https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grzech, kłamstwa i pieniądze

Grażyna Ostropolska
Małgorzata S. - G., była dyrektorka oddziału TUi R „Cigna - Stu” w Bydgoszczy zatelefonowała do „Expressu” z Kanady.

Małgorzata S. - G., była dyrektorka oddziału TUi R „Cigna - Stu” w Bydgoszczy zatelefonowała do „Expressu” z Kanady.

Uzyskała tam status uchodźcy, dowodząc, że w Polsce nie może liczyć na sprawiedliwy proces. Bydgoska prokuratura zarzuca jej fałszerstwa i wyprowadzenie z kasy ubezpieczalni ponad mln zł. A ona chce nam ujawnić drugie dno afery, w którą - jak twierdzi - została wplątana. Czy pani S. prowadzi taką grę, chcąc odroczyć zapowiadaną ekstradycję? A może ma w zanadrzu coś, o czym nie wiedzą prowadzący śledztwo.

Nie nam oceniać wiarygodność tego, co mówi i dokumentów, których kopie przysłała do redakcji. - Macie moją zgodę na przekazanie ich prokuraturze - mówi. Dlaczego nie zrobi tego sama? - Pisałam do prokuratury, że przyjadę i przedstawię dowody - twierdzi. - Na to, że nie tylko ja jestem winna. I na to, że teraz mąż mnie okradł. Chciałam zeznawać w sprawie karnej, ale domagałam się gwarancji, że nie zostanę aresztowana. Proponowałam poręczenie majątkowe. Odpowiedzi nie było.

Dlaczego?

Ultimatum i zdrada

- Pani S. uzależniała swój przyjazd od uchylenia aresztu, a takich warunków dyktować nie powinna - wyjaśnia rzecznik Prokuratury Okregowej w Bydgoszczy Jan Bednarek. - Informacje, które przedstawiała, były zbyt ogólnikowe. Miały posmak sensacji i zdaniem prokuratury nie uzasadniały postawienia zarzutu popełnienia przestępstwa. Tak odpisaliśmy jej adwokatowi. Kolejne pismo Małgorzaty S.-G. do prokuratury dotyczyło rzekomego wyprowadzenia majątku przez jej męża. Ta sprawa jeszcze się toczy.

Nic tak nie wyprowadziło pani Małgorzaty z równowagi, jak zdrada męża. Zdrada dosłowna, bo... - Mieszka w moim domu z inną kobietą - dowodzi. - Na dodatek ma papiery, że sprzedał dom swojemu bratu i bratowej za 350 tys. zł. Zrobił to bez mojej zgody, okradł, gdy ja wypowiedziałam mu pełnomocnictwo. Podejrzewam, że sprzedaż to fikcja, skoro od roku to on w nim mieszka. Podobnie zrobił z naszymi działkami w Annowie i Wiktorowie. Były ubezpieczone w „Cignie” na 400 tys. zł, a on podobno dostał za nie... 130 tys. Pozbawił mnie też udziałów w „Elmedzie”. - Moja wierzytelność w tej niepublicznej placówce zdrowia wynosiła 174 tys. zł, a on zbył ją mojemu dawnemu wspólnikowi Leszkowi K. za jedną czwartą ceny. A właściwie oddał, bo kłamie, że przed wyjazdem pożyczyłam od pana K. 50 tys. zł.

Kłamstwo i zdrada

- Kłamstwo totalne! - ocenia zarzuty żony pod swoim adresem Jarosław G.- Miałem notarialne pełnomocnictwo, a o sprzedaży domu mówiliśmy od roku. Cały ten majątek: dom i działki - był na kredyty. Trzeba je było spłacić. Małgorzata zostawiła mnie z długami. Debety, karty kredytowe, pożyczki zaciągnięte u mojego brata i znajomych. Sprzedałem dom bratu i około 200 tys. poszło mi na spłatę kredytu. Owszem, mieszkam tu z moją dziewczyną, ale to nie ja pierwszy zdradziłem. Jesteśmy w trakcie rozwodu. W sprawie „Elmedu” wypowiadał się nie będę. A o tym, że podobno żona wypowiedziała mi pełnomocnictwo dowiedziałem się jesienią 2005 r. Od policjantów, którzy prowadzili śledztwo w tej sprawie.

- Nieprawda? - burzy się ona. W księgach wieczystych od maja ub.r było zastrzeżenie sprzedaży domu i informacja, że wypowiadam mężowi pełnomocnictwo. Złożył je mój adwokat. A mąż sprzedał dom w czerwcu. Nie dostałam ani grosza z naszego majątku. Próbowałam zainteresować prokuraturę notariuszem, który tego nie sprawdził. Sprawę umorzono, ale moje zażalenie poskutkowało.

Kto - kogo?

- Koniecznym jest przesłuchanie w charakterze świadka Małgorzaty S. - G. Należy też sprawdzić, czy pisma o wypowiedzeniu pełnomocnictwa zostały Jarosławowi G. skutecznie doręczone - zaleca Prokuratura Okręgowa. Śledczy mają też sprawdzić, czy sprzedaż domu, w którym mieszka nadal pan G. nie byłą fikcją.

My sprawdziliśmy, jak do zarzutów byłej dyrektorki bydgoskiego oddziału „Cigny” odnosi się zarząd tej firmy. Trzeba przyznać, że oskarżenia są dużego kalibru: -„Przez 5 lat mojej pracy - pisze Małgorzata S. w mailu, który odczytujemy wiceprezes TUIR Cigna Stu Izabelli Dudzin - byłam zmuszana do uczestniczenia w manipulacjach wynikami firmy w celu niepłacenia milionowych podatków, do przeksięgowywania zarówno dochodów, jak i szkód, zatrudniania pracowników, niezgodnie z Kodeksem pracy, wypłacania gigantycznych odszkodowań znanym osobom za nieistniejące lub małe szkody. Wynagradzania agentów ubezpieczeniowych delegacjami i odszkodowaniami, zamiast prowizją. Mam wydruki z systemu „Cigny” w oryginale, które świadczą o dowolnym przeksięgowywaniu kosztów. Dawały one firmie ubezpieczeniowej zwrot pieniędzy przez reasekuratorów”.

Pani S. twierdzi, że kiedy chciała się z tego wycofać i poinformowała o swojej decyzji wiceprezes Dudzin, zaczęły się szykany i straszenie. Dlatego uciekła.

Absurdy i fikcja

- To absurdalne zarzuty - twierdzi wiceprezes zarządu Cigny - Stu Izabella Dudzin - zważywszy, że pani S. została zwolniona z naszej firmy za ciężkie naruszenie pracowniczych obowiązków. Jakie? - Dwukrotne zawieranie tych samych umów na wykonanie tej samej czynności - wylicza prawnik „Cigny”. - Akceptacja rachunków za tzw. opinie zewnętrzne, które nie były wcześniej przez „Cignę” zlecane, wypłaty za likwidację szkód dla firmy „Majkom” znacznie przewyższające cenę z umowy...

Tu warto dodać, że w tej firmie pani S. i jej mąż mieli udziały.

- Sprawdzaliśmy wyrywkowo dokumenty likwidacji szkód majątkowych w bydgoskim oddziale - tłumaczy I. Dudzin - i niektóre wydały się nam podejrzane. Wysłaliśmy kontrolerów. Pierwsza kontrola wykazała, że 29 umów o wypłate szkód było fikcją. Ludzie robili okrągłe oczy, gdy się dowiadywali, że ich mieszkanie zalało. Potem była druga kontrola, a jej wyniki podobne. Zdecydowaliśmy się oddać sprawę do prokuratury. Pani S. już wtedy w naszej firmie nie pracowała. Od sierpnia 2003 r była na zwolnieniu lekarskim, w październiku otrzymała wypowiedzenie.

Konfrontacja

Pokazujemy dokumenty, które zdaniem pani S., są dowodem na fałszowanie dokumentacji. - Te wszystkie dokumenty są w naszym komputerze - zapewnia pani Dudzin - wszystko się zgadza. Co do tzw. przeksięgowania kosztów to my próbowaliśmy tłumaczyć pani Synowiec, że koszty likwidacji powinny być w kosztach likwidacji, a koszty akwizycji w akwizycji. Jeśli mimo to pojawiły się błędy, to księgowa musiała je poprawiać.

Zarzad „Cigny” nie obawia się weryfikacji dokumentów w prokuraturze. - Będą w rękach fachowców - słyszę. A my jesteśmy spokojni. Kontrole w naszej firmie wypadły dobrze.

- A ja jednak spróbuję przekonać prokuraturę o swoich racjach - zapowiada Małgorzata S.-G. Będziemy tę batalię obserwować.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski