Pół miliona? 300 tysięcy? A może, jak liczy dyrektor Piotr Rybotycki, jedynie 150 tys. zł za grudzień? Faktem jest, że jakąś karę za spóźnienia w grudniu Arriva PCC marszałkowi zapłaci.
<!** Image 3 align=right alt="Image 76967" sub="Zamiast obiecanych komfortowych szynobusów, autobusy zastepujące je przez półtora miesiąca, choćby na trasie Toruń-Sierpc. Arriva zapłaciła za nie 300 tysięcy złotych. Mówi, że to wystarczająca kara / Fot. Jacek Smarz">Choć nie wiadomo jeszcze jaką, już zaczęło się dzielenie skóry na niedźwiedziu. Publicznie padły słowa o tym, żeby kary wyegzekwowane od obu przewoźników kolejowych w województwie, czyli Arrivy i PKP PR, przeznaczyć na odremontowanie dworców. - Nareszcie! - ucieszy się niejeden podróżny, a z pewnością i niejeden gospodarz miasta, od lat niemogący się uporać z dworcową obskurnością i brzydotą. To znany problem: „My remontu nie sfinansujemy, bo to obiekt nie nasz, tylko PKP”. Szefostwo Arrivy PCC nie zamierza jednak pozbywać się sum, o których donoszą media, czyli trzystu, a nawet pięciuset tysięcy złotych.
Liczydła bywają różne
- Karę na pewno zapłacimy, ale raczej nie w takiej wysokości - mówi Piotr Rybotycki, dyrektor zarządzający Arrivy PCC. - Nie kwestionowałbym sumy około 150 tysięcy złotych. Wiele zależy od tego, jak rozstrzygnięty zostanie problem „zawinienia”, czyli odpowiedzialności przewoźnika za spóźnienia oraz temat komunikacji zastępczej. Wiele opóźnień miało związek ze skomunikowaniem pociągów. A jeśli chodzi o komunikację autobusową, która uruchomiliśmy, to trudno zgodzić nam się z tym, by płacić za to karę. Na autobusy wydaliśmy 300 tysięcy złotych z własnej kieszeni. Urząd Marszałkowski nie dofinansowuje tego typu przejazdów i to jest już dla nas wystarczająca kara.
<!** reklama>W ofertach przetargowych na przewozy, które złożyły Urzędowi Marszałkowskiemu, Arriva i PKP Przewozy Regionalne określiły punktualność kursowania: Arriva na poziomie 90,5 procent w miesiącu, a PKP - 80 procent. Przy naliczaniu kar pod uwagę brane są tylko spóźnienia powyżej 10 minut. Obie firmy złożyły już raporty o punktualności marszałkowi. Państwowa kolej nie ma na sumieniu w grudniu żadnego odwołanego pociągu, a jej punktualność przekroczyła 90 procent. Prywatna grzechów ma wiele.
Bo tabor był za skromny
Wystarczy przypomnieć, że od samego startu, który miał miejsce 9 grudnia, Arriva odwoływała swoje składy, narażała pasażerów na długie czekanie na skutek spóźnień. Zastępcza komunikacja autobusowa na linii Toruń-Sierpc funkcjonowała półtora miesiąca. Problemem Arrivy był bardzo skromny tabor. Do niedawna dysponowała tylko 15 szynobusami: 13 użyczonymi przez marszałka i 2 własnymi. Dopiero w lutym na torach pojawił się jej duński szynobus typu MR/MRD. Kolejne cztery sukcesywnie, po testach i badaniach, będą wprowadzane w najbliższych miesiącach. Urząd Transportu Kolejowego, bez którego decyzji żaden pociąg na tory wyjechać nie ma prawa, zapewnia, że prywatnemu przewoźnikowi niczego nie utrudniał, a wręcz przeciwnie (czytaj rozmowę poniżej).
- W mijającym tygodniu złożyliśmy marszałkowi dodatkowe wyjaśnienia dotyczące raportu z punktualności. Pod koniec lutego spotkać mamy się z wicemarszałkiem Bartoszem Nowackim i wyjaśnić wątpliwości - mówi dyrektor Rybotycki.
Dotacje do kontroli
Przewoźnicy zostali poproszeni też o złożenie raportu z tego, jak wykorzystali marszałkowską dotację. Jak widać, urzędnicy do serca biorą sobie wyniki ujawnionego ostatnio raportu NIK, dotyczącego organizacji i nadzoru przewozów kolejowych przez samorządy województw. Kontrola dotyczyła okresu 2004 - sierpień 2006 i wytknięte naszemu województwu nieprawidłowości nie obciążają ekipy Piotra Całbeckiego, urzędującej od listopada 2006 roku, ale z pewnością wyostrzają czujność dziś rządzących.