MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Drzymalski: samokrytyczny, wyjatkowo ambitny [WSPOMNIENIE]

Tadeusz Nadolski
Najlepsze polskie rakiety lat siedemdziesiątych (od lewej): Jacek Niedźwiedzki, Henryk Drzymalski, Tadeusz Nowicki, Wojciech Fibak.
Najlepsze polskie rakiety lat siedemdziesiątych (od lewej): Jacek Niedźwiedzki, Henryk Drzymalski, Tadeusz Nowicki, Wojciech Fibak. Archiwum
W czwartek, 1 czerwca, na budynku przy kortach należącym do CEKFiS UKW przy ul. Sportowej w Bydgoszczy odsłonięta zostanie pamiątkowa płaskorzeźba Henryka Drzymalskiego. Kiedyś była to siedziba Polonii, klubu, którego przez niemal całą swoją karierę reprezentował ten jeden z najlepszych w swoich czasach polski tenisista. Początek uroczystości o godz. 17.00.

Henryk Drzymalski urodził się w Grudziądzu w 1947 roku. Swoją przygodę ze sportem zaczynał w miejscowym Starcie, ale start miał wyjątkowo trudny. Zaczynał, jak to zazwyczaj bywa z karierami wielkich ludzi sportu, od podawania piłek.
Nieprzeciętny talent Drzymalskiego sprawił, że szybko został powołany do kadry młodzieżowej ówczesnego województwa bydgoskiego. Pierwszym wielkim sukcesem, potwierdzającym duże możliwości, był awans do półfinału mistrzostw Polski w Bydgoszczy w 1965 roku.

Jak trafił do Bydgoszczy?
- Nie chwaląc się, miałem w tym swój udział – mówił bydgoszczanin Henryk Hoffman, były zawodnik, trener, działacz tenisowy, kapitan daviscupowej reprezentacji Polski. - Mój pierwszy kontakt z nim? Poznałem go jako 12-letniego chłopca na kortach w Grudziądzu. Już wtedy sprawiał duże kłopoty o wiele starszym rywalom. Obserwowałem przez kilka lat, jak się rozwija jego talent. Gdy był już w odpowiednim wieku, zasugerowałem władzom Zawiszy, że mogą pozyskać niezłego zawodnika. I tak trafił do kompanii sportowej wojskowego wówczas klubu.

Po odbyciu służby (lata 1967-1969) mimo kilku propozycji ze znanych klubów w Polsce, pozostał w Bydgoszczy przenosząc się do Polonii. Zespół po krótkim okresie gry w II lidze, awansował do I ligi., w której nieprzerwanie występował przez 13 sezonów.
Heniu, jak wszyscy o nim mówili, był na swój sposób kolekcjonerem tenisowych trofeów i medali. A każdy sukces traktował jako ten najważniejszy. Nie było dla niego nieważnych gemów, setów, czy meczów.

Po raz pierwszy indywidualnym mistrzem kraju został w roku 1974. Było to dla niego tym bardziej ważnie, że uczynił to na własnych kortach przy ul. Sportowej. W finale singla 48. IMP pokonał wtedy nie byle kogo, bo przyszłą gwiazdę krajowych i światowych kortów, Wojciecha Fibaka, który w tym właśnie roku rozpoczął swoją wielką międzynarodową karierę (jesienią 1974 r. w Barcelonie w ćwierćfinale turnieju pokonał słynnego Arthura Ashe’a).

Nie było to pierwsze zwycięstwo Henryka Drzymalskiego nad Fibakiem. Rok wcześniej spotkał się z nim w finale turnieju, organizowanego z okazji XIII Międzynarodowych targów Poznańskich i wygrał 7:5,61:1, 3:6, 6:3. Ale wróćmy na chwilę jeszcze do bydgoskiego finału IMP. W IV secie Fibak prowadził 3:1, a później przy stanie 5:4 dla Drzymalskiego obronił trzy kolejne meczbole. Wydawało się, że poznaniak przełamie się, ale tego dnia na bydgoskiego tenisistę nie było mocnych.
Oto końcówka tego pojedynku w relacji dziennikarza „Sztandaru Młodych”: Drzymalski staje przed największą szansą w życiu, prowadzi 40:0. jedna piłka dzieli go od zwycięstwa. Fibak koncentruje się, wyciąga na 40:30. Serwuje. Drzymalski z trudem odbija. Fibak idzie do siatki. Smeczuje. Drzymalski wyciąga się jak struna i długim crossem posyła piłkę wzdłuż kortu. Piłka trafia w okolice linii. Nikt na trybunach nie był pewien, czy była dobra. Trwają obustronne przetargi. W końcu sędzi główny po konsultacji z liniowym wydaje decyzję. W ten sposób mistrzem kraju po raz pierwszy zostaje Drzymalski.”

Obaj, czyli Drzymalski i Fibak, zdobyli na tych samych mistrzostwach tytuł w deblu, ale pojedynku o złoto nie stoczyli, bowiem ich rywale, czyli Jacek Niedźwiedzki i Tadeusz Nowicki, spieszyli się na inny turniej za granicą i oddali medal walkowerem. Po pamiętnym finale w Bydgoszczy ówczesny trener kadry narodowej, Józef Piątek, tak scharakteryzował postawę obu zawodników na korcie: - Fibak jest dość nonszalancki. Nie szanuje piłek. Jego przeciwnik to gracz niezwykle ambitny, z tych, którzy, jak się mówi, zgryza kort, ale nie popuszczą.

- Na korcie był impulsywny - wspominała swojego klubowego kolegę Regina Sokołowska (z d. Kozłowska), jedna z czołowych zawodniczek w latach 60. i 70. - ale też umiał się skoncentrować, kiedy była potrzeba. Miał niezwykłą łatwość uderzenia, świetną pracę nóg. Tych tenisowych walorów zazdrościli mu inni. Tomasz Woźniak, pomysłodawca i główny organizator całego przedsięwzięcia grał wspólnie z Drzymalskim w lidze.

- Byłem od niego o jedenaście lat młodszy i co tu dużo mówić – wiele mi brakowało do jego umiejętności, ale nigdy mi nie dał do zrozumienia, że jest lepszy, że mu przeszkadzam na korcie. Przeciwnie, poświęcał mi wiele czasu na treningach. Graliśmy mecz z Nadwiślanem Kraków, który mógł zadecydować o awansie do strefy medalowej. Padaliśmy ze zmęczenia, nie udało się. Nie miał do mnie pretensji. Poklepał mnie po plecach i powiedział, że następnym razem pójdzie lepiej. Z roli partnera na korcie wywiązywał się znakomicie – powiedział Woźniak.

Zagrał z Borgiem
Regularnie występując w reprezentacji kraju w Pucharze Davisa Drzymalski miał okazję rywalizować z wieloma tuzami ówczesnego światowego tenisa. Nie udało mu się jednak nigdy pokonać żadnego z „wielkich”. Między innymi w 1976 roku przegrał z Bjoernem Borgiem (m.in. zwycięzcą 11 turniejów wielkoszlemowych) 2:6, 2:6, 0:6.

Grając kiedyś na turnieju w Ankarze tak spodobał się Turkom, że ci oświadczyli mu, iż chętnie zatrudnią go, gdy już skończy karierę zawodniczą. Drzymalski trzymał się tej myśli cały czas i w 1984 roku rozpoczął tam pracę jako trener klubowy i związkowy. Tam, niestety, jego stan psychiczny uległ zdecydowanemu pogorszeniu.

Dalsze jego losy ułożyły się w ciemnych barwach. W 1992 roku stracił mieszkanie. Ówczesny dyrektor Polonii, Ludwik Cichoracki, przydzielił mu na obiektach klubowych pokoik. Miał tam zostać kilka tygodni - został do końca swoich dni. Na ulicy Sportowej spędził ostatnie siedem lat życia.

Henryk Drzymalski umarł 4 sierpnia 1999 roku. Spoczął na cmentarzu przy ul. Wiślanej w Bydgoszczy.

„Ci, co znali Henryka Drzymalskiego, twierdzą, że pod względem sportowym, był bardzo samokrytyczny, wyjątkowo ambitny, uparty aż do przesady. Ta jego cecha charakteru nie zawsze przysparzała mu zwolenników. Na pewno nie wykorzystał do końca talentu, jaki był mu dany” - tak podsumował karierę tenisisty Polonii nasz redakcyjny kolega, red. Marek Fabiszewski, w obszernym szkicu pt „Stop-wolej” zamieszczonym w „Expressie Bydgoskim”.

Był 6-krotnym mistrzem Polski w singlu na kortach otwartych (w sumie zdobył 22 tytuły). W reprezentacji zagrał w 22 meczach w Pucharze Davisa w grze pojedynczej i w deblu. Brązowy medalista mistrzostw Europy amatorów w deblu z Tadeuszem Nowickim (1980 r., Sopot). To tylko niektóre osiągnięcia z bardzo długiej listy.

POLUB NASZ PROFIL NA FACEBOOKU

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!