Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaskada pięknych wzruszeń

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Pokaz „Kaskady” - 20-minutowego dokumentu bydgoskiego filmowca Dariusza Gackowskiego - otworzył w tym roku IX Międzynarodowy Festiwal Sztuki Reportażu w Bydgoszczy.

<!** Image 2 align=none alt="Image 198666" sub="Dawne zdjęcie „Kaskady”, wykorzystane do promocji filmu [Fot. Arch/J.Riegel]"><!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Pokaz „Kaskady” - 20-minutowego dokumentu bydgoskiego filmowca Dariusza Gackowskiego - otworzył w tym roku IX Międzynarodowy Festiwal Sztuki Reportażu w Bydgoszczy.

Bardziej wszak niż szumna nazwa imprezy, skłoniła mnie do obejrzenia dokonania Gackowskiego zapowiedź w festiwalowych materiałach promocyjnych: „Bar Kaskada, bar legenda [...] Autor odczuł potrzebę udokumentowania znikającego kontrowersyjnego obiektu z mapy naszego miasta, ocalenia od zapomnienia wspomnień mieszkańców, przypomnienia, jak ważną rolę pełniły tanie bary i jak smakowała tradycyjna polska kuchnia domowa”.<!** reklama>

Zwłaszcza ostatnie sformułowanie: „przypomnienia, jak smakowała tradycyjna kuchnia domowa” podsunęło mi myśl, że film Dariusza Gackowskiego albo będzie opowieścią szyderstwem podszytą, albo cynicznie zakłamującą rzeczywistość. Przyznaję, że nie znałem „Kaskadowej” kuchni z ostatnich lat przed rozbiórką, bo Bóg pobłogosławił mi za moją dobroć, oddając za żonę wybitny talent kulinarny.

Jednakże w czasach, gdy rodziła się „legenda baru”, a więc na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, parokrotnie przyszło mi tam popasać i na tej podstawie wszystko bym mógł o tym przybytku napisać, za wyjątkiem tego, że rozsławiano w nim tradycyjną kuchnię domową. Czasem nawet mam wrażenie, że wraca mi na podniebienie smak jednego z ówczesnych przysmaków baru: pyz z mięsem. I wtedy moja ręka odruchowo kieruje się w stronę domowego barku po jakiś gastryczny popychacz.

Pomyliłem się. Film nie był ani jadem, ani fałszem podszyty. Pokazywał autentyczne uczucia i szczery sentyment do tego miejsca. Tym ciekawsze, że wyrażane przez wielu bydgoszczan dobrze mi znanych. Na ekranie, wśród ostatnich klientów baru, odnalazłem na przykład byłą panią dyrektor wydziału Urzędu Wojewódzkiego w towarzystwie męża, który piękną, rzec można wykwintną polszczyzną perorował o kulinarnych przewagach „Kaskady”, zdradzając, że w to miejsce zapraszają także odwiedzających ich dom gości z innych zakątków kraju.

Betonowe ściany legendy budzą także tkliwe wyznania znanego fotografika. Ten bardziej jednak niż kotlety wspomina czarną i foremną kelnerkę, żałując, że od roku już jej nie spotyka. „Pewnie wyszła za mąż” - ze smutkiem zwierza się do kamery ze swych podejrzeń mistrz obiektywu. Następnie jego miejsce w obiektywie wypełniają inni artyści.

Poeta, satyryk i konferansjer przypomina, że „Kaskada” gościła w swych progach między innymi samego Ludwika Sempolińskiego, dającego tu jeden z ostatnich swych recitali. Inny poeta, a zarazem wydawca i aktywny polityk katolickiej prawicy, przed kamerą Dariusza Gackowskiego z błogim uśmiechem wspomina, że za komuny w „Kaskadzie” zdobywał jeden z pierwszych laurów, występując w konkursie poetyckim, zorganizowanym przez „Gazetę Pomorską”.

Bardziej praktyczne są głosy anonimowych klientów baru. Wprawdzie student z Włocławka rozczula się jeszcze nad „niespotykanym klimatem tego miejsca”, lecz starszy o parę wiosen od niego konsument przytomnie rzuca, że podoba mu się to, iż widzi obsługę podczas przygotowywania dań, bo dzięki temu ma gwarancję, że nikt nie napluje mu do zupy. Młoda kobieta opowiada zaś, że lubiła wpadać do „Kaskady” krótko przed zamknięciem baru. „Wtedy bywało tu tak cicho, że słychać było przelatującą muchę” - wspomina.

Los sprawił, że na premierze „Kaskady” siedziałem obok damy, która dołożyła drobną rączkę do likwidacji tej budowli. Gdy więc wzruszony bywalec baru, niczym Wernyhora, zagrzmiał z ekranu: „Źle się stało, że zniszczono miejsce, z którym wiąże się tyle wspomnień”, trąciłem sąsiadkę w ramię i zapytałem szeptem: „Nie wstyd ci teraz?”.

Również los zdecydował, że w dniu premiery „Kaskady” produkował się w Bydgoszczy artysta, który wkrótce doczeka się swego autografu w bruku ulicy Długiej. Leonard Pietraszak, rodowity okolanin, absolwent III LO, na spotkaniu ze studentami i licealistami zaskoczył mnie pod jednym względem. Podczas godzinnego speechu w Copernicanum słynny aktor wymienił kilkadziesiąt nazwisk swych kolegów czy koleżanek po fachu i o żadnej z tych postaci nie powiedział złego słowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!