https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyciskanie upadłego

Grażyna Ostropolska
Dwa lata temu Zbigniew Girguś był bogaty. Miał majątek wart 10 milionów złotych: drukarnię w Toruniu, 9 domów i 4 hektary atrakcyjnie położonej ziemi w Lubiczu. Dziś jest bezdomny, bezrobotny i chory.

Dwa lata temu Zbigniew Girguś był bogaty. Miał majątek wart 10 milionów złotych: drukarnię w Toruniu, 9 domów i 4 hektary atrakcyjnie położonej ziemi w Lubiczu. Dziś jest bezdomny, bezrobotny i chory.

<!** Image 2 align=right alt="Image 128872" sub="Położony nad Drwecą ośrodek rekreacyjno-wypoczynkowy - oczko w głowie Z. Girgusia / Fot. Archiwum Z. Girgusia">Ma zakaz zbliżania się do swojej własności. Ośrodek wypoczynkowo-rekreacyjny w Lubiczu (na zdjęciu powyżej) już do niego nie należy. Może go tylko fotografować. I to z daleka, bo nowy właściciel wejść nie pozwala. Do pozbawionej maszyn drukarni, którą Girguś stworzył przed 20 laty, też już nie ma wstępu.

- Syndyk mi zabronił - mówi. - Traktuje mnie jak śmiecia i przestępcę. Wyprzedaje wszystko, choć mój dług stanowił zaledwie 10 proc. majątku - można go było spłacić w rok, zawierając układ z wierzycielami. Wystarczyło kontynuować produkcję i sprzedać część ziemi - twierdzi upadły przedsiębiorca. Jest przerażony i bezradny. Syndyk już 2 lata włada jego majątkiem. Dług i odsetki rosną, majątek topnieje. - Jeśli nikt nie powstrzyma jego działań - mówi Girguś - stracę wszystko i....

skończę w przytułku.

<!** reklama>Drukarnię „Gerges” w Toruniu założył w 1988 r. Miał w dobrych czasach 120 pracowników i sieć hurtowni w całej Polsce. Zła passa przyszła w 2003 r. Najpierw Girguś stracił najlepszego klienta - bank PKO BP. W 2006 r. przejechał się na transakcji z „Ruchem” SA: - Miałem wydrukować 75 tys. egzemplarzy terminarza spotkań drużyn biorących udział w mistrzostwach świata w piłce nożnej, ale Polska nie przeszła do kolejnej rundy rozgrywek. Zainteresowanie wydanym terminarzem spadło. Zwrócono mi 52 tys. egzemplarzy, poniosłem straty - wspomina.

<!** Image 3 align=left alt="Image 128872" sub="Fot. Grażyna Ostropolska">Zaczęły się kłopoty ze spłatą kredytu i odprowadzaniem składek na ZUS. Sprzedał 3 samochody, zwolnił część ludzi, zastawił u dostawcy papieru drukarskie maszyny. - Chciałem spłacić długi sprzedając działki pod domki jednorodzinne w Lubiczu, ale to wymagało czasu - zmiany planu zagospodarowania w gminie, geodezyjnego podziału ziemi. Zabrakło mi dwóch tygodni. ZUS, któremu byłem winien około 200 tys. zł., złożył wniosek o upadłość. W marcu 2007 r. sąd ogłosił upadłość firmy Girgusia, z możliwością zawarcia układu, i ustanowił zarządcę. Zaczęła się

czarna seria.

- Rozwód, śmierć matki, moja choroba, pobyt w szpitalu. Wszystko mi się waliło - wspomina Girguś.

W maju 2007 r. złożył w sądzie propozycję układu z wierzycielami. - Chciałem ich spłacić w ciągu roku. Drukarnia wciąż przynosiła zyski, a ze sprzedaży działek w Lubiczu mogłem dostać około 800 tys. zł. Zarządca nie przyjął mojej propozycji, nie zwołał zgromadzenia wierzycieli. Złożył za to w sądzie wniosek o zakazanie mi prowadzenia działalności gospodarczej. I to aż na 10 lat. Zabronił mi wchodzenia do zakładu i rozmów z pracownikami. Straszył, że jeżeli będę mu przeszkadzał, to sprzeda mój majątek za złotówkę. Bałem się. Siedziałem jak mysz pod miotłą - tak Girguś tłumaczy półtoraroczną bezczynność.

Sąd zakazał mu prowadzenia działalności gospodarczej na 3 lata. Przyjął też wniosek zarządcy o zmianę opcji postępowania upadłościowego z układowej na likwidacyjną.

<!** Image 4 align=right alt="Image 128872" sub="W dobrych czasach w tej drukarni pracowało 120 osób / Fot. Grażyna Ostropolska">- Zarządca został syndykiem i zaczęła się wyprzedaż mojego majątku po zaniżonych cenach - mówi Girguś.

Co na to syndyk? Dlaczego nie kontynuował produkcji? - Zaczął się kryzys, spadły zamówienia - wyjaśnia Zbigniew Bartosik. Twierdzi, że na kupno całego przedsiębiorstwa nie było chętnych. Nawet za połowę ceny.

- Ogłoszenia o aukcjach nieruchomości pojawiły się tylko w lokalnej prasie, choć syndyk lub sędzia komisarz mogli je umieścić w ogólnopolskiej - zauważa Girguś.

- Upadły mógł dać takie ogłoszenie na własny koszt - odbija piłeczkę syndyk. Nie ma sobie nic do zarzucenia. - Syndyk nie jest od zaspokajania roszczeń upadłego - mówi - Działa na rzecz wierzycieli.

- Mijają dwa lata, a syndyk nie przygotował jeszcze planu podziału pieniędzy między wierzycieli, choć kwota uzyskana ze sprzedaży mojego majątku znacznie przewyższa dług - denerwuje się Girguś.

W niego przewlekłość postępowania upadłościowego szczególnie uderza. - Syndyk nie spłaca długu ZUS-owi i bankowi, rosną odsetki. Cały majątek chce przejeść - mówi.

Do czerwca Girguś mieszkał w jednym z domków ośrodka rekreacyjno-wypoczynkowego w Lubiczu. Po czerwcowej licytacji musiał się z Lubicza wynieść. Nowy właściciel odciął mu prąd i zmienił zamki.

Położony nad Drwecą ośrodek był dla Girgusia oczkiem w głowie. Przytulne domki z 50 miejscami noclegowymi, basen, kort tenisowy, a wokół nich: wodospady, oczka wodne, kamienne mostki i alejki, unikalne drzewa, krzewy i kwiaty. Tu chciał spędzić resztę swojego życia. Zamierzał organizować imprezy dla zakładów pracy. Do hali na działce sąsiadującej z ośrodkiem planował przenieść drukarnię.

Licytacja ośrodka i paru hektarów ziemi w Lubiczu była dla Girgusia niespodzianką. - Tydzień wcześniej syndyk zapewniał mnie, że ośrodka nie sprzeda - wspomina. 4 czerwca tego roku klamka zapadła. Państwo B. kupili ośrodek i parę hektarów ziemi pod zabudowę w Lubiczu za 1325000 zł.

- Innych chętnych nie było - twierdzi syndyk.

- Byli, ale po rozmowie z syndykiem rezygnowali - twierdzi Girguś. Zakwestionował wyceny. - Mój majątek w Lubiczu wart był 6 mln zł - mówi. Oburzył się, gdy syndyk zapowiedział kolejne licytacje jego ziemi: - Chciał sprzedać działki, które klinem wchodzą w grunty, wylicytowane przez państwa B. - Girguś pokazuje zabudowany teren, który jeszcze jest jego własnością. - Dzięki pomocy posłanki Lidii Staroń i prawnika Lecha Obary udało mi się wstrzymać licytację.

Złożył wniosek o zmianę sędziego i syndyka, a postępowaniem upadłościowym zainteresowało się

Ministerstwo Sprawiedliwości

- To szokująca sprawa - uważa radca prawny Lech Obara. Zasłynął obroną mobbingowanych pracownic „Biedronek”. Teraz jego kancelaria zajęła się przypadkiem Zbigniewa Girgusia. - Nie można traktować właściciela upadłej firmy jak śmiecia - oburza się Obara. - Zapominamy, że jest konstytucyjne prawo własności, a nadzorujący upadłość sędzia nie jest Bogiem. Jeśli krzywdy wyrządzone panu Girgusiowi nie zostaną naprawione, wystosujemy skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Tak się zmienia złe prawo - zapowiada Obara.

W obronę Girgusia zaangażowała się też posłanka PO, Lidia Staroń: - Udało się powstrzymać kolejne licytacje majątku upadłego. W świetle dokumentów, które przeglądałam, syndyk zebrał już środki potrzebne do zaspokojenie wierzycieli i dalsza wyprzedaż majątku zdaje się być zbędna. Niepokój budzą nie tylko rozliczenia, ale i wycena majątku. Stąd moja interwencja w Ministerstwie Sprawiedliwości - wyjaśnia Lidia Staroń. Posłanka zna już efekt poselskiej interpelacji. - Będzie przeprowadzona bardzo szczegółowa kontrola całego postępowania upadłościowego - zdradza.

A pełnomocnik procesowy Girgusia przygotowuje zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zarzuca syndykowi niedopełnienie obowiązków oraz nadużycie uprawnień. W piśmie do prokuratora krajowego, Edwarda Zalewskiego, wspomina, m.in., o „bezprawnym usiłowaniu naliczenia przez syndyka 125874 zł podatku VAT od sprzedaży nieruchomości położonych w Lubiczu Dolnym”. Powołuje się na akt notarialny z 10 czerwca2009 r.

Do sprawy wrócimy.

Opinia

Lech Obara, radca prawny:

- Dla mnie ta sprawa jest szokująca. Pan Girguś ma dług stanowiący niewielki procent majątku, a zarządca rezygnuje z układu? Nie daje wierzycielom szansy współdecydowania o ich spłacie? To niedopuszczalne! Uważam, że nie dopełnił on obowiązku prowadzenia działalności gospodarczej i zajmowania się sprawami majątkowymi upadłego w taki sposób, by przedsiębiorstwo dłużnika zostało zachowane, a roszczenia wierzycieli były zaspokojone w jak najwyższym stopniu. Odsunął właściciela od majątku i już jako syndyk zaczął jego wyprzedaż. Z dokumentów wynika, że pozyskał już środki na zaspokojenie wierzycieli i koszty postępowania upadłościowego, a mimo to nie sporządza planu podziału pozyskanych funduszy. I, co ciekawe, planuje kolejne licytacje. Na szczęście, udało się nam je zatrzymać. A gdyby się nie udało, to co? Przeprosiliby Girgusia za pomyłkę? W tej sprawie powinno być postępowanie karne. Wystąpimy też o odszkodowanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski