Należy do najbardziej aktywnych posłów. Złośliwi twierdzą, że jak omnibus chce znać się na wszystkim. Ale nawet oni przyznają, że potrafi zadbać o interesy naszego regionu.
<!** Image 1 align=right alt="Image 4190" >Oficjalny życiorys Eugeniusza Kłopotka jest obszerny. Lista jego sejmowych wystąpień, wniosków i interpelacji - wyjątkowo długa.
- Życiowej aktywności nauczyłem się w młodości - mówi. - W domu się nie przelewało - ojciec był naczelnikiem poczty, mama pracowała w sklepie. Mieszkając na wsi, dorabiałem pracując np. przy rozładunku wagonów w GS-ie, podczas żniw i wykopków. I z wielkim zamiłowaniem uprawiałem wszelkie sporty. Potem w pracy zawodowej przeszedłem wszystkie szczeble w PGR-ach.
Naczelnik? Biega...
Jest rok 1988. Eugeniusz Kłopotek jeszcze nie myśli o politycznej karierze, nie przypuszcza, że demokratyczna Polska jest tuż, tuż. Jest lokalnym działaczem ZSL w rodzinnych Borach Tucholskich i od trzech lat z tzw. klucza naczelnikiem gminy Warlubie. W Zielone Świątki przypada tradycyjne Święto Ludowe. W tym roku centralne obchody wojewódzkie organizowane są właśnie w Warlubiu. Rankiem z Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy wyrusza bus z dziennikarzami. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem mają zaprezentować osiągnięcia gminy Warlubie przy okazji obchodów.
Kiedy przedstawiciele mediów w towarzystwie wojewódzkich oficjeli wchodzą do urzędu gminy, oczy sekretarki naczelnika - widać nie uprzedzonej w porę - robią się okrągłe: - Naczelnik Kłopotek? Bardzo przepraszam, ale jest nieobecny. Biega po lesie...
Przeciął wstęgę i dołożył
<!** Image 2 align=left alt="Image 4191" >Dwanaście lat później. Świecie nad Wisłą, kolejne tzw. igrzyska olimpijskie sportowców wiejskich Kujaw i Pomorza pod nazwą „Sydney 2000”. Eugeniusz Kłopotek od 3 lat jest już posłem, wiceprezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jako szef Kujawsko-Pomorskiego Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych oficjalnie otwiera imprezę. Jest orkiestra, przecięcie wstęgi, kwiaty. Zaraz potem pierwsze zawody. Młodzi siłacze z regionu męczą się ze sztangielką o wadze 17,5 kg, podnosząc ją jedną ręką do góry, zwykle po kilkadziesiąt razy bez przerwy, najlepsi dociągają do stu. Do zawodników dołącza nieoczekiwanie poseł Kłopotek przebrany już w dresy. Szokiem jest dla wszystkich, że tak ważna osoba chce też rywalizować. Zdumienie osiąga swoje apogeum, gdy okazuje się, że dźwiga sztangę lewą ręką 231 razy, bijąc na głowę wszystkich konkurentów!
- Trochę siły naturalnej, trochę wziętej z treningu - mówi. - Zawsze musiałem znaleźć dla siebie czas na uprawianie sportu. I robię tak do dziś.
Ucieczka od Warszawy
Dzieciństwo spędził w Śliwicach, potem mieszkał w Osiu. Z tymi stronami właściwie nigdy się nie rozstał. Przed paru laty ukończył budowę domu w Borach Tucholskich. Choć musi dzielić swój czas na pobyt w stolicy, podróże po kraju i Europie oraz urzędowanie w Bydgoszczy - w leśnej głuszy czuje się najlepiej. - To dla mnie wspaniała odskocznia - twierdzi. - W Warszawie adrenalina zawsze skacze wysoko. Tu, w Borach, otoczony zielenią i ciszą, wracam do normalności. Biegam z psem, jeżdżę rowerem nawet po 50 km dziennie. Tak odpoczywam.
<!** Image 3 align=right alt="Image 4192" >Eugeniusza Kłopotka nazywa się często „najlepszym sportowcem w Sejmie”. Nic dziwnego, skoro ma w dorobku tytuły mistrza powiatu w przełajach i pchnięciu kulą, 5 medali na igrzyskach wiejskich, grę w ligowych klubach szczypiorniaka, brąz w sejmowych mistrzostwach ping-ponga i parlamentarny rekord Polski w wyciskaniu sztangi (147,5 kg), a nawet tytuł... mistrza parlamentu w narciarskim slalomie gigancie.
Z pewnością wielu mieszkańców regionu pamięta Kłopotka jako niesłychanie aktywnego rzecznika powstania województwa kujawsko-pomorskiego w obecnym kształcie podczas sejmowych przepychanek w 1998 r. Kiedy w bieżącym roku ważyły się losy Uniwersytetu Bydgoskiego, sprawozdawcą poselskiego projektu o utworzeniu uczelni w imieniu PSL był, oczywiście, Kłopotek. „Zauważam - mówił wówczas - że nasze miasto Bydgoszcz zaczyna mieć duszę. Do tego miasta zaczyna się tęsknić, jeśli jest się długo poza nim, wreszcie coraz większa liczba mieszkańców tego miasta jest po prostu dumna z tego, że są bydgoszczanami”.
„Chce być omnibusem, udaje, że na wszystkim się zna” - tak mówi o Kłopotku jeden z jego kolegów parlamentarzystów. Wystarczy przejrzeć sejmowy diariusz, by zrozumieć taką opinię. Nazwisko bydgoskiego posła PSL-u przewija się w nim często. Składa wniosek o zmianę ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne, przedstawia projekt uchwały w sprawie dalszej działalności tzw. orlenowskiej komisji śledczej, ustawy o pomocy społecznej, o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, bierze udział w debacie nad projektem ustanowienia Dnia Papieża Jana Pawła II.
<!** Image 4 align=left alt="Image 4193" >Jest bardzo aktywny i dociekliwy na posiedzeniach komisji. „Przyszedł Kłopotek, będą kłopoty” - krąży o nim powiedzenie.
- To element polityki - uważa Kłopotek. - Trybuna sejmowa jest znakomitą okazją do zaistnienia każdej partii, kiedy debata jest transmitowana przez telewizję. W naszym klubie mamy taktykę desygnowania w takim czasie na mównicę osób medialnych. Pamiętam o tym, staram się zawsze mówić głośno i dobitnie. „Eugeniusz, ciszej!” - dociera do mnie czasami z ław poselskich.
Dlaczego polityka?
- Do Sejmu pchnęła mnie właściwie żyłka rywalizacji - wspomina poseł. - Po pracy w administracji państwowej, kiedy często przeklinałem, kto wymyśla takie przepisy, postanowiłem spróbować, czy samemu uda się coś z tym zrobić. Czy to się udało? Po części na pewno tak. Tu jednak, dopiero w Sejmie, zrozumiałem, jak trudny jest język legislacyjny i jak wiele wysiłku trzeba włożyć w to, by go przełożyć na treści zrozumiałe dla wszystkich. Mimo wszystko staram się być bardzo dociekliwy.
Euro na koncie
Porównując oświadczenia majątkowe posła z 2001 i 2005 r., złożone na koniec obu kadencji, widać istotną różnicę. 150-metrowy dom i 116-metrowe mieszkanie pozostały, natomiast zmienił się samochód, przybyło też sporo oszczędności na koncie: 10 tys. zł i ponad 6 tys. euro.
- Nie rozumiem, jak można, będąc posłem, właściwie niczego nie mieć, jak to demonstracyjnie pokazują niektórzy politycy - mówi Kłopotek. - Uposażenie i dieta poselska są równe dla wszystkich i pozwalają na godne życie. Skończyłem wreszcie budowę domu w Borach, stąd mogłem trochę zaoszczędzić - przyznaje. - Przez rok byłem też obserwatorem w parlamencie europejskim i otrzymywałem dodatkowe diety. A że żyję z umiarem, trochę mogłem odłożyć.