https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Idioci, lobbyści, kłamcy i fałszerze...

Grażyna Ostropolska
Likwidacja drukarni „Gerges” kończy się awanturą. W sądzie wychodzi na jaw, że oświadczenia obciążające Zbigniewa Girgusia były fałszywe. Świadek Stanisław J. zeznaje, że napisał je pod presją syndyka. Ten zaprzecza. Kto mówi prawdę?

Likwidacja drukarni „Gerges” kończy się awanturą. W sądzie wychodzi na jaw, że oświadczenia obciążające Zbigniewa Girgusia były fałszywe. Świadek Stanisław J. zeznaje, że napisał je pod presją syndyka. Ten zaprzecza. Kto mówi prawdę?

<!** Image 2 align=right alt="Image 146471" sub="Syndyk wycofał z sądu wniosek o wprowadzenie zakazu prowadzenia działalności gospodarczej przez Zbigniewa Girgusia. Przedsiębiorca mógłby znowu uruchomić drukarnię. - Nie dam rady - mówi - bo poza tą jedną maszyną, syndyk zostawił mi zgliszcza. / Fot. Adam Zakrzewski">„Prawnik składa idiotyczne wnioski” „dziennikarz pisze idiotyzmy”. „Idiotyzm” - to ulubione słowo syndyka Zbigniewa Bartosika. Używa go nawet w sądzie.

- Ten człowiek traktuje nas jak szmaty. „Pan jest nikim” - mówi przedsiębiorcom, których majątek likwiduje. Jest bezkarny. Ubliża nam, upokarza, czuje się panem naszego życia - twierdzą ci, którzy się z nim zetknęli.

Byli przedsiębiorcy: Krzysztof Pankowski z Brodnicy, Władysław Przybysz z Grudziądza i Zbigniew Girguś z Torunia przekonują, że syndyk Zbigniew Bartosik zniszczył im życie. Opisywaliśmy ich perypetie związane z syndykiem w publikacjach: „Ktoś upada, żeby zarobić mógł ktoś” i „ Wyciskanie upadłego” z sierpnia ub.r. oraz „Kto się nie boi syndyka Bartosika z 19.02.2010 r.

- Bronicie ludzi, którzy narobili długów i doprowadzili innych do bankructwa - zarzuca nam syndyk i powtarza:

<!** reklama>- Syndyk nie jest ich zbawcą.

- Nikt go jednak nie upoważnił do tego, by szykanował i upokarzał ludzi, którym powinęła się noga. Urzędnika państwowego takie postępowanie dyskredytuje - uważa Lech Obara, prawnik, który zasłynął obroną mobbingowanych pracownic „Biedronki”. Teraz Obara broni Zbigniewa Girgusia, niegdyś milionera, dziś bankruta.

Girguś miał w Toruniu drukarnię „Gerges” (pracowało tam niegdyś 120 osób, głównie niepełnosprawnych) oraz 9 domów i 4 ha ziemi w Lubiczu. Wniosek o upadłość jego firmy złożył ZUS, któremu przedsiębiorca był winien 200 tys. zł. Girguś liczył na zawarcie układu z wierzycielami, ale Bartosik (wówczas zarządca) wniósł o zakazanie mu prowadzenia działalności gospodarczej. Sąd na to przystał. To dało Bartosikowi asumpt do wnioskowania o likwidację firmy.

- Likwidował mój majątek 3 lata. Zniszczył drukarnię, twierdząc, że utrzymywanie produkcji się nie opłaca, sprzedał

za grosze

ośrodek rekreacyjny w Lubiczu - wylicza Girguś. Kompleks malowniczo położonych domków w Lubiczu był jego oczkiem w głowie. Girguś wyceniał ten obiekt na 6 mln zł. Zdaniem Bartosika, obiekt, zbudowany bez wymaganych prawem pozwoleń, wart był dużo mniej - Syndyk sprzedał go w czerwcu ub.r. za 1325000 zł i zapowiedział kolejne licytacje mojego majątku - wspomina Girguś. To przelało czarę goryczy. - Wiedziałem, że coś jest nie tak. Wierzycielom należało się 1292000 zł i syndyk winien był zakończyć postępowanie.

Nie zakończył, więc Girguś zwrócił się o pomoc do Lecha Obary. Od tej pory znany prawnik jest jego procesowym pełnomocnikiem. W obronę Girgusia zaangażowała się też poseł Lidia Staroń. Jej interwencja w Ministerstwie Sprawiedliwości spowodowała kontrolę postępowania upadłościowego. - Skutkiem było

wstrzymanie kolejnych licytacji.

- W ostatniej chwili uratowano mnie przed stratą całego majątku - uważa Girguś. - Syndyk zamierzał zlicytować mój dom w Toruniu oraz kolejną nieruchomość w Lubiczu. Na szczęście sędzia mu nie pozwolił, ale i tak postępowanie upadłościowe wydłużyło się o kolejne 8 miesięcy, a syndyk przejadł w tym czasie kolejne 90 tys. zł.

- Wydłużenie postępowania to efekt wniosków pana Girgusia o odsunięcie mnie od sprawy. To, że nie przedstawiono mi do tej pory żadnych zarzutów, potwierdza, że działam lege artis - broni się Bartosik.

- Jakie lege artis! - protestuje Girguś. - Dziś, po wstrzymaniu kolejnych licytacji i po zaspokojeniu wierzycieli (w 100 proc.) w kasie pozostaje 220 tys. zł - wylicza. Powołuje się na ostatnie sprawozdanie syndyka i zatwierdzony przez sędziego komisarza ostateczny plan spłaty wierzycieli.

- Nadwyżka jest, lecz znacznie mniejsza. A postępowanie upadłościowe nie jest zakończone - zaznacza syndyk. Wspomina o kolejnym wierzycielu, który się do niego zgłosił. I o przeciekającym dachu budynku w Lubiczu, który syndyk powinien naprawić - to nieruchomość, którą Bartosik chciał sprzedać z wolnej ręki. O tym, jak bardzo domagał się, by sprzedano ten obiekt pani B., która wcześniej nabyła od syndyka ośrodek rekreacyjny w Lubiczu, świadczy pismo

do sędziego komisarza.

Syndyk Z. Bartosik pisze tak: „5 czerwca wpłynęła do mnie oferta pani B., która w aukcji z dnia poprzedniego została nabywcą sprzedanej nieruchomości (ośrodka rekreacyjnego - przyp. aut.). Jest ona bardzo żywotnie zainteresowana nabyciem działek, będących uzupełnieniem dla zakupionego w aukcji gruntu. Planuje wybudowanie na tym terenie obiektu hotelarsko-gastronomicznego i działka, którą chce zakupić, jako sąsiadująca z tym terenem, ułatwi proces projektowania i funkcjonowania obiektu. Ma to również znaczenie dla zamieszkujących tam lokatorów. Zmiana właściciela sąsiedniej nieruchomości spowoduje dla nich istotne utrudnienia, chociażby w postaci hałasu. Zakup tej działki przez gminę nie zmieni ich sytuacji. Zakup przez inwestora musi skutkować przeniesieniem lokatorów, z których część ma prawo do lokalu socjalnego. Mając powyższe na uwadze, uprzejmie proszę sędziego komisarza o zmianę skierowanego do mnie zobowiązania o zakazie zbywania dalszych elementów masy upadłości”.

Sędzia Mariusz Trela pozostał nieugięty, nie uchylił zakazu.

- Pismo syndyka wyjaśnia, czyjego interesu on broni. Bo na pewno nie chodzi mu o spokój lokatorów z wydanymi przez sąd nakazami eksmisji - komentuje Girguś.

Od czerwca między nim i syndykiem trwa

otwarta wojna

W sierpniu Zbigniew Bartosik wnioskuje do sądu o zakazanie 59-letniemu Girgusiowi prowadzenia działalności gospodarczej przez kolejne dziesięć lat. - Pomawia mnie też o przestępstwo - oburza się Girguś. - Doniósł prokuraturze, że nie powiadomiłem go o nabyciu uprawnień do renty. Dowiodłem, że to nieprawda i w grudniu dochodzenie umorzono. Kolejne oskarżanie - o usunięcie mienia spod egzekucji - też okazało się nieprawdą. Wyszło na jaw, że Bartosik nakłonił mojego byłego pracownika do złożenia fałszywego oświadczenia.

- Nikogo nie nakłaniałem, a umorzenia nie są prawomocne - zaznacza Bartosik.

Faktem jest, że zeznania świadka Stanisława J., byłego pracownika Girgusia, wytrąciły syndykowi broń z ręki. Wycofał z sądu wniosek o pozbawienie Girgusia prawa do prowadzenia własnej firmy. Tuż po tym, jak Stanisław J. zeznał pod przysięgą, że jego oświadczenie (z sierpnia), jakoby Girguś wywiózł z ośrodka rekreacyjnego w Lubiczu piece c.o., pompę i kompresory, zostało napisane pod presją. Miało być ceną za odzyskanie przez J. mebli ze sprzedanego państwu B. obiektu.

„Pan B. powiedział, że o ich wydaniu decyduje syndyk. A ten oznajmił mi, że za przechowanie mebli jestem winny B. pieniądze i najlepiej, żebym napisał jakieś pismo, obciążające Girgusia i to będzie wyjście z sytuacji. To napisałem o tych piecach i tę kartkę dałem syndykowi. Nie miałem innego sposobu, żeby odebrać to, co jest moje, więc fałszywie obciążyłem pana Gigusia. Syndyk mi mówił, że to będzie tylko do jego wiadomości i nie będzie użyte w sądzie. Napisałem to, co mi przyszło do głowy. No i mebli nie odzyskałem” - zeznał świadek Stanisław J. Opowiadał sądowi, jak się „zdiablił, że syndyk zrobił z niego balona”, ale do wyznania prawdy zdopingowała go żona. „Nie chciała, by B. wzbogacili się naszymi meblami i domagała się załatwienia sprawy” - wyjaśnił.

- Wiem, że pan J. jest związany z Girgusiem i dlatego kłamie. Odkąd opuścił zajmowany w Lubiczu lokal, nie widziałem go. Nie mogłem go więc namawiać do napisania oświadczenia, które zresztą przekazał nie mnie, lecz moim pracownikom. Mebli nie odzyskał, bo nie napisał wniosku o wyłączenie ich z masy upadłościowej - twierdzi syndyk.

- Nie znam się na prawie, nikt mnie nie uprzedził, że trzeba pisać wniosek. Wszystko, co powiedziałem w sądzie, jest prawdą - potwierdza swoje zeznania Stanisław J.

12 sierpnia Girguś złożył zawiadomienie w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez syndyka Zbigniewa Bartosika oraz wyrządzenia szkody masie upadłości. 11 stycznia Prokuratura Rejonowa Toruń - Wschód wydała postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa: „Analiza akt sprawy nie daje podstaw do przyjęcia, aby Z. Bartosik wyrządził masie upadłości znaczną szkodę majątkową” - uzasadniono.

- Napisaliśmy zażalenie - mówi Girguś.

- Po analizie wyników kontroli poproszę Ministerstwo Sprawiedliwości o przyjrzenie się prokuratorskiej odmowie wszczęcia śledztwa. - zapowiada posłanka Lidia Staroń. - Przecież potwierdziło się, że kolejne licytacje, planowane przez syndyka były zbędne. Udowodniono mu także błędne naliczenie podatku VAT na 123 tys. zł. i musiał się z tego wycofać.

Opinia

Lech Obara, radca prawny:

- W tej sprawie zdarzył się cud. Wszyscy wierzyciele zostali spłaceni, a panu Girgusiowi został pokaźny majątek. Mógłby zacząć nowe życie przedsiębiorcy. Nie da się jednak tego zrobić na zgliszczach, a tylko tyle zostało z drukarni.

Kilkudziesięciu pracowników syndyk wysłał na bruk, a majątek, jaki zdążył sprzedać poszedł, zdaniem Z. Girgusia - za bezcen. Czy taki sposób zaspokajania wierzycieli jest społecznie, ekonomicznie i prawnie uzasadniony? Wątpię.

Art. 2 prawa upadłościowego zakłada, o ile to możliwe, zachowanie przedsiębiorstwa dłużnika. Drukarnię można było uratować, zawierając układ z wierzycielami. Spłacono by ich, sprzedając kilka działek, należących do upadłego przedsiębiorcy, o co ten wręcz błagał. Bezskutecznie, bo syndyk parł do opcji likwidacyjnej.

W ostatniej chwili udało się wyrwać spod gilotyny dom i pozostałe nieruchomości Z. Girgusia. Bezsensowną wyprzedaż majątku zastopowała interwencja posłanki Lidii Staroń w Ministerstwie Sprawiedliwości. Ostatnie miesiące syndyk wykorzystał na zwiększenie kosztów postępowania oraz walkę ze zdeptanym przedsiębiorcą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski