Ludzie, wobec których podejmujemy interwencje coraz częściej zachowują się tak, jakby nie mieli nic do stracenia - mówi starszy aspirant Szymon Banaszewski. Jest dowódcą plutonu oddziału prewencji. W policji od 14 lat. Dla policjantów z jego formacji chlebem powszednim są wezwania do awantur domowych, ulicznych bójek, włamań, samobójstw. Kilkanaście razy znajdował się w sytuacjach, gdy trzeba było wyciągnąć broń z kabury. Ani razu jednak nie strzelił.
- Na szczęście nigdy nie musiałem użyć broni, bo przeważnie na jej widok sprawcy kapitulują - dodaje.
Rok temu w centrum Bydgoszczy grasował mężczyzna z nożem. Towarzyszyły mu dwa amstafy bez kagańców.
- Jeśli mamy potwierdzone zagrożenie, to wchodzimy z bronią wyjętą z kabury. Nie musi być odbezpieczona ani przeładowana. Tak było w tym przypadku. Ale od samego początku mieliśmy w głowie, żeby wyrządzić jak najmniejszą krzywdę. Ten człowiek nie reagował na nic. Był okrzyk: „Policja”. Było polecenie odrzucenia noża. Zero współpracy. Jeden z nas trzymał tarczę, trzech pozostałych miało broń wycelowaną w napastnika - opowiada Szymon Banaszewski. Ostatecznie obyło się bez strzelania. Nożownik oraz jego pieski zostali potraktowani gazem i to wystarczyło.
Przynajmniej dwa razy w roku każdego z policjantów czeka tzw. strzelanie programowe z ostrej amunicji. Niektóre formacje, jak oddziały prewencji, strzelają jednak częściej i odbywają dodatkowo szkolenia taktyczne, podczas których doskonalona jest sprawność w posługiwaniu się bronią w różnych sytuacjach.
Więcej na ten temat już jutro w Magazynie "Expressu Bydgoskiego"