Rozmowa z Andrzejem Tuszyńskim, który po ponad czterech latach spędzonych w więziennej celi, szuka swojego miejsca w życiu.<!** Image 2 align=none alt="Image 214518" sub="Andrzej Tuszyński nie zamierza wypierać się swojej przeszłości. Wie, że te doświadczenia pomogą mu budować nowe życie na solidnych podstawach / Fot. Marek Wojciekiewicz">
Od kilku dni cieszy się Pan wolnością, co zamierza Pan z nią zrobić?
Przyznam, że mało w tym fakcie radości, jestem tym wszystkim bardzo oszołomiony. Najbardziej mnie zaskoczyły ceny, po przekroczeniu więziennej bramy otrzymałem 95 złotych, które w depozycie czekały na ten moment. Byłem przekonany, że to mimo wszystko kawał grosza. Niestety, wystarczyło zaledwie na powrót do Gruczna. Przy opuszczaniu zakładu karnego otrzymałem te pieniądze, parę butów i zaświadczenie o zwolnieniu. To chyba trochę mało, by rozpocząć nowe życie. Dom, w którym mieszkałem strawił pożar, a to, co udało się uratować, zostało rozkradzione. Mimo to wiem, że muszę zrobić wszystko, by do celi już nigdy nie wrócić.
Czy pobyt w zakładzie karnym w jakiś sposób zmienił Pana?
Tak, to nie były zupełnie zmarnowane lata. Wiele rzeczy przemyślałem, mam kilka twardych postanowień, które powinny mi pomóc wyjść na prostą. Cały czas mam jednak poczucie, że wymierzono mi zbyt wysoka karę za to co zrobiłem. Nie przeszkodziło mi to jednak, w napisaniu listu z przeprosinami do osoby, którą kiedyś poturbowałem. Wiele mi pomogły spotkania z przedstawicielami Kościoła Zielonoświątkowego. Sam fakt, że można było porozmawiać z kimś z tamtej strony muru miał dla mnie wielkie znaczenie. Poza tym, nauczyłem się tam wytwarzania różnych rzeczy ze skóry, szyłem poduszki, rękawiczki i piłki. Kiedyś uczyłem się za kamieniarza, potrafię też wiele rzeczy zrobić w gospodarstwie rolnym. <!** reklama>
Jakie są Pana plany na najbliższą przyszłość?
Chcę jak najszybciej dotrzeć do schroniska niedaleko Wrocławia prowadzone przez Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta, mam tam obiecane miejsce. Chcę ten pobyt wykorzystać na zdobywanie jakichś nowych umiejętności, które pozwolą mi znaleźć w końcu stałą pracę. Po drodze muszę też odwiedzić mojego ośmioletniego syna. Napisał do mnie list, ja zrobiłem to samo. Pisałem bez owijania w bawełnę o tym gdzie jestem. Nie chcę go oszukiwać. Kiedy się zobaczymy, postaram się szczegółowo mu to wszystko wyjaśnić.