<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Irytuje mnie powtarzana przez specjalistów jak mantra opinia, że wiek alkoholowej inicjacji obniżył się - i to znacznie. A nawet dramatycznie: „Kiedyś 17 lat na początek szokowało, dziś są to 11- i 13-latki. (...) I absolutnie nie jest to problem rodzin patologicznych” - stwierdza w artykule Ewy Czarnowskiej-Woźniak ekspert z Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii. Kluczowy dla tej wypowiedzi jest sens słowa „kiedyś”.
Nie wiem, jak to wyglądało w czasach Bieruta czy Gomułki, ale już epokę Gierka doskonale znam pod tym względem z własnego doświadczenia. I zgadzam się z Robertem Rejniakiem, że eksperymentów z narkotykami raczej nie rozpoczynano wtedy w podstawówce - głównie z tego powodu, że narkotyki były używką mało znaną, drogą i trudno dostępną. W zastępstwie eksperymentowano więc z lekami, takimi jak efedryna czy parkopan. Ale alkohol?
<!** reklama>Przyznam się ze wstydem, że pierwszy raz upiłem się, gdy chodziłem do piątej klasy. Dodam, że moja rodzina nie była patologiczna. Po prostu nudząc się sam w domu, zajrzałem do barku. A tam stała kolorowa butelka z napisem „Jarzębiak”... Gdy poszedłem do liceum (wówczas trafiało się tam w wieku 15 lat), łatwiej było w klasie wskazać kolegów, którzy nie piją, niż tych, którzy robili to z częstotliwością mniej więcej raz na tydzień. Z zakupem procentów (wtedy najczęściej piwa lub taniego wina) też nie było problemów. Wystarczyło poczekać przed sklepem na dorosłego klienta pod dobrą datą i poprosić o pomoc.