Z Jackiem Woźniakiem, byłym żużlowcem Polonii, obecnie trenerem młodzieży rozmawia Krzysztof Wypijewski.
Śnieg i mróz torpedują rozpoczęcie sezonu. Ile, według pana, potrzeba treningów, aby uczestniczyć w oficjalnych zawodach?
Wystarczą trzy treningi i dwa sparingi. Chociaż pamiętam sytuację, gdy Tomasz Gollob, będąc jeszcze juniorem, odjechał w piątek niespełna godzinny trening na Sportowej, a w niedzielę wygrał Kryterium Asów z kompletem punktów.
Żużlowcy Polonii trenowali nie tak dawno w Grudziądzu. Pojawiły się głosy, że jazda przy tak niskiej temperaturze jest bez sensu...
Na pewno kontakt z motorem jest cenny. Problem w tym, że zawodnik jest zziębnięty i w razie upadku łatwo o kontuzję. Dlatego nie zalecam ścigania w takich warunkach w czteroosobowym gronie. W ogóle uważam, że lepiej pojeździć w tym czasie na motocrossie. Taka jazda lepiej wpływa na kondycję, bardziej „wchodzi” w ręce i nogi.
Pozostańmy jeszcze przy okresie zimowym. Często słyszy się głosy, że Polacy niepotrzebnie wylewają w tym czasie litry potu. Australijczycy, np. Chris Holder i Darcy Ward tego nie robią, a na torze wcale naszym zawodnikom nie ustępują...
To nie do końca prawda. Po pierwsze: australijski klimat pozwala na częsty kontakt z motocyklem, a po drugie: oni też biegają, jeżdżą na rowerze, pływają. Jeśli ktoś zimą się obija, wytrzyma w dobrej formie rok, góra dwa lata. Potem organizm odmówi posłuszeństwa.
Wracając zaś do Polaków, to my wykonujemy zimą tylko zajęcia ogólnorozwojowe i siłowe, bo nie mamy możliwości jazdy na motocyklu.
<!** reklama>Kibice często słyszą głosy, że jakiś zawodnik ma złe nawyki z miniżużla. Na czym one polegają?
Główne grzechy to zbyt wczesne składanie się w wiraż, kurczowe trzymanie krawężnika podczas pokonywania łuku oraz stojący styl jazdy. Dlatego tak ważne jest, aby chłopak zbyt długo nie bawił się w miniżużel, maksymalnie dwa-trzy lata.
Warto przy okazji wspomnieć dobre strony miniżużla: młody zawodnik uczy się walki w czwórkę, oswaja z atmosferą zawodów, łatwiej przychodzi mu później opanowanie jazdy na dużym motocyklu. Idealnym przykładem jest Szymon Woźniak.
Kibicom podoba się, gdy na łuku zawodnik wygina się na motocyklu, a jego prawa noga jest wysoko uniesiona w górze. Będąc na treningach szkółki, wielokrotnie słyszałem, jak uczulał pan adeptów, aby nie zdejmowali nogi z haka...
Bo to jest efektowne, ale kompletnie nic nie daje. Uważam, że nawet przeszkadza w szybkiej jeździe. Pamiętajmy, że prawa noga jest najważniejsza w żużlu. Zawodnicy, którzy nie trzymają jej na haku, na wyjściu z łuku dłużej jadą wykontrowani i są przez to wolniejsi.
<!** Image 2 align=none alt="Image 208972" sub="Jacek Woźniak zdobył ponad 10 medali mistrzostw Polski w różnych imprezach seniorskich i juniorskich. Teraz przekazuje wiedzę młodym adeptom żużla [Fot.: Michał Szmyd]">Oglądając transmisje w telewizji często usłyszeć można następujące zdanie komentatorów: „Obejrzał się i sprawdził gdzie jest rywal, bo chciał go potraktować szprycą”. Co pan na to?
Celowo się tego nie robi. Wprawdzie czasami zdarzają się takie sytuacje, ale nie są one zamierzone.
Na zakończenie jeszcze jedna kwestia. Zawodnicy, którzy słabo wypadli w meczu, często tłumaczą się, że podczas treningu tor był inaczej przygotowany...
Tak tłumaczyć mogą się chłopcy świeżo po zdaniu licencji, ale nie zawodowcy. Przecież żaden klub w Polsce nie robi na złość swoim zawodnikom! Czasami faktycznie tor nieco się różni, ale może to być spowodowane np. zmiennymi warunkami atmosferycznymi. Wpływ na nawierzchnię może też mieć sędzia, który czasami każe lać wodę, a innym razem zabrania roszenia. Zdarza się też, że arbiter zarządza ubijanie toru. Zawodowcy powinni zdawać sobie z tego sprawę i być na wszystko przygotowani.
Dziękuję za rozmowę.