Amerykański śmigłowiec wezwany, by pomóc w potyczce z uzbrojonymi Irakijczykami, ostrzelał grupę, w której, jak się okazało, znajdowali się dziennikarze Reutera.
<!** Image 2 align=right alt="Image 147872" sub="Fim trwa kilkanaście minut. Widać na nim, jak żołnierze ostrzeliwują grupę cywilów. Zginęło wówczas 12 osób, w tym dziennikarze Reutera Fot. Armia amerykańska/YouTube">W zdarzeniu z 2007 roku zginęło 12 osób. Film z ostrzału opublikował w poniedziałek portal WikiLeaks. Materiał pochodzi z kamery śmigłowca. - Żałujemy utraty niewinnego życia - napisał w oświadczeniu rzecznik amerykańskiej armii, major Shawn Turner.
Wyraził on ubolewanie z powodu incydentu, ale w oświadczeniu przesłanym CNN zapewnił, że incydent ten został szybko zbadany i nigdy nie próbowano go ukryć. Jak tłumaczył, dochodzenie prowadzone po tamtej strzelaninie wykazało, że żołnierze amerykańscy nie wiedzieli o obecności dwóch reporterów, a wszystkie dowody wskazywały na to, że atakują oni uzbrojonych powstańców, a nie ludność cywilną.
Popatrz na martwych drani
Zaprezentowany film trwa kilkanaście minut. Na nagraniu z kamery pokładowej amerykańskiego śmigłowca widać jedną z ulic w Bagdadzie i grupę osób, które piloci uznali za bojowników. Na miejsce zdarzenia śmigłowiec wysłano na pomoc ostrzeliwanemu przez iracką bojówkę oddziałowi lądowemu.
W pewnym momencie żołnierze komunikują, że jeden z mężczyzn ma wyrzutnię rakiet. Chwilę później otwierają ogień. Serie padają kilkakrotnie. Ostrzeliwani uciekają, kryją się przy budynkach. Potem na ulicy zatrzymuje się miniwan, do którego cywile próbują wnieść postrzelonego dziennikarza Saeeda Chmagha. Samochód też zostaje ostrzelany. Prośba o pozwolenie na strzał pada kilka razy.
<!** reklama>Wcześniej żołnierze ze śmigłowca komentują między sobą: - O, popatrz na tych martwych drani. - Nieźle - rozmawiają, patrząc na leżące na ziemi ciała.
W sumie w ostrzale ginie 12 osób, w tym dziennikarz Reutera Namir Noor-Eldeen i jego współpracownik Chmagh, a dwoje dzieci – pasażerów miniwana - zostaje rannych.
To byli wrogowie...
Żaden z zastrzelonych, jak wynika z filmu, przez cały czas trwania ostrzału nie podejmował wrogich działań wobec amerykańskich żołnierzy. Taka była pierwsza wersja Pentagonu. Armia USA powtarzała od początku, że helikopter, z którego padały strzały, zaangażowany był w operację zwalczania wrogich sił. Z grupy ostrzelanych osób broń ma przy sobie na pewno jeden mężczyzna (ale wówczas nie był to na ulicach Bagdadu rzadki widok).
Pogwałcone prawo
<!** Image 3 align=right alt="Image 147872" >Według WikiLeaks, zamieszczone na ich portalu wideo dowodzi, że pogwałcone zostały amerykańskie zasady prowadzenia walki. Portal opublikował też oświadczenie redaktora naczelnego Reutera, Davida Schlesingera, który powiedział, że film jest dowodem na zagrożenia związane z dziennikarstwem wojennym i tragedie, które mogą nastąpić. Wstrząsające nagranie w ciągu kilku godzin trafiło na czołówki większości światowych mediów.
- Śmigłowiec ma w takiej sytuacji wyeliminować terrorystów, którzy mogą zagrażać żołnierzom - powiedział w TVN24 generał Roman Polko, były dowódca GROM. W jego ocenie, decyzja o otworzeniu ognia zawsze jest trudna. - Ale pamiętajmy, że podejmuje się ją w sytuacji wojennej. Apache nie pojawił się tam przez przypadek - dodał Roman Polko.
Przypadkowe morderstwo
Strona WikiLeaks prowadzi kampanię na rzecz wolności informacji, publikując tajne rządowe i korporacyjne dokumenty online. Wideo, które pojawiło się na ich stronie w poniedziałek, ma tytuł „Collateral murder”, czyli „przypadkowe morderstwo” (od „collateral damage”, termin oznaczający przypadkowe ofiary wojny).
- To nagranie pokazuje nam, jak wygląda współczesna wojna - powiedział Julian Assange z WikiLeaks. - Ten śmigłowiec strzelał trzydziestomilimetrowymi pociskami, zazwyczaj używanymi do takich operacji. Także zamontowane w helikopterze teleobiektywy są wyjątkowe. Piloci zachowują się tak, jakby grali w grę komputerową i chceli uzyskać jak najlepszy wynik - dodał Julian Assange.(tvn24.pl, anp)
Warto wiedzieć
- Wikileaks publikuje anonimowe przecieki dokumentów, które, jak twierdzą jego organizatorzy, pochodzą ze źródeł rządowych, korporacyjnych lub religijnych. Portal nie ujawnia tożsamości osób, które dostarczają im informacje.
- Portal istnieje od 2006 roku. Przez cztery lata wielokrotnie był atakowany, tak przez władze, jak i instytucje, których dotyczyły publikacje (głównie banki). WikiLeaks stale apeluje o pomoc, bo boryka się z dużymi problemami finansowymi. Działalność portalu wielokrotnie była też zawieszana. Ostatni raz w lutym tego roku.