Toruńscy radni to partnerzy idealni. Nigdy nie zapominający, dbający, szukający porozumienia. Pachnącą PRL-em ideę miast partnerskich kontynuują z zapałem.
Rajcy z Grodu Kopernika nie tracą wiarę w sens instytucjonalnie nawiązywanej współpracy między miastami. Kiedyś, gdy wyjazd na Zachód był problemem a kontakty międzynarodowe Polaków sporadyczne, partnerstwo miast faktycznie mogło zdziałać wiele dobrego. W ten sposób wielu toruńskich uczniów i nauczycieli poznało niemiecką Getyngę czy holenderską Lejdę. Dziś jednak każda zainteresowana szkoła może wybierać w programach współpracy z zagranicznymi placówkami. Wiele to czyni, nie korzystając bynajmniej z pomocy radnych. Identycznie rzecz ma się z przedsiębiorcami i turystami.
<!** reklama>Toruńscy rajcy jednak z dużym zaangażowaniem podtrzymują partnerstwo miast. To tam wiodą ich najczęściej służbowe podróże. W 2008 r. odwiedzili bratnią Czadcę (26-tysięczne słowackie miasteczko w górach), Getyngę (z nią współpracują od 30 lat), holenderską Lejdę, ukraiński Łuck, rosyjski Kaliningrad i słoweńskie Nove Mesto. To kolejny, dziewiąty już bliźniak Torunia.
- Skoro sami możemy pojechać praktycznie dokąd chcemy, to w czym pomagają nam te oficjalne kontakty i formuła miast partnerskich? - pytaliśmy Waldemara Przybyszewskiego (PO), przewodniczącego Rady Miasta Torunia już w 2007 roku.
- Ona faktycznie się już wyczerpała. Szczególnie w kontekście niedalekiego wejścia Polski do strefy Schengen. Pozostaje tylko symboliczny wymiar współpracy zaprzyjaźnionych miast. Przyszłość jest już nie w miastach partnerskich, ale w nawiązywaniu współpracy ukierunkowanej na jakiś konkretny cel. Tak, jak choćby w przypadku hiszpańskiej Pampeluny, z którą taki cel mamy - mówił wtedy Przybyszewski.
Jak jednak widać, coś ciągnie radnych niczym magnes do partnerstwa. Koszty tego zaangażowania trudno oszacować. Z jednej strony, wyjeżdżającym płaci się niewiele, bo tylko za podróż i ustawową delegację. Z drugiej zaś, miasto przyjmuje rewizyty i wtedy ono funduje gościom noclegi w hotelach i wyżywienie w restauracjach.
Wśród torunian prawdziwym rekordzistą zagranicznych delegacji nie jest jedna żaden z radnych miejskich. Palmę pierwszeństwa niesie radny wojewódzki Adam Banaszak (PiS). W zeszłym roku sejmik wysłał go służbowo za granice 5 razy, w tym 4 do Brukseli. Raz celem delegacji był udział w maratonie. Jak odnotowaliśmy, działacz PiS wypromował tam nasz region, dobiegając do mety na 678 miejscu.