkreśla Patryk D. - Dał radę, gdy został skazany na osiem i pół roku, a teraz po tygodniu by się załamał? Owszem, był schorowany, ale nie na tyle, by chcieć umrzeć. W środę, trzy dni przed śmiercią, siostra była u niego na widzeniu. Chciał, by kupiła mu telewizor, prosił też, by za tydzień przyjechała mama. Dlaczego on siedział w Toruniu, a nie w Grudziądzu? Przecież to była grudziądzka sprawa o pobicie.

Niedawno Patryk D. dostał pismo, w którym poinformowano go, że sprawa śmierci ojca trafiła do odrębnego postępowania: - Śledczy chcą sprawdzić, czy zawinił areszt, wsadzając ojca do celi z podwójnym mordercą. Ojciec dla rodziny oddałby wszystko. Nie dam złego słowa o nim powiedzieć. Swoje nabroił i odsiedział, ale pomógł też wielu ludziom.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski