MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bochenek za naszą krzywdę

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Ukradł chleb i dwa ciastka, a od sądu domagał się wysokiej kary więzienia. Dla niezorientowanych Jan Boguszewski z Wielkiej Nieszawki to jajcarz. Zorientowani wiedzą, że za jego wyczynem kryje się pół tysiąca rolników, oszukanych przez firmę „Jantur”.

Ukradł chleb i dwa ciastka, a od sądu domagał się wysokiej kary więzienia. Dla niezorientowanych Jan Boguszewski z Wielkiej Nieszawki to jajcarz. Zorientowani wiedzą, że za jego wyczynem kryje się pół tysiąca rolników, oszukanych przez firmę „Jantur”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 177043" sub="Nie zgadzam się na taki kraj, w którym rolnika można bezkarnie okradać - mówi Jan Boguszewski, rolnik
z podtoruńskiej Wielkiej Nieszawki. Jest jednym z kilkuset gospodarzy oszukanych przez firmę „Jantur”. Fot. Grzegorz Olkowski">Osiem i pół hektara ziemi, maszyny kupione głównie na Zachodzie, dom. Gospodarstwo w podtoruńskiej Wielkiej Nieszawce Jan Boguszewski odziedziczył po rodzicach. Z zawodu jest elektromechanikiem, wiec grzebanie przy maszynach to dla niego czysta przyjemność. Zanim zajął się rolą, pracował w Polmozbycie. Wyleciał z pracy w stanie wojennym. Był wiceprzewodniczącym zakładowej Solidarności. - Nie o taką Polskę nam wtedy chodziło - peroruje 59-latek. Jest impulsywny, gadatliwy i chronicznie czuły na przejawy społecznej niesprawiedliwości.

Zjadłem i czekałem na policję

Firmie „Jantur” z Nieszawy, o której szerzej poniżej, Jan Boguszewski dostarczył zboże dwukrotnie. Najpierw pszenżyto zawiózł do gorzelni w Nieszawie, potem pszenicę do młyna w Chromowoli. To było latem 2009 r. Zapłatę, dokładnie 14 tysięcy 300 złotych, miał dostać w grudniu. Nie dostał. Identycznie jak pół tysiąca innych gospodarzy, którym „Jantur” winien jest łącznie około 23 mln zł. Niektórym po kilkanaście, innym po kilkadziesiąt, a części nawet po kilkaset tysięcy.

Od tego czasu wiele się wydarzyło. Prokuratura postawiła zarzuty szefom spółki i dwu członkom rady nadzorczej (wyłudzenia zboża i nie tylko), media ochrzciły sprawę największą aferą zbożową w Polsce, usiłowano zbyć majątek bankruta. W marcu tego roku Jan Boguszewski pojechał do Konecka (powiat aleksandrowski), żeby rozpytać, czy są szanse na odzyskanie choć części pieniędzy. Zajrzał do sklepu spożywczego firmy „Majkro”.

- Należał on do rodziny właścicieli „Janturu”. Pamiętam, że gdy Elżbieta Jaworowicz kręciła nas do „Sprawy dla reportera”, nad tym sklepem wisiał szyld „Janturu” - mówi rolnik.

<!** reklama>Wziął chleb i dwa ciastka. Konkretnie - jabłeczniki. Ekspedientka wręczyła mu paragon - suma 5 zł 40 groszy. Powiedział, że zapłaci wtedy, gdy „Jantur” odda mu pieniądze za zboże. Kobieta protestowała, więc poradził jej, by wezwała policję. - Nie chciała. Podarła paragon i powiedziała, że sama za mnie zapłaci. No to chwyciłem komórkę i sam wezwałem policję - opowiada Boguszewski. - Poszedłem do samochodu. Zdążyłem zjeść oba ciastka i pół chleba, a radiowozu nie było. Zadzwoniłem powtórnie, ale mundurowych się nie doczekałam. Pojechałem do domu.

Złodziej musi być ukarany

W czerwcu odwiedził Jana Boguszewskiego funkcjonariusz z Torunia. W sprawie chleba i dwóch jabłeczników. Zaproponował 50 złotych grzywny, ale gospodarz odmówił jej przyjęcia. Podobnie jak składania wyjaśnień. - Chciałem, żeby doszło do rozprawy sądowej. Chciałem pokazać, że złodziejstwo musi być ukarane - wyjaśnia.

Pod koniec lipca do Sądu Rejonowego w Aleksandrowie Kujawskim stawił się ze szczoteczką do zębów, ręcznikiem i cebulą („Znajoma mówiła, że w więzieniu będzie działać przeciwszkorbutowo”). - Wcześniej poprosiłem znajomego, żeby poinformował o rozprawie media. Chciałem to nagłośnić - przyznaje.

Jak można było przewidzieć, Temida nie pastwiła się nad rolnikiem. - Proszę o wymierzenie wysokiej kary więzienia. Jestem przygotowany. Mam ze sobą szczoteczkę - przekonywał sędziego Boguszewski. Krzysztof Gottwald uznał go jednak za niewinnego.

Bracia Ch. tu rządzili

Firma „Jantur” była rodzinnym biznesem Ch. Powstała 19 lat temu. Jej majątek stanowiły: gorzelnia w Nieszawie, młyn w Wagańcu, magazyny zbożowe w Kikole (powiat lipnowski) i Chromowoli (powiat aleksandrowski). Prezesem spółki był Roman Ch., który jednocześnie przewodniczył Radzie Miasta Nieszawy, wiecprezesem - jego brat Krzysztof Ch., prezesujący nieszawskiemu klubowi sportowemu „Jagiellonka”. Radzie nadzorczej spółki przewodniczył najstarszy z braci - Janusz. I była to figura nie byle jaka.

<!** Image 3 align=none alt="Image 177044" sub="Bochenek chleba i dwa jabłeczniki - za tyle zdesperowany rolnik gotów był iść do ciupy Fot. Grzegorz Olkowski">Janusz Ch. przewodził Radzie Powiatu Aleksandrowskiego i powiatowemu zarządowi PSL w Aleksandrowie Kujawskim. W powiecie nie było tajemnicą, że ten Ch. rozdaje karty i stanowiska, że cieszy się sympatią samej peeselowskiej góry. Okazją do towarzyskich spotkań Ch. z politykami ludowcami były chociażby doroczne festiwale operowo-operetkowe w Ciechocinku.

Dlaczego rolnicy tak chętnie dostarczali zboże „Janturowi”? Bo dobrze płacił i dotrzymywał terminów. Tak było jeszcze w 2008 roku. W 2009 roku, gdy zaczęły się kłopoty, firma szukała dostawców spoza regionu, w którym już rozchodziła się wieść o jej niewypłacalności.

Gdy w Kujawsko-Pomorskiem rolnicy czekali na pieniądze i coraz głośniej klęli, „Jantur” łowił jelenie pod Kutnem, Białą Podlaską, Malborkiem. Brał od nich ziarno i obiecywał zapłatę.

Zarzuty są, śledztwo trwa

Imperium Ch. padło na przełomie 2009 i 2010 roku. Kiedy niezapłacone rachunki za prąd przekroczyły 350 tys. zł, Energetyka go odcięła. 170 pracowników „Janturu” dostało wypowiedzenia. Całkowite długi spółki szacuje się nawet na 80 mln zł, z tego przynajmniej 24 mln zł stanowić mają zobowiązania wobec banków. Oprócz nich i rolników są jednak jeszcze inni wierzyciele.

W grudniu zeszłego roku prokuratura postawiła zarzuty najpierw braciom Romanowi i Krzysztofowi Ch. (prezes i wiceprezes) oraz księgowej Jolancie O. Mężczyznom śledczy zarzucili przywłaszczenie i wyłudzenie zboża kilkuset rolników, naruszenie praw pracowników spółki (m.in. poprzez niepłacenie składek ZUS), nakłanianie głównej księgowej spółki do prowadzenia nierzetelnej dokumentacji księgowej, niezłożenie wniosku o upadłość, gdy spółka straciła płynność finansową, oraz zbycie majątku spółki i osobistego, zagrożonego egzekucją. Kobiecie - miedzy innymi nierzetelne prowadzenie dokumentacji księgowej.

Wobec braci sąd zastosował areszt tymczasowy. Księgową zwolnił za poręczeniem majątkowym w wysokości 20 tys. zł. Po kilkunastu dniach śledczy zabrali się za radę nadzorczą „Janturu”. Janusz Ch.(najstarszy z braci) oraz Marzena L., usłyszeli, że jako członkowie rady są odpowiedzialni, m.in., za składanie sprawozdań finansowych, pozwolili na nierzetelne sporządzanie takich sprawozdań.

Śledztwo wciąż się toczy. Przesłuchano już kilkuset świadków.

Zaspokoją się banki

Spółkę postawiono w stan upadłości, ale majątku produkcyjnego jeszcze nie zbyto. Gdy w grudniu 2010 r. syndyk wystawił go na sprzedaż, oszacował wartość na ok. 15 mln zł. Zainteresowanych gorzelnią i magazynami nie było. Udało się sprzedać tylko dworek w Chromowoli, działkę w Nieszawie i wydzierżawić młyn w Wagańcu.

- Krew mnie jednak zalewa, gdy słyszę, że najpierw ze sprzedaży zaspokoić trzeba będzie banki - mówi Boguszewski. - Te banki, które bankrutowi dawały kredyty? A rolnicy?!

Fakty

Prawo bezsilne?

  • Wielu rolników trzyma w rękach sądowe wyroki. Co z tego? Gdy syndykowi uda się wreszcie sprzedać majątek spółki „Jantur”, mogą nie dostać nic. Pierwszeństwo będą miały chociażby ZUS i banki. Dlatego oszukani coraz słabiej wierzą w odzyskanie należnych im pieniędzy. - Patrząc na działania syndyka i wymiaru sprawiedliwości dochodzimy do wniosku, że nasze prawo jest bezsilne wobec takich firm - mówił niedawno na antenie TVP Bydgoszcz Henryk Niemczyk z Niestuszewa.
  • Losy oszukanych układają się różnie. Wielu, niestety, stało się podopiecznymi ośrodków pomocy społecznej. Inni zmagają się z kłopotami, usiłując spłacać kredyty (np. na maszyny) i kontynuować produkcję. Powstało stowarzyszenie poszkodowanych przez firmę „Jantur”.
  • Skąd tak naprawdę wzieły się problemy „Janturu”, nie wiadomo. 2008 r. spółka zamykała dodatnim wynikiem finansowym. - Przeinwestowaliśmy - tłumaczył na początku 2010 r. wiceprezes Krzysztof Ch. zdenerwowanym rolnikom na specjalnym spotkaniu. Większość z nich w to nie wierzy. Wskazują na majątki, których przybyło np. dzieciom prezesów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!