- Poruszając się po domu nie czuję prawie żadnego bólu, ale jazda na żużlu wiąże się z ogromnymi obciążeniami - mówi „Mały”.
Jarosław Hampel doznał kontuzji 9 czerwca podczas Grand Prix Danii w Kopenhadze. Kolizja z Kennethem Bjerre nie wyglądała groźnie, ale okazała się opłakana w skutkach: złamana kość strzałkowa i porozrywane więzadła. Po operacji w jednej z poznańskich klinik mówiło się o kilkumiesięcznej przerwie. <!** reklama>
- Ostatnio pojawiła się duża szansa, że już pod koniec sierpnia wsiądę na motocykl - powiedział Hampel „Przeglądowi Sportowemu”. - Najpierw muszę jednak zrobić kilka treningowych kółek. Poruszając się po domu nie czuję prawie żadnego bólu, ale jazda na żużlu wiąże się z ogromnymi obciążeniami. Nie wiadomo, jak noga zareaguje.
- Największym wyzwaniem jest doprowadzenie do sprawności porozrywanych więzadeł - dodaje. - Złamana kość strzałkowa się zrosła i śruby zostały wyjęte. Pracuję pięć godzin dziennie. Opuchlizna zeszła i nie mam już żadnych ograniczeń.
W najbliższą sobotę w Terenzano (godz. 20.00) Hampela jeszcze nie zobaczymy, ale start w Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff (25 sierpnia) nie jest wykluczony.
- Od razu muszę zastrzec, że na tor wyjadę tylko wtedy, gdy będę się czuł komfortowo na motocyklu. Jeśli noga będzie znosiła pełne obciążenie, a ja będę się czuł na siłach, by walczyć z przeciwnikami, stanę pod taśmą - kończy.
Zawodnik leszczyńskich „Byków” nie musi robić niczego na siłę. Nawet jeśli nie wróci w tym sezonie i wypadnie z czołowej ósemki, to władze cyklu na pewno obdarują go stałą dziką kartą na 2013 rok.