26,6 procent - tylko tylu mieszkańców gminy Chrostkowo poszło do urn. To najniższa frekwencja wyborcza w Kujawsko-Pomorskiem. Dlaczego nie głosowali? Bo spali, zapomnieli albo zniechęcili się do polityki.
Do Chrostkowa, gminy w powiecie lipnowskim, dojeżdżamy od strony Kikoła. Im bliżej serca gminy, tym bardziej jesteśmy zdziwieni. W miastach naszego regionu i ich okolicach na każdym kroku straszą jeszcze podobizny kandydatów. Tu - pustka.
Po pierwsze - lenistwo
Na słupie spotkać można najwyżej ogłoszenie o sprzedaży kur niosek albo „chwilówkach” („nawet z zajęciem komorniczym”). Pierwsze plakaty wyborcze znajdujemy dopiero w samym centrum Chrostkowa. U góry wisi Łukasz Zbonikowski (PiS), poniżej Teresa Krzyżanowska (PJN), a pod nią - wszechobecne nioski.<!** reklama>
- Wybory? Eeee, źle się wtedy czułam. Usnęłam i obudziłam się już po wyborach - szczerze wyznaje Władysława Skawska. Mimo swoich 85 lat, porusza się dziarsko, sprząta liście w ogrodzie. Pochodzi z Białostocczyzny, ale - jak mówi - nikogo już tam nie ma. Pomieszkuje na plebanii.
Zaglądamy do parafialnego kościoła pod wezwaniem Świętej Barbary. To drewniana perełka z 1796 roku. Parafia liczy sobie zaledwie dwa tysiące dusz, więc proboszcz Janusz Filarski jest tu jedynym duchownym. Podpytujemy o niską frekwencję. Może ma jakiś związek z faktem, że w przeszłości okolica objęta była zaborem rosyjskim? Może zakorzeniło się w pokoleniach przekonanie, że władza jest nienasza i na nic nie ma się wpływu?
- Nie należy szukać tak daleko - mówi jednak proboszcz. - Przyczyny są zupełnie proste. Po pierwsze, lenistwo. Po drugie, zniechęcenie rolników do polityki (90 procent mieszkańców gminy to właściciele gospodarstw do 10 hektarów). Przecież dla nich od lat nic nie zmienia się na lepsze, więc nie widzą sensu w głosowaniu. Niezależnie od tego, jakiej opcji ekipa rządziła, im się nie poprawiło.
Ksiądz Filarski ani w kampanii, ani w niedzielę 9 października nie zachęcał wiernych do głosowania. Dziś mówi, że może szkoda; może jednak trzeba ludzi uświadamiać. Przecież wymierne skutki polityki widać choćby na dachu świątyni. Kończy się remont dachu za 250 tysięcy zł, zaczęty w lipcu. - Bez dotacji z Urzędu Marszałkowskiego i Unii Europejskiej remontowałbym ten dach przez jakieś 10 lat, bo roczny dochód parafii to 30-40 tysięcy złotych - podkreśla ks. Filarski.
Młody kościelny, Leszek Dudziński, na wybory poszedł. Zaliczył bierzmowania, które akurat tej niedzieli odbywały się w parafii i ruszył do urny. - Ja zawsze głosuję na swoich. Tym razem skreśliłem Krzysztofa Baranowskiego (PSL), starostę lipnowskiego - zdradza. Zaprasza do wnętrza kościoła, oprowadza. I, w ramach niespodzianki, funduje niecodzienny pokaz. Chowa się za główny ołtarz, z którego łagodnie uśmiecha się Matka Boska. Cyk, i z dołu zaczyna przesuwać się w górę obraz przedstawiający świętą Barbarę. Gdy całkowicie zasłoni figurę, kościelny, niczym duch, wyłania się z półmroku. - Boczne ołtarze też mają ukryte obrazy. Niestety, moi poprzednicy nie zostawili mi instrukcji, jak je uruchomić - dodaje.
Bo milicja goni baby
Przemierzamy główny trakt wsi. Zabudowa bardzo niska. Sporo drewnianych, opuszczonych chałup. Dużo sklepików spożywczych, rzeźnik, drogeria, salon fryzjerski Arabeska. Bogusława Boryszkowskiego spotykamy na podwórzu, przy gołębniku. Ptactwo, jak mówi, kocha od lat. Miał nawet złote bażanty, ale te wredne kuny je pożarły („Płakać się chciało”).
Pracował w toruńskiej Elanie, na budowach, był kierowcą. Mieszka z żoną, synem i synową. - Nikt z nas nie głosował. Wybory wcale nas nie interesowały. Każdy z nas ma dosyć polityków. Chodzi im tylko o stanowiska i pieniądze, a nie o zrobienie czegoś dla ludzi - wykłada, energicznie gestykulując.
Jeśli już, to widzi sens w wyborach samorządowych. Tu, na dole, naprawdę są problemy do rozwiązania. - Gdy 20 lat temu kupiliśmy dom i działkę, było tak, jak chcieliśmy - cicho. Teraz spać nie możemy. Odkąd w sąsiedniej Nowej Wsi powstały żwirownie, naszą wieś rozjeżdżają tiry. W nosie mają ograniczenie prędkości do 30 kilometrów na godzinę, pędzą przynajmniej dwa razy szybciej i to już od 5 rano - zapewnia, a za płotem przejeżdża właśnie szybko ciężarowe volvo, prowadzone, jak wynika z tabliczki, przez niejakiego Dawida.
Boryszkowski nie jest jedynym mieszkańcem Chrostkowa, któremu przeszkadzają tiry. Sąsiadom też codziennie drżą szyby w kredensach i pękają szklanki. Najgorsze jest to, że milicja (jak uparcie tytułuje mundurowych mężczyzna) nic z tymi tirami nie robi. - Milicjanci to gonią baby na rowerach i każą dmuchać w balonik, ale na tiry przymykają oko. Raz zadzwoniłem na „112”. Odebrał jakiś palant i powiedział mi, że są ludzie, którym wszystko przeszkadza. To więcej nie dzwonię - tłumaczy pan Bogusław.
Kiedyś z aptekarzem i kilkorgiem innych sąsiadów zablokowali, w ramach protestu, przejście dla pieszych. Mundurowi ich wyprosili. - I tyle wszystkiego, dalszej walki o spokój i bezpieczeństwo nie było. Nie ma zgrania ludzi w Chrostkowie - podsumowuje. - Zostaje mi już chyba tylko panią Jaworowicz zawezwać. Jak myślicie, przyjedzie?
Wyszarpać z Unii, ile się da
Siedziba gminy to najsolidniejszy gmach w Chrostkowie. Tu urzęduje nie tylko władza, ale i policja, pomoc społeczna, filia Banku Spółdzielczego, etc. Elżbieta Mazanowska, energiczna brunetka w średnim wieku, rządzi gminą już drugą kadencję. Zastajemy ją w skromnym gabinecie, pochyloną nad rozliczeniem podatków. Na stole - paczka cienkich LD.
- Nie jestem związana z żadną partią polityczną, tylko z ekonomią - śmieje się pani wójt, absolwentka Liceum Ekonomicznego w Toruniu. - Jesteśmy malutką, typowo rolniczą gminą, systematycznie się wyludniającą (dziś tylko 3100 mieszkańców), z dochodem 1,8 mln zł rocznie. Gdy obejmowałam urząd, ściągalność podatków była na poziomie 80 procent. Dziś - na poziomie 100.
Elżbieta Mazanowska przyznaje, że jej dewiza to „piłowanie” podatnika i pozyskiwanie zewnętrznych funduszy, skąd tylko się da. Są efekty. W zeszłym roku Chrostkowo w rankingu „Gazety Prawnej” „Europejska Gmina - Europejskie Miasto 2010” zajęła pierwsze miejsce w powiecie i jedenaste w województwie. Liczono pozyskane środki unijne przypadające na mieszkańca.
I w Chrostkowie było co liczyć. - Gdy zaczynałam wójtowanie, 99 procent dróg w gminie było gruntowych. Dzięki unijnym dotacjom przybyły kilometry asfaltówek. Udało się też zwodociągować gminę, wybudować nową staję uzdatniania wody w Chojnie i kompleksowo zmodernizować budynek, w którym mieści się nowo powstały Zespół Szkolno-Przedszkolny w Chrostkowie - wylicza pani wójt. Do tego dołożyć można jeszcze projekty realizowane w ramach PO Kapitał Ludzki, na przykład grupę samopomocową, działającą pod hasłem „Walka o godne jutro”.
Młodzi stąd uciekają
Większość mieszkańców nie łączy jednak tych inwestycji z wielką polityką. - Dlatego odpuszczają sobie wybory parlamentarne, szczególnie ci starsi. 9 października zabrakło naszej młodzieży. Wielu wyjechało do Irlandii, Wielkiej Brytanii, Holandii. Nie widzieli tu dla siebie perspektyw. Wielka szkoda, bo nie tylko wyludniamy się, ale i starzejemy jako gmina - ocenia Elżbieta Mazanowska.
Losy jej własnej rodziny wpisują się w ten scenariusz. Pierwszy syn studiował na Politechnice Szczecińskiej. W ramach stypendium wyjechał do Kanady. Rzucił studia na ostatnim roku i został w tym dalekim, lepszym świecie. Ma dobrą pracę, żonę, dziecko.
Drugi syn nauczał wychowania fizycznego i informatyki w sąsiedniej gminie Brzuze. Stało się jednak to, co dzieje się wszędzie: gmina szkołę zamknęła z powodu oszczędności (Elżbieta Mazanowska sama zlikwidowała dwie szkoły z niecałą trzydziestką uczniów, więc nie ocenia) i syn stracił pracę. Wyjechał szukać szczęścia do Warszawy. Ale, jak zaznacza matka, na wybory do Chrostkowa się stawił.
Jaka przyszłość czeka młodego człowieka w tej gminie? Może przejąć po rodzicach małe gospodarstwo i hodować kukurydzę, rzepak lub pszenżyto. Może cudem załapać się do pracy przy wydobyciu żwiru, ale to praca na chwilę, bo przecież autostrada A1 nie będzie budować się wiecznie. Może założyć kolejny sklepik i walczyć o niezamożnego klienta dawaniem „na zeszyt”. W najlepszym wypadku zaś - dostać posadę w Urzędzie Gminy lub podległej mu placówce.
- Tu nie ma biznesu. Gmina jest największym pozarolniczym pracodawcą - kończy pani wójt.
Tu nie stawiają na Donalda Tuska
9 października, jak już wspomnieliśmy, do urn poszło zaledwie 26,6 procent uprawnionych mieszkańców gminy Chrostkowo. Dokładnie 646 osób. Najmniej w okręgu toruńsku-włocławskim (nr 5) i całym województwie, bo w okręgu nr 4, bydgoskim, gmina Dąbrowa Biskupia z najniższą frekwencją osiągnęła wynik 28,9 procent.
Jak zagłosowali chrostkowianie? Najwięcej, bo 212 osób postawiło na listę Prawa i Sprawiedliwości (34,98 proc.). O dziesięć mniej - na Polskie Stronnictwo Ludowe (33,3 proc.). Mandat zaufania Platformie Obywatelskiej dało tylko 91 wyborców (15 proc.). Niewielka grupka, bo 42 osoby, zagłosowała na Sojusz Lewicy Demokratycznej (6,93 proc.).
Szału w gminie nie zrobił też czarny koń wyborów, czyli Janusz Palikot. Jego ruch poparło zaledwie 38 sympatyków (6,27 proc.). Pozostałe, nieliczne już głosy, rozłożyły się między partię Polska Jest Najważniejsza (10 głosów), Polską Partię Pracy Sierpień 80 (6) i listę Korwina-Mikkego (5).
Oni na tym korzystają
Kiedy Bogusław Boryszkowski tak głębiej się zastanowi, dochodzi do pewnego politycznego wniosku. - Podtrzymuję, że politycy idą do Sejmu, żeby się nachapać. Ale jeśli ja nie głosuję, i żona, i syn, i synowa, to oni na tym korzystają. Jak byśmy zagłosowali, to może byśmy kogoś innego zrobili posłem. Może kogoś lepszego.
A ksiądz Janusz Filarski dodaje, że najsmutniejsze jest w sumie to, że ziemia lipnowska nie ma swojego posła. - Bo nie czarujmy się przecież: ten z Torunia będzie walczył o toruńskie sprawy, a nie nasze.
Opinia
Elżbieta Mazanowska, wójt gminy Chrostkowo
<!** Image 2 align=none alt="Image 180610" sub="Władysława Stawska 9 października źle się czuła. - Zasnęłam i obudziłam się już po wyborach - wyznaje szczerze mieszkanka Chrostowa. Takich, którzy przespali tu czas wyboru było jednak zdecydowanie więcej.">
Widzę trzy podstawowe powody tak niskiej frekwencji wyborczej w naszej gminie. Po pierwsze, nasi mieszkańcy niechętnie się integrują i angażują w cokolwiek. Większość żyje dla siebie. Przykładem są zebrania wiejskie, na które przychodzi bardzo mało osób. Na takich zebraniach ludzie mają np. prawo zdecydować, na co przeznaczyć pieniądze z funduszy sołeckich. Może zorganizować gminny piknik? Albo wesprzeć jakieś stowarzyszenie? Niestety, mała garstka obecnych na zebraniu najczęściej nie ma pomysłów i pieniądze po raz kolejny przeznacza się na materiał do łatania drogi. Powód drugi to dezorientacja wielu mieszkańców w tzw. wielkiej polityce. Przychodzili do mnie przed wyborami i pytali: „Na kogo mamy głosować, pani wójt?”. A ja przecież im tego nie powiem. Wreszcie powod trzeci: brak młodzieży. Wielu wyjechało pracować za granicą i nie stanęli przy urnach.