<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Jeden temat królował w knajpianych Polaków rozmowach w ten weekend. Kryzys. Kto ile i na czym stracił, komu jak urósł kredyt i jakiego bankowego Czarnego Luda najbardziej trzeba się bać. Cóż, kryzys finansowy to nie tylko wskaźniki i przeliczniki, ale też psychologiczna huśtawka - nakręcająca panikę, albo tonująca nastroje. Ciekawe, co z tymi nastrojami zrobi dzisiejsze spotkanie na szczycie naszych polityków.
Do tej pory, na szczęście, nie jest z nimi tak źle - wszyscy gracze powstrzymują się przed cynicznym wygrywaniem kryzysu dla siebie, zaskakując odpowiedzialnością. Paradoksalnie zrobienie z Polski kraju komików podczas brukselskiego szczytu nieco ostudziło obie strony. Kolejny numer z samolotem czy wyrywaniem stołeczków mógłby Polaków zdrowo wkurzyć - szczególnie, że chodzi teraz o ich pieniądze. I tak jesteśmy w sytuacji kiepskiej, dostając po uszach nie za swoje winy. Nasza gospodarka jest zdrowa, a z kredytami mniej wariowaliśmy niż Amerykanie. Mimo to kryzys nas dopadł - co chwila trafiają w nas rykoszety z Zachodu, a inwestorzy uciekają od nas i naszej waluty tak, jak od słabnących Węgier.
<!** reklama>Bo choć nie jest tak, że euro to recepta na całe zło, jak wmawiają nam niektórzy politycy, to ten kryzys w Polsce wyglądałby inaczej, gdybyśmy w strefie euro byli. To dobry moment na przyspieszenie, jest już „mapa drogowa”, teraz pora na wyliczankę zysków i strat. Rzetelną i wiarygodną, bez politycznego dęcia. Tylko swoją drogą, komu dzisiaj ufać, skoro sam wielki Alan Greenspan, szef Rezerwy Federalnej USA, walnął się w pierś i przyznał, że paskudnie pobłądził? Chciałbym w każdym razie wierzyć, że dzisiaj nie czeka nas kolejne show magików od PR. Naiwne to, ale w końcu jak nasi dostojni wybrańcy wspólnie powalczą z kryzysem, to im urosną sondaże, a nam spadną raty.
