Przypomnijmy, bydgoska spalarnia ma wolne moce przerobowe, bo strumień odpadów, który miał do niej spływać z Torunia jest mniejszy niż się umawiano. Śmieci ma być mniej o około 20-25 tysięcy ton w przyszłym roku. Dla spalarni to kłopot i straty. Gdzie podziały się toruńskie śmieci? Ze strony toruńskiej padały deklaracje, że jest ich po prostu mniej. Tymczasem MPO w Toruniu ogłosiło przetarg na zagospodarowanie odpadów tzw. dziewiętnastek (czyli śmieci które pozostają po segregacji na taśmach).
Przeczytaj także: W spalarni nie ma czym palić. Toruń dostarczy do Bydgoszczy mniej śmieci niż obiecał
Takie postępowanie zirytowało prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego, bo oznacza straty dla bydgoskiej spalarni. Straty, których by nie było, gdyby Toruń dotrzymał umowy.
Rafał Bruski wysłał do prezydenta Torunia przedsądowe wezwanie do spełnienia świadczenia. A to oznacza, że jeśli strona toruńska nie wywiąże się z umowy, Bydgoszcz będzie dochodziła swoich roszczeń na drodze sądowej.
- Budzi poważny niepokój stan realizacji porozumienia przez Gminę Miasta Toruń, mając na uwadze poczynione deklaracje, obowiązek lojalności oraz zasady wykonywania porozumienia szczególnie w przypadku zajścia okoliczności mających wpływ na zmniejszenie strumienia odpadów - czytamy w wezwaniu, które trafiło na biurko prezydenta Torunia. - Wzywam do niezwłocznego podjęcia działań intensyfikujących wykonanie porozumienia, sygnalizując konieczność podjęcia przez Miasto Bydgoszcz stosownych kroków prawnych, celem uniknięcia sporu, jaki może zaistnieć, jeśli na koniec roku 2016 ilość przekazanych odpadów nie będzie odpowiadała umówionej normie. Wzywam do podjęcia działań zapobiegających powstaniu szkody w wielkich rozmiarach, jaka może się ujawnić po stronie Miasta Bydgoszczy w sytuacji niedochowania obowiązków Gminy Miasta Toruń, wynikających z zawartego porozumienia - pisze prezydent Bruski.
Tymczasem rzecznik prezydenta Torunia jeszcze niedawno zapewniała, że zmniejszenia strumienia odpadów do spalarni w 2017 roku nie będzie.
