Emil Sajfutdinow zdobywa serca rosyjskich i polskich kibiców speedwaya. Podobnie jak kiedyś Anna German, która czarowała swoich wielbicieli w Związku Radzieckim i nad Wisłą niepowtarzalnym głosem. Ten weekend należał do nich.
W piątkowy wieczór TVP 1 wyemitowała ostatni, 10. odcinek serialu o tej znakomitej piosenkarce, zmarłej przedwcześnie, bo w wieku 46 lat.
<!** reklama>
W sobotę w Canal+ mogliśmy oglądać jak po swoje drugie zwycięstwo w tegorocznym cyklu Grand Prix pojechał Emil. Po wygranej u siebie, czyli w Bydgoszczy, gdzie spędził pierwsze siedem lat żużlowej kariery, powtórzył sukces w Goeteborgu.
Chłopaka z Saławatu wszyscy oglądają na torze z przyjemnością. Także jego rywale. Nic dziwnego - jeździ widowiskowo i jest zawsze uśmiechnięty. Choć do Szwecji wybrał się w wielkiej traumie po wizycie u umierającego ojca. I wygrał dla Niego, stąd dedykacja. Ale o śmierci rodzica dowiedział się dopiero po zawodach, na konferencji prasowej.
W niedzielę miał też startować w Toruniu w ekstralidze, jednak jego zespół z Częstochowy musiał się obejść bez niego. Wrócił do ojca, do domu.
Oglądając Emila stojącego na najwyższym stopniu podium Na Ullevi i słuchając hymnu rosyjskiego można się było wzruszyć - co dla Polaków, wychowanych w PRL jeszcze za czasów głębokiej komuny i znienawidzonego CCCP, nie musi być takie oczywiste. A jednak...
Okazuje się, że sport i sztuka mogą zbliżać. Kiedyś oba narody łączyła Anna German, teraz Emil Sajfutdinow. To był głos, którego się słucha i to jest jazda, którą chce się oglądać.
Troszkę patetycznie to wypadło, ale niekiedy tak „nada”. Po prostu trzeba.
Marek Fabiszewski