Podwyżki pensji to główny postulat nauczycielskich związkowców, którzy dziś zaczynają ogólnopolski protest. W przededniu święta szkoły się oflagują, ale nie zrezygnują z uroczystości.
<!** Image 2 align=right alt="Image 65356" sub="Niezadowolenie pedagogów trwa od dawna - w maju na dwie godziny zawiesili zajęcia dydaktyczne i nie opuszczali pokoi nauczycielskich. /Fot. Dariusz Bloch">900 złotych pensji otrzymuje do ręki nauczyciel stażysta. Jego kolega z tytułem pedagoga dyplomowanego - około 1600 zł, a jeśli ma nieco nadgodzin, wieloletnie doświadczenie i udziela się społecznie - około 2000. Związkowcy ZNP od ponad roku domagają się podwyżek uposażeń na poziomie 10 procent i wzrostu najniższych pensji dla początkujących pedagogów o 20 procent. Jak dotąd, bez rezultatów. Co gorsza, zapowiada się raczej, że w przyszłym roku ich wynagrodzenia będą niższe, bo zakłada to projekt przyszłorocznego budżetu.
- Od wielu miesięcy domagamy się podwyżek pensji, zwłaszcza dla stażystów. Mówimy o wzroście nauczycielskich zarobków na poziomie 9 procent, tymczasem zaskakuje się nas obniżką. Rząd ignoruje nasze postulaty, premier nie chce się z nami spotkać, więc reakcja może być tylko jedna: ogólnopolski protest - mówi Ryszard Kowalik, prezes bydgoskiego oddziału ZNP.
<!** reklama>Choć pogotowie strajkowe rusza już dziś, większość szkół w piątek zamierza świętować z okazji Dnia Nauczyciela. Ale już w poniedziałek na wielu budynkach zawisną związkowe flagi, a 25 października pedagodzy wyjdą na ulice i będą pikietować przed gmachem Urzędu Wojewódzkiego.
- Zdajemy sobie sprawę, że takie sprawy powinno się rozwiązywać rozmawiając z rzadzącymi, a nie protestując. Niestety, z nami nikt nie chce rozmawiać, więc jakoś musimy pokazać, że w ogóle istniejemy - tłumaczy Aleksandra Trafara, szefowa szkolnego koła ZNP w bydgoskiej Szkole Podstawowej nr 2.
Związkowcy podkreślają, że jeśli pokojowe manifestacje nie przyniosą rozwiązania, są gotowi na bardziej radykalne scenariusze. Zapowiadają, na przykład, tylko pozytywną klasyfikację dla wszystkich uczniów po pierwszym semestrze, lub odstąpienie od sprawdzania matur. - Egzaminy przeprowadzimy, ale uczniowskich prac nie sprawdzimy. Takie kroki zaburzą system dydaktyczny w szkołach - tłumaczą.(mż)