- Romowie w szkole często pojawiają się jedynie na początku roku szkolnego, za nimi „idzie” też dofinansowanie. A później tych uczniów już nie ma - twierdzą nieoficjalnie pedagodzy.
- Obowiązek szkolny dotyczy też dzieci romskich. Tam, gdzie występują duże społeczności, można uruchomić dodatkowe zajęcia, na których będą mogły kultywować swoje tradycje, zwyczaje i historię – mówi Grzegorz Kubacki, dyrektor wydziału kształcenia podstawowego, gimnazjalnego i wychowania przedszkolnego w kuratorium oświaty. - Wiem, że takie klasy są, m.in., w Świeciu i Tucholi. Romowie, to jedyna licząca się mniejszość na naszym terenie i tylko oni mają takie zajęcia.
<!** reklama left>Pieniądze na nie przekazują samorządy. Romów wspiera również Urząd Wojewódzki. - Od 2004 roku koordynujemy działania „Programu na rzecz społeczności romskiej w Polsce”. Fundusze otrzymują głównie stowarzyszenia i organizacje romskie na zakup podręczników dla najbiedniejszych. To nie są jednak jakieś wielkie kwoty, maksimum 6 tysięcy złotych – informuje Ewa Mejgier z Wydziału Spraw Obywatelskich K-PUW w Bydgoszczy. - My walczymy o każdego ucznia. Także o Romów. I to nie dlatego, że idą za nimi jakieś pieniądze, bo my dotacji nie dostajemy. Jest ich w naszej szkole zbyt mało. Chodzi jednak o to, że liczą się teraz stany osobowe klas, każdy uczeń jest na wagę złota – mówi Gabriela Grzegorowska, dyrektorka Zespołu Szkół nr 6 przy ulicy Staroszkolnej. Przyznaje jednak, że wielu Romów wybiera indywidualny tok nauczania. - Często są starsi niż ich rówieśnicy w klasie, robią też większe postępy, gdy uczy się ich indywidualnie. Jest coraz lepiej, choć zdarza się, że przychodzi rodzic, bierze zaświadczenie o pobieraniu nauki, a potem po prostu informuje, że wyjeżdża wraz z dzieckiem i kontakt się urywa.
Dyrektor Kubacki nie ukrywa, że Romowie w szkołach to trudny temat. – Wszystko przez odmienną kulturę i tradycję. Dla nas uczennica gimnazjum to jeszcze dziewczynka, wśród Romów to już panna na wydaniu. Przedstawiciele rodów proszą o indywidualny tok nauczania, bo boją się, że jakiś chłopak porwie ją prosto ze szkoły, żeby pojąć za żonę.
W samym kuratorium też mają problem. Wizytator, który „pilotował” sprawy tej mniejszości w naszym regionie, poszedł na emeryturę. A nowego jeszcze nie ma.