https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak z Klisiem w KULki zagrano

Grażyna Ostropolska
Losy Krzysztofa Klisia, hodowcy ryb z Łochowa, siedemnaście lat temu splotły się z uwłaszczoną na pegeerowskiej ziemi Fundacją Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Anieli hr. Potulickiej. I tak już zostało do dziś.

Losy Krzysztofa Klisia, hodowcy ryb z Łochowa, siedemnaście lat temu splotły się z uwłaszczoną na pegeerowskiej ziemi Fundacją Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Anieli hr. Potulickiej. I tak już zostało do dziś.

<!** Image 2 align=none alt="Image 157951" sub="- Na dnie tego stawu jest gminna droga, rów melioracyjny i działka należąca do gminy Białe Błota, z której Fundacja KUL im. Anieli hr. Potulickiej nieodpłatnie wybierała torf, niszcząc po drodze co się da - wskazuje Krzysztof Kliś / Fot. Dariusz Bloch">Jest rok 1990. W Polsce zaczyna działać Komisja Majątkowa. Ma być sądem polubownym, który zwraca Kościołowi zagrabione za czasów PRL dobra. Komisję otacza aura tajemniczości. Wszystko, co robi, ma być poufne. I od początku ma z tym problem, bo kościelna reprywatyzacja dotyka sfer wrażliwych społecznie. Nic dziwnego, że pierwsza na naszym terenie decyzja o zwrocie Kościołowi kilku tysięcy hektarów ziemi już na starcie budzi kontrowersje.

Przyznaniu Fundacji KUL im Anieli hr. Potulickiej majątku KPGR Wojnowo (w 1991 r.) towarzyszą głośne protesty. Padają zarzuty, że fundacja nagina prawo do własnych potrzeb. Przejmuje od skarbu państwa majątek większy niż miała. Narusza warunki ugody, zawartej przed Komisją Majątkową. Związek „Solidarność” przy KPGR Wojnowo żąda unieważnienia uchwał Rady Pracowniczej o złożeniu KUL- owi w darze środków trwałych i obrotowych kombinatu. Ich wartość ocenia na 40 miliardów starych złotych.

<!** reklama>Powodów do takiej darowizny nie widzi też Ministerstwo Przekształceń Własnościowych i w piśmie do ówczesnego wojewody Antoniego Tokarczuka przypomina, że „mienie ruchome i środki obrotowe kombinatu nie były przedmiotem ugody o przekazaniu ich fundacji, w związku z tym obowiązuje zachowanie trybu publicznego przy ich sprzedaży”.

Największe kontrowersje budzi wielkość zwróconego Fundacji KUL majątku. Z zapisów w księgach wieczystych wynika, że do zwrotu jest 5 954,2 ha, a fundacja dostaje... 8 500 ha. - Jakim cudem? - pytano i dodawano z przekąsem:

„bo przecież nie cudem boskim

ziemia się im rozmnożyła”. Argument, że fundacja nie chciała brać od państwa terenów zalesionych, więc zastosowano zamiennik i za każdy odrzucony hektar lasu przyznawano jej 6 lub 10 ha uprawnego pola, nie został dobrze przyjęty. Uznano to za niezasłużony przywilej.

Ówczesny wicewojewoda bydgoski Henryk Sapalski wystosował nawet list do kardynała Józefa Glempa, w którym ośmielił się go powiadomić, że „rozważona zostanie kwestia wzruszenia ugody zawartej przed Komisją Majątkową, z powodu jej błędów i braków formalnych, których dotąd nie podnoszono z uwagi na dobrą wolę stron”. Pozwolił sobie nazwać aroganckim przejęcie w lipcu 1991 r., bez uzgodnienia z bydgoskim wojewodą, nieruchomości wraz zabudową Kombinatu PGR w Wojnowie, bez uprzedniej inwentaryzacji tego majątku. Odpowiedź była krótka: „Ksiądz Prymas nie jest stroną w toczącym się sporze”.

Zapał tych, którzy chcieli zaprotestować przeciw łamaniu prawa i zerwać zawartą przed Komisją Majątkową ugodę, ostudził ostry w tonie list prezesa Fundacji KUL prof. Jana Ziółka. Trafił on na biurko wojewody Antoniego Tokarczuka (notabene: absolwenta KUL) z taką oto reprymendą:

„Od początku, zamiast merytorycznych rozmów, spotkaliśmy się z kwestionowaniem ugody, zawartej przed Komisją Majątkową, ingerowaniem w decyzje w sprawach należących do wyłącznych kompetencji zarządu fundacji, krytyką wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z Fundacją KUL im. Anieli hr. Potulickiej w Lublinie lub Kościołem. Wynika to albo z niekompetencji, albo

ze złej woli”.

Zarzut dotyczący krytyki Kościoła, wycelowany w wojewodę zabrzmiał groźnie. Nic dziwnego, że tak zdyscyplinowany absolwent KUL udał się do swojej Alma Mater, gdzie podpisał oświadczenie, że z zadowoleniem przyjmuje powrót fundacji na teren województwa bydgoskiego.

Od tej pory wszystko, co dotyczyło fundacji było ściśle tajne, łamane przez poufne. Rejenci odmawiali dziennikarzom dostępu do ksiąg wieczystych, związanych z Fundacją KUL, a miejscowy student, który miał ambicję napisania pracy magisterskiej o hrabiance Potulickiej i szukał materiałów w parafii w Ślesinie usłyszał od proboszcza: „Może pan przejrzeć tylko dokumenty XIX-wieczne, bo okres międzywojenny pozostanie utajniony”. Co chciano ukryć? Może to, że ostatnią, spisaną notarialnie, wolą Anieli Potulickiej było, aby powołana przez nią fundacja utworzyła w Ślesinie lub Samosiecznie ochronkę dla dzieci. „Ochronka musi być tak obszerna, aby pomieszczenie w niej znalazły dzieci danych wsi, również sąsiednich” - życzyła sobie hrabianka i nakładała na fundację kolejny obowiązek; „O ile by w Ślesinie nie miało być szpitala, to przy ochronce musi być schronisko dla 4 ubogich, którzy by byli bez domu i opieki”. Nie tylko o tej ostatniej woli hrabianki zapomniano. Życzyła sobie też Aniela Potulicka, aby Fundacja KUL wspomagała szpital przy ul. Floriana w Bydgoszczy. „Po śmierci mojej wypłacać będzie fundacja zakładowi św. Floriana w Bydgoszczy do czasu jego egzystencji rocznie w naturze 300 pojedynczych centarów żyta lub równowartość w gotówce około 15 października i 15 kwietnia w równych ratach” - tego zobowiązania (zapisanego notarialnie) fundacja nie wypełnia, choć zboże w Zakładzie Rolnym w Wojnowie ma, a szpital przy Floriana nadal istnieje.

O tym, że Fundacja KUL kiepsko wywiązuje się z umów, przekonany jest Krzysztof Kliś. - Daliśmy się jej nabrać i

kupiliśmy„kota w worku”

- mówi hodowca ryb z Łochowa. Dwadzieścia lat temu Kliś był leśnikiem. Marzyły mu się własne stawy, więc kiedy Fundacja KUL ogłosiła przetarg na wyeksploatowane torfowiska w Lisim Ogonie, młody leśnik i jego żona złożyli ofertę. Wygrali i dziś tego żałują. - Część gruntów, które w 1993 r. kupiliśmy od fundacji, nie była jej własnością i do dziś nie jest - mówią. I tak na dnie jednego stawu mają Klisiowie prywatną działkę jakiegoś rolnika i kawał gruntu agencji rolnej, a po dnie drugiego ciągnie się gminna droga i melioracyjny rów. Tak pokazują gminne mapy, którym przed 17 laty nikt się nie przyglądał.

- Święcie wierzyliśmy, że kto jak kto, ale fundacja z KUL w nazwie na pewno nas nie oszuka - wspominają Klisiowie. Zawarli z fundacją umowę przedwstępną, dotyczącą zakupu kilkunastu działek. Spokojnie przyjęli zapis: „grunty, których umowa dotyczy, są w trakcie wymiany z rolnikami indywidualnymi i UG w Białych Błotach”, a także ten: „cena nieruchomości została ustalona na 420 mln starych złotych, płatnych w dniu podpisania przedwstępnej umowy”.

- Fundacji bardzo się z tą sprzedażą śpieszyło, bo potrzebowała pieniędzy na paliwo do ciągników - twierdzi Kliś. Dyrektor Józef Bała, niegdyś szef KPGR w Wojnowie, a od prawie 20 lat dyrektor Fundacji KUL, przekonuje, że to Kliś się śpieszył. - Chciał sobie tam zbudować dom i stawy, więc poszliśmy mu na rękę z szybką sprzedażą - mówi. Przyznaje, że do dziś działki, za które Kliś fundacji zapłacił, nie są jego własnością, bo... - Nie udało się nam zamienić gruntów gminnych na inne, należące do Fundacji KUL - wyjaśnia. - Gmina Białe Błota miała problemy z ich komunalizacją, brakowało odpowiednich zapisów w księgach wieczystych.

Efekt był taki, że Kliś był zmuszony dzierżawić od gminy działki kupione od fundacji. Dlaczego nie domagał się od sprzedawcy zwrotu pieniędzy? - Nie mogłem - tłumaczy - bo w umowie, którą podpisałem, był

taki sprytny zapis:

„Sprzedający (Fundacja KUL, przyp. red.) zobowiązuje się do wydania kupującemu nieruchomości w ciągu tygodnia od uprawomocnienia się dokumentów wymiany gruntów”.

- A ta wymiana może trwać nawet 100 lat! - denerwuje się Kliś. I ma ku temu powody. - Czuję się podwójnie oszukany, bo jedna ze spółek należących do fundacji podczas wydobywania torfu przekopała gminną drogę i rów melioracyjny, niszcząc je i powodując zalanie sąsiednich działek - mówi. - Gdybym ja to zrobił, to by mnie urzędnicy zajeździli lub posadzili za kratki, ale Fundacji KUL wszyscy boją się tknąć. Gmina pozwalała jej nieodpłatnie wydobywać torf ze swoich działek, przekopywać drogi i niszczyć granice, a mnie rzuca kłody pod nogi!

Kliś ma na myśli ostatnie gminne propozycje, zgodnie z którymi miałby zatopione grunty od gminy Białe Błota kupić. - Za niespełna hektar przekopanej drogi, zalanego rowu melioracyjnego i łąki chcą ode mnie 53 tys. zł, a za 2 ha gminnej łąki (tej, za którą w 1993 r. zapłaciłem Fundacji KUL) życzą sobie 100 tys. zł. Ich niedoczekanie! Oni popsuli, a ja mam gminie zapłacić? - pyta i sam sobie odpowiada: - W Polsce jest prawo, które mówi, że kto zniszczył granice działek, musi je naprawić. Więc ja występuję do gminy o odbudowę zniszczonej drogi i rowu. Drogo ich to będzie kosztować! - zapowiada.

Dyrektor Fundacji KUL nie czuje się winny zniszczenia gruntów, użytkowanych przez Klisia. I nadal jest skłonny do wymiany zalanych gminnych działek na drogi wytyczone na terenach inwestycyjnych fundacji. - W przyszłym tygodniu udam się do UG w Białych Błotach i zapytam, co jest tą wymianą - zapewnia.

Warto wiedzieć

Majątek w Wojnowie

W Polsce Ludowej KPGR w Wojnowie był potęgą. Pracowały w nim tysiące ludzi, budowano zakładowe bloki, stołówki i przedszkola.

W 1991 roku decyzją Komisji Majątkowej pegeerowskie dobra przeszły na własność Fundacji KUL im. Anieli hr. Potulickiej.

Nowy właściciel szybko pozbył się socjalnego balastu. Zakładowe mieszkania sprzedano, zakładowym stołówkom powiedziano „nie”, a załoga skurczyła się do 250 osób.

Powstały zakłady rolne w formie spółek z oo. Dzierżawią od fundacji ziemię i jeśli ta przynosi dochód (a z tym ostatnio krucho) przeznacza się go na utrzymanie KUL.

Dyrektor fundacji, Józef Bała, ubolewa, że musiał zamknąć masarnię, która produkowała najsmaczniejszą w regionie kiełbasę „polską”.

Teraz zakłady utrzymują się z hodowli krów i rzepaku. Dostarczają mleko do firmy, produkującej „Łaciate”. - To są ciężkie czasy dla rolnictwa - uważa Józef Bała.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski