Rodzina zmarłej w szpitalu Anieli Szychowskiej oskarża lekarzy nie tylko o błędy medyczne, ale również o fałszowanie dokumentacji. Podobnych spraw przybywa.
<!** Image 2 align=none alt="Image 178536" sub="Katarzyna Sobczyk pokazuje zdjęcie, na którym widać jej teściową, panią Anielę (z prawej), z najlepszą przyjaciółką. Widziały się dzień przed śmiercią Fot.: Tadeusz Pawłowski">
68-letnia pani Aniela zmarła w Szpitalu Uniwersyteckim im. Biziela w Bydgoszczy. Zdaniem placówki, lekarze zrobili wszystko, aby ją uratować. Rodzina twierdzi co innego. - Niepotrzebnie zwlekano z pomocą. Jak później poszłam do szpitala, spytałam lekarza wprost, czy gdyby mamie wykonano zabieg endogastrologiczny, czy by żyła? Usłyszałam, że mogłaby żyć - mówi o swojej teściowej Katarzyna Sobczyk.
Rodzina zgłosiła do prokuratury podejrzenie o popełnieniu przestępstwa przez lekarzy. Teraz dołączyła nowy list. Podejrzewa, że szpitalna dokumentacja została sfałszowana.
Katarzyna Sobczyk wraz z córką pani Anieli sprawdziły karty przebiegu leczenia tuż po śmierci mamy. - Nie mogłyśmy uzyskać ksero, więc chciałyśmy podpisać karty, bo obawialiśmy się matactwa ze strony szpitala - opowiada.
Uważa, że podejrzenia były słuszne. W papierach, które rodzina otrzymała, zauważyły rozbieżności.
- W karcie jest wiele informacji dopisanych, których nie było podczas wizyty - przekonuje Katarzyna Sobczyk.
<!** reklama>
Zdaniem szpitala, dokumentacja mogła być uzupełniana. - Nie twierdzę, że tak było w tym przypadku. Jednak bywa, że badania trafiają do lekarza dopiero po kilku godzinach czy dniach - tłumaczy Kamilia Wiecińska ze szpitala uniwersyteckiego.
Dokumentację wydaje się pacjentowi lub osobie upoważnionej. Można ją skopiować. Problem pojawia się, gdy pacjent umrze.
- Osoba, która wcześniej była upoważniona do zapoznania się z przebiegiem leczenia, może przejrzeć dokumentację, ale nie otrzyma jej ksera. To nie są nasze wewnętrzne szpitalne przepisy, lecz ogólne - tłumaczy Wiecińska.
Nie tylko bliscy pani Anieli dociekają prawdy na temat zgonu bliskiej osoby. Z powodu błędów lekarskich placówka jest pozywana około 2-3 razy w roku. Podobnie jest w „Juraszu”. W tym roku do sądu trafiły dwa pozwy przeciw temu szpitalowi.
Pacjent może skarżyć się też do izby lekarskiej, chociaż stowarzyszenie „Primum Non Nocere” uważa, że izby stoją po stronie lekarzy i umarzają sprawy.
Marek Bronisz, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Bydgoszczy, nie zgadza się z tą opinią. W ubiegłym roku zajmował się 144 skargami. Trzy skierował do lekarskiego sądu, a 54 umorzył.