Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Odessa wabi turystów

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Błażejewski
Nazwa „Odessa” należy do najbardziej magicznych słów kluczy Europy Środkowo-Wschodniej. Odmienność i kosmopolityzm miasta starają się i dziś podkreślać mieszkańcy. Dzięki tej legendzie miasto naprawdę żyje nieźle.

<!** Image 3 align=none alt="Image 218897" sub="Magiczne „potiomkinowskie” schody w Odessie liczą obecnie (po skróceniu) 192 stopnie. Zbudowane zostały tak, aby patrząc z góry mieć wrażenie równej ich szerokości, co jest złudzeniem optycznym. Na schodach i na podestach (co dziesięć stopni) po południu i wieczorem, każdego lata trwa nieustająca sesja fotograficzna.">

Nazwa „Odessa” należy do najbardziej magicznych słów kluczy Europy Środkowo-Wschodniej. Odmienność i kosmopolityzm miasta starają się i dziś podkreślać mieszkańcy. Dzięki tej legendzie miasto naprawdę żyje nieźle.

Któż nie chciałby zobaczyć legendarnych „potiomkinowskich” schodów, architektonicznej perełki, jaką jest środmieście, czy słynnego portu w Odessie albo szerokich piaszczystych (ponoć) plaż nad ciepłym (też ponoć) Morzem Czarnym? Urok miasta i powstałej wokół niego legendy wciąż jest żywy. I, jak widać to na miejscu, bardzo silny.<!** reklama>

Dziś nikt z mieszkańców nie ma świadomości, że Odessa nie zaczynała swojej kariery jako miasto od greckiej mitycznej kolonii „Odessos”, ale od... polskiej królewskiej twierdzy. To tutaj po zdobyciu na Turkach portu zwanego Chadżybej król Władysław Jagiełło polecił wybudować zamek. Tę informację można znaleźć w „Kronice” Jana Długosza. Zapisaną tam kilka wieków wcześniej nim na te tereny dotarli Rosjanie, którzy założyli obecną Odessę (1794) - jedno z kilku okien na świat dawnego carskiego imperium.

<!** Image 4 align=none alt="Image 218897" sub="W najlepszych czasach Odessy takich luksusowych transatlantyków dla finansowej elity, jak widoczny na zdjęciu, w porcie stało po kilka. Dziś, jeśli już tutaj cokolwiek zawija, to wygląda właściwie jak „samotny biały żagiel” albo ktoś, kto zjawił się tu przez pomyłkę.">Swoją legendę Odessa budowała właśnie na swoim specyficznym położeniu jako miasto pogranicza, na otwartości, na swojej wielokulturowości, na dostępności wszelkich dóbr w ubogich czasach rewolucji i bezpośrednio po nich, a także na względnym, sztucznym „luzie” w czasach stalinizmu i późniejszych. To wszystko się już skończyło. Ale mit jest mitem i wciąż żyje. Dlatego wszystko, co się w Odessie znajduje, jest dla Rosjan „mega”, „giga” i „naj”.

To miasto się ceni

Mieszkańcy twierdzą, że prócz schodów, portu i latarni morskiej, w Odessie znajduje się najpiękniejszy na świecie teatr, choć nikt nie ma pojęcia, że projektowali go ci sami austriaccy architekci (Fellner i Helmer), którzy byli twórcami również teatru w... Toruniu. Dla miejscowych najpiękniejszy jest pałac Woroncowów, choć z elewacji farba odłazi płatami, najładniejszy na świecie jest zadaszony pasaż handlowy Deribasowska, choć boksy w nim są przeważnie do wynajęcia itd.

<!** Image 4 align=none alt="Image 218897" sub="2011: Amerykanin w Odessie. Pasażerów luksusowego liniowca wita na nabrzeżu marynarska orkiestra.">Z punktu widzenia przyjezdnego, najbardziej „naj” są w Odessie... ceny. I to całkiem na poważnie. Znaleźć w miarę tani nocleg to o wiele trudniejsze zadanie niż w największych europejskich metropoliach. Zdarzyło mi się nocować daleko od centrum w ekstremalnie małym pokoju hotelowym, w którym dwie osoby nie mogły się minąć i nie było też miejsca na drzwi do łazienki. Cena? 50 dolarów. Innym razem jednak udało się odszukać kompletnie zrujnowane posowieckie sanatorium, nadal czynne, wynajmujące swoje „salony” za połowę tej ceny.

Mimo iż oficjalnie Odessa leży na Ukrainie, tej mowy praktycznie tu nie słychać, a i sami Ukraińcy są w zdecydowanej mniejszości. Dominują, oczywiście, Rosjanie. Czują się tutaj u siebie. Nie ma już społeczności żydowskich, ormiańskich, tureckich, polskich, dzięki którym miasto kwitło i bogaciło się. Dziś jest szaro, ubogo i ponuro.

<!** Image 5 align=none alt="Image 218901" sub="Wspaniała architektura śródmieścia Odessy robi duże wrażenie.">Zapach orientu

Powiew dawnego kosmopolityzmu i świetności miasta poczuć można chyba tylko na bulwarze, usytuowanym kilkadziesiąt metrów nad poziomem morza. Tam, gdzie miejsca spotkań i punkty odniesień wyznaczają pomniki Aleksandra Puszkina, księcia Armanda Richelieu, założyciela i pierwszego gubernatora miasta, a także - kawałek dalej - Adama Mickiewicza, który trafił tutaj w drodze na Krym. To tutaj można próbować odszukać klimat „Opowiadań odeskich” Izaaka Babla, tragiczne losy mieszkańca miasta Osipa Mandelsztama czy skrzące się humorem słynne „Dwanaście krzeseł” Ilji Ilfa i Jewgienija Pietrowa.

Wieczorami ten bulwar tętni życiem, muzyką, hałasem wydobywającym się z piwnych ogródków i podestów dla wrotkarzy i deskorolkarzy. Grupki starszych, może byłych marynarzy, grają namiętnie w zapomnianego dziś już u nas tryktraka. Pieniądze zbierają skrzypkowie, kuglarze, połykacze ognia, mimowie i... pozujący do zdjęć przebierańcy w strojach Marynarki Wojennej ZSRR. To prawdziwe, barwne targowisko próżności. Dominują blichtr, świecidełka, wschodni przepych prezentowanych strojów. Kupowanych na podmiejskim bazarze, urządzonym na wzór turecki, pachnącym skórą, kawą, kadzidełkami, tatarskimi wonnymi olejkami i orientalnymi przyprawami. Albo w gigantycznym hipermarkecie na obrzeżach Odessy, zapewne niemającym sobie równego wielkością w tej części Europy. Nie ma mowy, by go choćby pobieżnie obejść w godzinę, po niektóre towary wysoko eksponowane wchodzi się na półki po specjalnych schodkach.

Przy wyjściu na ulicę niespodzianka. Kontrola. Kto nie zabrał ze sobą paragonu albo zawartość torby z nim się nie zgadza, ma kłopoty...

Polski wstyd

Na najsłynniejszych na świecie schodach (to jedno wypada przyznać) zawsze po południu i wieczorem kłębi się wielki tłum. Przyjezdni pozują do zdjęć. Solo, w duecie, parami, w grupie. Pobocza zajmują stragany z mydłem i powidłem, dominują oczywiście te z pamiątkami „made in China”, tylko ceny są odeskie...

Słysząc polskie słowa, podchodzi do nas mężczyzna w średnim wieku. - Polacy? Ja też Polak, spod Lwowa jestem. Wywieźli mnie.

Chwilę opowiada o sobie, a potem bez żenady wyciąga dłoń po datek. Dopiero wówczas wpadam na to, że nie trafiłem na człowieka, który ucieszył się ze spotkania z rodakiem, tylko z najzwyklejszym, choć sprytnym żebrakiem.

Robi mi się wstyd. Tak samo jak w Wilnie pod Ostrą Bramą i na Rossie, gdzie pełno naszych rodaków żebrzących o wsparcie. Tak jak w Nowogródku pod domem Mickiewicza i w Zułowie, gdzie urodził się Piłsudski. Jeśli we Lwowie ktoś żebrze przy pomniku Mickiewicza, to z całkowitą pewnością można powiedzieć, że to nasz rodak. Trudno o takich sytuacjach przez długi czas zapomnieć.

Za to przed południem na słynnych schodach jest zupełnie pusto. Pusto jest także na obszernym molo portowym zakończonym na cyplu... cerkiewką dla marynarzy.

Port śpi. I nie ma zamiaru się obudzić. Smętny jest widok pustego nabrzeża w Odessie.

Spotkana tam Swietłana mówi świetnie po polsku, choć Polką nie jest.

- Pochodzę spod Lwowa, tam się nauczyłam waszej mowy - wyjaśnia.

Do Odessy przyjechała „za mężem”. I już pozostała.

- Nic już stąd nie wypływa - mówi z goryczą Swietłana. - Chyba że jakiś „Turek” albo „Rosjanin” zawinie. Wszystkie statki, które dostaliśmy po podziale floty czarnomorskiej od Rosjan, poszły już na żyletki. Nowych nie ma i chyba nie będzie. Jeszcze rok temu pływał stąd ostatni prom do Poti w Gruzji, ale i jego już nie ma...

Faktycznie, wokół pusto. Będąc tu poprzednim razem, miałem okazję oglądać wizytę w Odessie gigantycznego wycieczkowca z USA. Na powitanie ustawiła się na nabrzeżu orkiestra ubrana po marynarsku, grali na przywitanie schodzącym z trapu turystom, gala była co się zowie.

Dziś pływają tu tylko małe przybrzeżne wycieczkowce. Żyją z turystycznych grupek.

Marszrutką na gapę

Tadeusz Rozłucki, szef odeskiej Polonii, z rozgoryczeniem mówi o złych obecnych czasach.

- Mało już nas w mieście zostało - wzrusza się. - Większość wyjechała do Polski, część się zrusyfikowała, innych przynależność do polskiej organizacji nie interesuje.

Córka Tadeusza Rozłuckiego przeniosła się do Polski, mieszka w Krakowie, ale on sam woli pozostać w Odessie. Dramatem za to kończy się próba rozmowy o obecnej sytuacji politycznej w Polsce. Najpierw ze zdumieniem słucham o powtarzanym co chwilę zwrocie „druga zbrodnia katyńska” i dopiero później kojarzę, że mojemu rozmówcy chodzi o... katastrofę samolotu pod Smoleńskiem w 2010 roku, a cała jego wiedza o Polsce współczesnej pochodzi z Radia Maryja.

Skoro schody i port przyniosły rozczarowanie, to może plaża odeska okaże się być na miarę legendy? Mam nadzieję, że jest blisko portu, ale tu spotyka mnie rozczarowanie. Na ogólnodostępną plażę trzeba jechać spod schodów tzw. marszrutką, czyli przeładowanym busikiem za ponoć psie pieniądze (bilety u kierowcy). Tego ostatniego nie miałem okazji sprawdzić, bo nie sposób było się docisnąć do prowadzącego pojazd. Ten etap podróży zajmuje 20 minut. Potem trzeba wsiąść w tramwaj obsługiwany przez konduktorkę z torbą w stylu lat 60. i dotrzeć nim do pętli. Stamtąd kolejne 20 minut idzie się pieszo i po godzinie drogi można rozkoszować się urokami nadmorskiego bulwaru, piaskiem i szumem Morza Czarnego. Niestety, czystość plaży odbiera wszelką ochotę na kąpiele i nawet najkrótszy pobyt.

2,5 km pod ziemią

Będąc w Odessie nie sposób, jak twierdzą miejscowi, nie zobaczyć ciągnących się praktycznie pod całym miastem „największych na świecie” katakumb, podziemnej sieci korytarzy powstałej podczas wydobywania wapiennego budulca, z którego wzniesiono miasto. Ich poznaną obecnie długość ocenia się na ponad 2500 metrów.

Jednak i to „naj” wymaga pilnej weryfikacji. Szczególnie razi ekspozycja pamiątek po sowieckich partyzantach, którzy bronili się tutaj przed Rumunami w 1941 roku, na poziomie szkolnej gazetki i propagandy z czasów ZSRR. To jeszcze jedna z legend, dzięki którym Odessa wciąż żyje. I ma się, wbrew pozorom, całkiem dobrze.


Fakty

Odessa powstała jako miasto Pierwszej Rzeczypospolitej

W miejscu, gdzie znajduje się dziś Odessa, po rozpadzie Złotej Ordy w XIV w. Tatarzy wznieśli małą warownię Chadżybej, zdobytą ok. 1392 r. przez Wielkie Księstwo Litewskie.

Według Jana Długosza, w 1413 r. Władysław Jagiełło wysłał stąd kilka statków z pszenicą. W celu wzmocnienia swej władzy wielki książę litewski Witold Kiejstutowicz rozbudował twierdzę Chadżybej. Wzniesiony tam zamek został nadany w 1442 roku przez króla polskiego w dożywocie kasztelanowi i staroście kamienieckiemu Teodorykowi z Buczacza.

W latach 1431-1432 twierdza Chadżybej opisywana jest jako położona na ziemiach przyłączonych do Litwy. W tym czasie ta mała nadmorska twierdza miała już latarnię morską, wspominaną przez polskie kroniki (wymieniona została przez dwa dokumenty z 1442 r.).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!